Raport Białoruś

Soczi w cieniu Majdanu. ”Putin jest śmiertelnie przerażony”

Ostatnia aktualizacja: 14.02.2014 22:00
Jeśli Ukraina odejdzie ku Europie, Władimir Putin będzie skończony jako polityk, jego nimb ”odnowiciela imperium” pryśnie. A co jeszcze straszliwsze dla Kremla, przykład będzie zaraźliwy dla Rosjan – mówi portalowi PolskieRadio.pl Wacław Radziwinowicz, autor książki ”Soczi. Igrzyska Putina”. Nie wątpi, że Putin zrobi w kwestii ukraińskiej wszystko co w jego mocy.
Władimir Putin ogląda pokaz łyżwiarstwa figurowego
Władimir Putin ogląda pokaz łyżwiarstwa figurowegoFoto: PAP/EPA/ANATOLY MALTSEV

– Olimpiada w Soczi jest jak soczewka, skupiająca mechanizmy, które kształtują dzisiejszą Rosję. Właśnie je chciałem opisać – mówi portalowi PolskieRadio.pl autor książki ”Soczi. Igrzyska Putina” Wacław Radziwinowicz. Brzmi to skromnie. Jednak historia organizacji igrzysk w Soczi, którą można bliżej poznać w jego reportażu, to polityczno-społeczny thriller. Na ołtarzu olimpiady niektórzy musieli złożyć swoje domy, nie doczekawszy się godziwej rekompensaty, a inni, na przykład imigranci-robotnicy – ciężko zapracowane pieniądze. Ofiarą padła przyroda, ukarani byli protestujący ekolodzy i inni aktywiści, krytycy igrzysk. Opozycja alarmuje, że to olimpiada najdroższa w historii, ceny obiektów olimpijskich są wielokrotnie wyższe niż w Europie Zachodniej, a miliardy dolarów pochłonęła korupcja. Przeraża nieporadność służb w kwestii terroryzmu na Kaukazie i skala inwigilacji, jaką poddano Soczi na czas igrzysk. Jedna z aren zawodów, Krasnaja Polana, to miejsce krwawej bitwy z Czerkiesami i potomkowie tych kaukaskich górali protestowali wielokrotnie, że nie można organizować igrzysk na cmentarzysku ich przodków. To tylko niektóre aspekty tej historii.

”Po Putinie teraz można spodziewać się wszystkiego”

Teraz jednak Władimir Putin ma przed sobą o wiele większe wyzwanie niż Soczi. Oczy Kremla skierowane są teraz gdzie indziej, na Kijów. Wacław Radziwinowicz zauważa, że dla Władimira Putina przyszłość Ukrainy to kwestia politycznego życia i śmierci.

- Znaczenie igrzysk jest w tej chwili niewielkie, na tle tego, co się dzieje na Ukrainie. Gdy ktoś przygląda się wnikliwie oficjalnej publicystyce rosyjskiej, widzi śmiertelne przerażenie Kijowem. Jeśli uda się Ukraińcom obalić prezydenta Wiktora Janukowycza i zmusić nowe kierownictwo do obrania kursu europejskiego, będzie to straszliwa klęska Władimira Putina. Raz, że nie wykona on swego głównego politycznego zadania – to jest niewypuszczenia Ukrainy spod wpływów rosyjskich. Jeśli ona odejdzie, jest skończony jako polityk. Jego nimb człowieka, który odrodził imperium, pryśnie. To jedna rzecz, a druga jest jeszcze straszniejsza. Przykład jest zaraźliwy– mówi Radziwinowicz. I w związku z tym jest pewny, że ze strony Putina można spodziewać się wszystkiego, jeśli chodzi o Ukrainę.

Czy Ukraińcy mogą wygrać tę walkę? - Ukrainie potrzebna jest teraz realna pomoc finansowa. Trzeba, aby powiedziano: kończymy, dajemy gwarancje Janukowyczowi i jego ludziom, a tworzymy teraz taki rząd, który wspieramy mocniej niż Rosjanie. Tak jednak Europejczycy nie zrobią - nie mogą dać pieniędzy – ocenia dziennikarz. Jak zaznacza, Putin może wyciągnąć z budżetu dowolną sumę pieniędzy i nikt tego nawet nie skrytykuje, a politycy europejscy muszą liczyć się ze zdaniem wyborców.

Dziennikarz, na co dzień mieszkający w Moskwie, mówi, że nastroje protestu wśród Rosjan wcale się nie uspokoiły. Przewiduje, że teraz, z racji wydarzeń w Kijowie, władze zaczną mocno przykręcać śrubę.

***

Zachęcamy do przeczytania wywiadu z Wacławem Radziwinowiczem.

Wacław
Wacław Radziwinowicz, fot. PolskieRadio.pl

PolskieRadio.pl: Dlaczego zdecydował się pan napisać książkę o Soczi?

Wacław Radziwinowicz: Bardzo zainteresowałem się olimpiadą w Soczi już w 2007 roku, gdy Rosja uzyskała prawo do organizowania igrzysk. Uderzył mnie rozmach, z jakim Rosjanie starali się o tę imprezę. W stolicy Gwatemali, gdzie sprawa się rozstrzygała i decydował Międzynarodowy Komitet Olimpijski, zbudowali tzw. Rosyjski Dom. Samolotami sprowadzono wszystko, co było potrzebne. I tam nalewali, tańczyli, śpiewali i przeciągali kogo tylko można na swoją stronę. Mówiąc wprost, kupowali glosy.

Były nie tylko czerwony kawior i wódka - Rosjanie przywieźli do Gwatemali sztuczne lodowisko, na którym tańczył mistrz łyżwiarstwa figurowego Jewgienij Pluszczenko. Nikt na takie pomysły do tej pory nie wpadał i to przyciągało uwagę. Widać było, że im na tym strasznie zależy i są gotowi zrobić wszystko.

Punktem kulminacyjnym był występ Władimira Putina, który język angielski zna dość słabo, ale całkiem poprawnie zapraszał do Rosji, zapewniał, że wszystko będzie w porządku. Dodał nawet kilka zdań po francusku, aby zachęcić jeszcze bardziej. I przekonał. Widać było, że mamy do czynienia z czymś niezwykłym, robionym z niezwykłym rozmachem.

Od 2007 roku, kiedy zapadła decyzja o organizacji igrzysk w Soczi, byłem zainteresowany tym, co tam się dzieje i jak to wypadnie. Nie zajmuję się sportem jako dziennikarz, dla mnie Soczi było ciekawe jako soczewka, laboratorium, które pokazuje, jaka jest Rosja, jakie są mechanizmy rządzenia, w jaki sposób załatwia się ważne sprawy. To mnie zainteresowało bardziej niż sprawy sportowe.

Właśnie. Też przyszła mi do głowy refleksja, że historia przygotowań do Soczi skupia jak w soczewce zło, grozę, nieszczęścia, lekceważenie praw, których w Rosji doświadczają obywatele tego kraju. Tu dało znać o sobie wiele problemów, z którymi zmaga się rosyjskie społeczeństwo: są tu i źle traktowani imigranci, zniszczona przyroda, naruszanie praw obywateli, potężna korupcja ....

/

Dla mnie najważniejsze są mechanizmy, dzięki którym to wszystko jest możliwe. Przenieśmy się na chwilę do Polski i wyobraźmy sobie, że będziemy organizować olimpiadę zimową w Krakowie i w Zakopanem. Ci, którzy odpowiadaliby za przygotowania, mieliby zapewne ogromną ochotę powtórzyć doświadczenie rosyjskie. Na przykład: wprowadzić dekret nr 310, taki, który obowiązuje w olimpijskim Soczi. Zgodnie z nim można odebrać komuś nieruchomość, właściwie w trybie natychmiastowym, można kazać mu się wyprowadzić nawet bez uczciwej rekompensaty. Z całą pewnością byłaby chęć, żeby pójść na skróty. Mówiono by: musimy zdążyć, wielka sprawa, Polska, honor i tak dalej. Wprowadzamy więc takie prawo, które pozwala powiedzieć gaździe ”precz ze swojej chaty, a dostaniesz za to mieszkanie”. Tak jest łatwiej załatwiać trudne sprawy. Byłaby może ochota, by nie patrząc na walory przyrodnicze okolicy, najkrótszą drogą przebić autostradę z Krakowa do Zakopanego i poprowadzić tamtędy kolej. Na pewno chcieliby tego ludzie, którzy takie przedsięwziecie odpowiadają. Bo takie pokusy są wszędzie, gdzie organizuje takie imprezy.

Jest jednak istotna różnica. U nas w takim przypadku powstałby wówczas straszny krzyk. Gazda dotarłby do parlamentarzystów, do Sejmu. Krzykliwi posłowie opozycyjni zrobiliby z tej sprawy straszną aferę. Zaczęłyby się kontrole NIK, i różne inne, a to, że nasz premier czy prezydent staliby murem za olimpiadą, nie miałoby żadnego znaczenia. Zniszczono by po prostu ludzi, którzy próbowaliby wprowadzać takie porządki. W Polsce wszystko byłoby pod społeczną kontrolą. Media by huczały, gazda odwiedzałby wszystkie telewizje, byłby wstyd na cały świat i prawdopodobnie góral by się wybronił. Trzeba byłoby mu naprawdę dobrze zapłacić za to, że musiał oddać dom.

A w Rosji tego wszystkiego nie ma. Jest wola szefa, a olimpiada jest poza wszelką krytyką. Co z tego, że jakaś gazeta, z którą nikt się nie liczy, napisze o problemach przesiedlanych ludzi czy o niszczonej przyrodzie. Gdyby w Polsce próbowano przebijać przez Tatrzański Park Narodowy autostradę czy kolej, byłby hałas na cały świat. W Polsce władza musi się liczyć ze słuszną czy niesłuszną krytyką, nie ma wyjścia. A tam – nie musi. Jest cicho, cała oficjalna Rosja jest za olimpiadą i nikt nie będzie nawet szemrał. Taka bowiem jest wola Putina. Mówi się, że to jest wielka narodowa sprawa, a gdzie drwa rąbią – tam wióry lecą, a więc i ludzie tracą swoje domy.

Większość wysiedlonych dostała rekompensatę, choć często niesprawiedliwą. Są jednak i takie przypadki, że ludzie stracili wszystko przez olimpiadę. Są oni bezbronni – cóż mogą zrobić. Chętnie rozmawiają z nami, z dziennikarzami zagranicznymi, licząc na to, że narobimy wstydu Rosji. Jak na razie Rosja udaje, że tego nie zauważa.

Co myśli społeczeństwo w Rosji o Soczi? Czy można wyczuć, jaka jest atmosfera wokół olimpiady? Czy do Rosjan trafiają te reportaże o imigrantach, którym nie zapłacono, których pobito, i o innych problemach?

Oni o tym nie wiedzą. Natomiast warto tutaj powiedzieć o opozycjoniście Borysie Niemcowie. Ten człowiek rzucił bardzo dużo światła na olimpiadę. Szacowany koszt igrzysk to ponad 50 mld dolarów. Borys Niemcow pokazał, że obiekty budowane w Rosji kosztowały dwa, trzy, a nawet i siedem razy więcej niż za granicą, gdzie droższa jest  energia, siła robocza, materiały, etc. Powstaje pytanie, dlaczego budowano dwa-trzy razy drożej? Niemcow nie złapał nikogo za rękę i nie powiedział ”ty wziąłeś milion”, jednak z prostego rachunku wynika, że pieniądze gdzieś się ulotniły. I to przeniknęło w jakiś sposób do świadomości Rosjan. W pojęciu tych, którzy zaglądają do Internetu, olimpiada jest zła, bo jest droga i tam "kradną". Nie ma wielkiego entuzjazmu wokół Soczi, nie ma nastawienia, że to piękna impreza i teraz pokażemy światu, jacy jesteśmy wspaniali i zorganizowani. Rosjanie podchodzą do sprawy sceptycznie, opowiadają sobie anegdoty o tym, że jest drogo i że wiele ukradziono.

Niemcow wie o czym mówi, zna sytuację bardzo dobrze. Pochodzi z Soczi. Jego ojciec był odpowiedzialny za inwestycje w tym mieście. Sam Niemcow był przez kilka lat gubernatorem Niżnego Nowogrodu - to duże miasto i poważna funkcja. Potem był wicepremierem odpowiedzialnym za inwestycje. Był naprawdę poważnym kandydatem na prezydenta, następcę Borysa Jelcyna. który bardzo go lubił (a jego córka nawet go kochała, ale to inna historia…). Parę lat temu, kiedy merem Moskwy był Jurij Łużkow, Niemcow napisał raport o jego gospodarzeniu – wyliczył, ile ukradziono, jakie miliardy zarobiono na biznesie w stolicy Rosji. Łużkow, gdy był jeszcze merem, wystąpił do sądu przeciw Niemcowowi i wygrał sprawę o oszczerstwo. Później, kiedy Łużkowa odsunięto ze stanowiska, okazało się, że zrobiono to na bazie tych zarzutów, które postawił mu opozycjonista. Przyznano tym samym rację Niemcowowi: że się znał, wyliczył i pokazał.

EPA/ALEKSEY
EPA/ALEKSEY NIKOLSKYI / RIA NOVOSTI POOL

 

A terroryzm? Nawet dla kogoś, kto nie jest specjalnie zorientowany w tematyce rosyjskiej, pomysł, żeby organizować olimpiadę w miejscu, gdzie będą chcieli zaznaczyć swoją obecność kaukascy islamscy rebelianci, wydaje się ryzykowny. Powstaje pytanie, dlaczego się na to zdecydowano.

Można zapytać, dlaczego w ogóle ośmielono się na olimpiadę? W 2007 roku ropa naftowa kosztowała sporo, wydawało się, że ceny wciąż będą rosnąć, Rosja będzie puchła od pieniędzy i chwyci za  gardło cały świat. Na Kaukazie było stosunkowo spokojnie, stad myślano, że wojna skończyła się wielkim sukcesem Moskwy. Olimpiada miała dowieść światu, że Rosja ostatecznie wygrała wojnę czeczeńską, a problemy na Kaukazie nie istnieją. Kreml chciał również pokazać że stać go na taką imprezę. Rzeczywiście tak jest, bo ciągle mają sporo pieniędzy w zapasie i to ciągle zasobny kraj, choć nie można powiedzieć, że bogaty.

Sytuacja zaczęła się jednak zmieniać. W Rosji mówi się obecnie, że panuje stagnacja, ale według mnie to już recesja. Gospodarka się kurczy. Ropa jest wciąż droga, ale to niczego nie zmieni. Ludzie zaczynają odczuwać, że ich stopa życiowa spada. Władze są bezradne i nie wiedzą, co z tym zrobić, bo sytuacja jest niby dobra.

Do tego bardzo ożywił się Kaukaz. Powodem jest terror. Wszyscy ze wszystkimi walczą. Władza jest skorumpowana. Czasem nie wiadomo, kto stoi po której stronie. Aresztowano np. mera Machaczkale, którego oskarżono o wynajmowanie bojowników islamskich, by zabijali jego politycznych przeciwników. Mało tego – miał kupić od nich rakietę przeciwlotniczą, by zestrzelić samolot pasażerski z jego politycznymi konkurentami na pokładzie. Gdzie tu władza, gdzie terroryści? Tam wszystko się pomieszało. Rosjanie próbując spacyfikować Kaukaz, zaprowadzili tam porządki, nad którymi nie panują. A ambitne kraje arabskie, chciałyby dżihadu na Kaukazie, pompują tam pieniądze. Raptem Soczi znalazło się na linii frontu.

Wydaje się, że nie jest tam bezpiecznie. Być może decyzja części polityków o bojkocie igrzysk, z powodu nieprzestrzegania w Rosji praw człowieka, była też wsparta obawą o bezpieczeństwo. Oczywiście sytuacja praw człowieka bardzo się pogorszyła w ostatnich latach.

Jeśli chodzi o bezpieczeństwo w  Soczi, to jeszcze w grudniu byłem przekonany, że mysz się tam nie prześlizgnie i bezpieczeństwo będzie absolutne. Są tam skoncentrowane dwie armie: 58., która walczyła z  wojnie 2008 roku, na granicy z Gruzją, a oprócz niej są jednostki, osłaniające od strony Kaukazu, które w sumie złożą się na drugą armię. Te oddziały walczyły w Afganistanie i w Czeczenii. Na miejscu jest też około 60 tysięcy funkcjonariuszy wojsk mundurowych – to bardzo dużo, w przeliczeniu na wojsko – to kolejne dwie armie. Są tam też służby specjalne, środki techniczne do podsłuchu wszystkiego i wszystkich, myśliwce, łodzie podwodne, zabezpieczenia różnego rodzaju… Wydawało mi się, że to wystarczy.

Jednak dwa ostatnie zamachy w Wołgogradzie obnażyły nieporadność rosyjskich służb specjalnych. Na dworcu wybuchła bomba, a służby poinformowały, że zamachu dokonała dziewczyna, o której wszystko już im wiadomo, przy wejściu zatrzymał ją bohaterski policjant, który nie pozwolił jej wejść do hali dworca. Już wtedy zauważano, że przecież wybuch był w środku gmachu, nie przy wejściu...

A potem nagle okazało się, że eksplozji dokonał mężczyzna. Następnie, kilka tygodni później do zamachu przyznali się bojownicy z Dagestanu, z grupy Droga Sunny. Służby specjalne powiedziały wtedy: ”Wiemy, to grupa pochodząca z Iraku”. Nie tłumaczyły, dlaczego owa grupa z Iraku przyjechała do Wołgogradu. Dopiero potem się okazało, że to silna organizacja terrorystyczna, która już nie pierwszy raz przeprowadza poważny zamach, a o której służby specjalne nie wiedzą. Zapewne mydlą oczy swoim szefom, opinii publicznej. Okazało się, że nie wszystko jest w porządku. Fachowcy od wywiadu na Zachodzie doskonale rozumieją, że w Rosji mamy do czynienia ze służbami, które są jak dzieci we mgle – one nie mają wiedzy  Myślę, że w Soczi może być niebezpiecznie, choć akcja może być planowana gdziekolwiek w Rosji.

Czy w Rosji może coś się zmienić? Gdy skończyłam lekturę pana książki doszłam do smutnego wniosku, że nikt nie mógł stanąć na drodze temu, że niszczono przyrodę, uciszano aktywistów, zabierano ludziom domy bez rekompensaty, nikt się nie wzruszył tym, że wydatki na igrzyska są poza kontrolą. Wszystko w Rosji nadal jest możliwe i nic się nie zmieniło. Czy pan też ma takie wrażenie? Były protesty, ale teraz to społeczeństwo znowu pogrążyło się w letargu.

Wszystko co działo się w Soczi, np. budowa w rezerwacie z listy UNESCO, przeprowadzenie kolei przez miasto, to normalne dla rosyjskiego ustroju, zwłaszcza na prowincji. Tam ludność jest pokorna, nie buntuje się i nie będzie protestować.

To się jednak zmienia. Protesty zimą 2011 i 2012 roku były olbrzymie, władza była przerażona. Zrobiono wtedy wiele ustępstw, ustępując pod presją narodu – przywrócono chociażby wybory gubernatorów (prawda, że potem to zmieniono). Ułatwiono rejestrację partii politycznych. A warto zaznaczyć, że pierwsze duże protesty były jeszcze w 2010 roku w Kaliningradzie – mieszkańcy doprowadzili do tego, że narzucony im z Moskwy gubernator Gieorgij Boos najpierw uciekł, a potem został odwołany.

Protesty w Rosji nie zostały tak naprawdę stłumione, ale wygnane z ulicy. Nastroje są wciąż radykalne, nie poprawiły się, tym bardziej, że ludzie czują, że stopa życiowa spada. Władze nie mają na to recepty. To ważny czynnik: już nie można liczyć na to, że Putin swoimi metodami dokona cudu gospodarczego.

Obawiam się jednak, że teraz śruba zostanie mocno przykręcona, choć nie ze względu na olimpiadę. Znaczenie igrzysk jest w tej chwili niewielkie, na tle tego, co się dzieje na Ukrainie. Gdy ktoś przygląda się wnikliwie oficjalnej publicystyce rosyjskiej, widzi śmiertelne przerażenie Kijowem. Jeśli uda się Ukraińcom obalić prezydenta Wiktora Janukowycza i zmusić nowe kierownictwo do obrania kursu europejskiego, to będzie straszliwa klęska Władimira Putina. Raz, że nie wykona on swego głównego politycznego zadania – to jest niewypuszczenia Ukrainy spod wpływów rosyjskich. Jeśli ona odejdzie, jest skończony jako polityk. Jego nimb jako człowieka, który odrodził imperium, pryśnie.

To jedna rzecz, a druga jest jeszcze straszniejsza. Przykład jest zaraźliwy. Rosjanie pomyślą: ”To są nasi bracia Słowianie, którzy potrafili się zbuntować i czegoś się dobić”. Kreml może się więc spodziewać, że taki scenariusz powtórzy się w Rosji i tego się potwornie boi. Wiem, że świadoma wielkomiejska publiczność rosyjska przygląda się bardzo wnikliwie temu, co się dzieje na Ukrainie i puszcza mimo uszu zapewnienia oficjalnej rosyjskiej propagandy, że to ”faszyści, banderowcy, nacjonaliści”.  Taka postawa oficjalna wynika ze śmiertelnego strachu władz.

Teraz problemy ma np. telewizja Dożdż, która obiektywnie pokazywała relacje z Majdanu.

Jeśli nawet zamkną telewizje, można usiąść do komputera i przejrzeć choćby nawet ukraińskie media. To już nie są czasy Gogola, gdy można było oszukiwać szefów i mydlić oczy społeczeństwu.

Prowincja patrzy głównie na telewizję…

Tak jak dziś losy Ukrainy decydują się tak naprawdę w Kijowie, tak zawsze losy imperium rosyjskiego rozstrzygały się w stolicach. A i Petersburg, i Moskwa, są zbuntowane.

Jak daleko Moskwa może posunąć się w kwestii Kijowa? Bo też mam takie wrażenie, że to sprawa, za którą Władimir Putin gotów jest wiele oddać…

On zrobi wszystko. Jeżeli trzeba będzie rzucić 100 mld dolarów na stół, by ”kupić Ukrainę” – zrobi to. Prezydent Władimir Putin i jego ludzie liczą na to, że wystraszą dostatecznie mocno wschodnią Ukrainę i ta zbuntuje się przeciwko nowej władzy w Kijowie. Szacują, że jest to 40 procent ludności. Tego właśnie świat najbardziej boi, a jest to moim fałszywe rozumowanie. Licząc na takie rozwiązanie, ludzie Putina popełniają błąd – ponieważ ludzie ”sowieccy” na obczyźnie nie organizują się. Przecież na przykład na Łotwie Rosjanie mają wiele powodów do buntu – a oni tego nie potrafią zrobić. Nie są zdolni do akcji politycznych. Nawet jeśli proporcje na Ukrainie wynoszą 50 procent na 50 procent, to waga zwolenników Europy jest trzy-czterokrotnie większa, ze względu na ich pasję, umiejętność organizowania się, chęć bycia obywatelami.

Dobrym przykładem jest Krym, gdzie jest 10 razy mniej Tatarów krymskich, niż ludności rdzennie rosyjskiej. Jednak grupa tatarska absolutnie równoważy wpływy Rosjan: bo są zorganizowani, chcą walczyć, nie boją się występować. Tatarzy wrócili z wygnania i okazali się równowagą dla milczącej większości.

Rosja liczy na to, że być może uda jej się wykorzystać tę ludność prorosyjską, w dużej mierze etnicznie rosyjską, na wschodzie Ukrainy, do wariantu, który miał miejsce w Południowej Osetii czy Abchazji. To jest ogłoszą, że będą bronić przed ”faszystami” z Kijowa i ze Lwowa ”naszych ruskich”. Liczą na to, że Ukraińcy będą chcieli się rozdzielić, gdy Kijów wprowadzi swoje wojska – bo zakładają taki siłowy, krwawy wariant. Jednak mieszkańcy wschodniej Ukrainy się nie zbuntują się i będą słuchać ludzi z Kijowa… O ile ci czegoś przedziwnego nie wymyślą. Mam jednak nadzieję, że wszystko potoczy się rozsądnie. Szkoda, że Julia Tymoszenko jest w więzieniu, ona potrafiłaby doskonale tę równowagę wyczuć. Ołeh Tiahnybok pewnie nie potrafiłby tego zrobić, ale Arsenij Jaceniuk – tak. Rosjanie tymczasem potrzebowaliby ”wariata” w Kijowie…

Kilka miesięcy przed szczytem w Wilnie nie spodziewaliśmy się, jak daleko Rosja może się posunąć w kwestii Ukrainy. To był dla wielu prawdziwy szok. Co Rosjanie mogą jeszcze zrobić? Słychać ostatnio dość często w rosyjskich oficjalnych mediach, że możliwy jest rozpad Ukrainy.

Dla mnie to nie było zaskoczenie. Dawno temu już pisałem, że Putin zrobi wszystko, żeby nie wypuścić Ukrainy ze strefy wpływów. To dla niego sens bycia politykiem, sens istnienia Rosji.

Zastanawiam się więc, czy Rosja gotowa byłaby użyć siły militarnej, choć to oczywiście byłoby rzeczą straszną.

To nie jest Gruzja, ani mała Osetia Południowa. Pytanie, dla kogo by to było bardziej niebezpieczne. Ukraińcy się zbuntowali, bo wiedzą, że ich krajowi grozi wielka gospodarcza katastrofa. Rosjanie nie wezmą na utrzymanie 45-milionowej Ukrainy, nie mogą sami wypełnić wszystkich obietnic socjalnych. Obcinają wydatki nawet na zbrojenia. Nie zdecydują się na samobójstwo.

Czy Unia Europejska i Zachód mogą wygrać tutaj z Rosją?

To jest chyba największy problem. Nie mogą. Trzeba byłoby już dzisiaj wziąć Ukrainę pod finansową kroplówkę, tak żeby pozwolić jej funkcjonować na bieżąco. Jeśli Rosjanie zamkną kurek z pieniędzmi i jeszcze do tego z gazem, to katastrofa będzie kompletna. Dla Unii Europejskiej nie byłby to olbrzymi wysiłek finansowy – 15 mld dolarów. Pamiętamy, ile przekazano na Grecję – setki miliardów dolarów. Jednak Unia Europejska nie da pieniędzy. Bo to Putin może powiedzieć – na olimpiadę dajemy 50 mld dolarów i cicho, sza. Nikt nie może go kontrolować. A tutaj co by się działo? Pojawiłyby się pytania: dlaczego na Ukrainę?  Kanclerz Angela Merkel, która zarządziłaby coś takiego, przepadłaby na wyborach. Mamy tu do czynienia z bogatym, zorganizowanym światem miękkiego liberalizmu, a po drugiej stronie jest zasobny, niezorganizowany świat twardego autokratyzmu.

Putin może powiedzieć: daję 15 mld dolarów. Nikt się nie sprzeciwi. Powie – dajemy 100 mld dolarów, bo ratujemy imperium. Nikt nie skrytykuje. Na tym polega dysproporcja – oni nie są silniejsi, oni są twardsi.

Czy jest szansa, że Ukraińcy wygrają?

Ukrainie potrzebna jest teraz realna pomoc finansowa.  Trzeba jej, aby powiedziano: kończymy, dajemy gwarancje Janukowyczowi i jego ludziom, a tworzymy teraz taki rząd, który wspieramy mocniej niż Rosjanie. Tak jednak Europejczycy nie zrobią - nie mogą dać pieniędzy. Tusk może i dałby, od serca, ale by go zniszczono.

Wacław Radziwinowicz: wieloletni korespondentem "Gazety Wyborczej" w Moskwie, wcześniej również na Ukrainie i Białorusi, autor książek "Gogol w czasach Google'a" i wydanej w tym roku "Soczi. Igrzyska Putina".

Z Wacławem Radziwinowiczem rozmawiała Agnieszka Kamińska, portal PolskieRadio.pl.

Komentarze1
aby dodać komentarz
wiechosta2014-02-15 14:53 Zgłoś
Nie nakręcajcie się rusofobii....Rosja była, jest i będzie wielka.
Czytaj także

Borys Niemcow: Europa powinna przyjąć ustawę Magnickiego

Ostatnia aktualizacja: 21.07.2013 21:00
Kraje Unii Europejskiej powinny uchwalić ustawę Magnickiego. To pomogłoby demokracji w Rosji – mówił dziennikarzom Polskiego Radia Borys Niemcow, rosyjski opozycjonista. Dodał, że w USA lista Magnickiego zostanie wkrótce rozszerzona o kolejne osoby odpowiedzialne za represje w Rosji. Dziennikarze pytali m.in. o represje wobec Aleksieja Nawalnego i o to, jak pomóc rosyjskiemu społeczeństwu.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Bojkot olimpiady w Soczi? Apel do polityków UE!

Ostatnia aktualizacja: 28.11.2013 15:40
Politycy europejscy powinni uzależnić przyjazd na olimpiadę w Soczi od tego, czy Władimir Putin uwolni 70 więźniów politycznych – apelował o to w Warszawie Borys Niemcow, przedstawiciel rosyjskiej opozycji.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Putin zaprzecza: nie było korupcji w Soczi, nie ma dowodów...

Ostatnia aktualizacja: 19.01.2014 12:24
Nie ma obiektywnych informacji o korupcji w trakcie przygotowań do zimowych Igrzysk Olimpijskich w Soczi – tak przekonywał prezydent Rosji w trakcie wywiadu udzielonego kilku rosyjskim i zagranicznym stacjom telewizyjnym.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Rosja: korupcja w Soczi piętnowana w internecie

Ostatnia aktualizacja: 27.01.2014 15:14
Stronę z informacjami na temat nieprawidłowości i korupcji, do których miało dochodzić podczas przygotowań do zimowej olimpiady uruchomił jeden z liderów antykremlowskiej opozycji Aleksiej Nawalny.
rozwiń zwiń