Wiaczesław Siwczyk wzywa do zwiększenia wsparcia ze strony Zachodu dla prodemokratycznych działaczy na Białorusi, inwestycji w media, poszerzania pola informacyjnego i nielegitymizowania dyktatury.
Były więzień łukaszenkowskiego reżimu nie ma wątpliwości – tam gdzie jest Aleksander Łukaszenka - tam jest rosyjski świat, "russkij mir". Władający ponad 20 lat Białorusią autokrata jest lojalnym sługą Władimira Putina, bo dzięki niemu utrzymuje się przy władzy. Jednocześnie, jak podkreślała niejednokrotnie opozycja, jest wrogiem zachodnich wartości, bo te oznaczają koniec jego władzy – nie przywróci wolnych wyborów, niezależnego sądownictwa, nie uwolni społeczeństwa spod ścisłej kontroli i aparatu represji specsłużb. Niezależne środowiska są też zgodne w tym, że podporządkowany Kremlowi autokratyczny reżim niesie z sobą zagrożenie dla sąsiadów Białorusi, a zwłaszcza w warunkach, kiedy Kreml stara się forsować neoimperialistyczną politykę.
Opozycjonista przypomniał w rozmowie z portalem PolskieRadio.pl, że na Białorusi są rosyjskie bazy, a białoruska doktryna wojskowa związana jest z rosyjską, o co zadbał Łukaszenka. Białoruskie wojsko prowadzi zaś od szeregu lat ćwiczenia z armią rosyjską i w ich scenariuszach przeciwnikami są państwa NATO. Wiaczesław Siwczyk przypomniał, że białoruska opozycja demokratyczna zawsze głośno protestowała przeciwko rosyjskim bazom i wojskom w Białorusi.
Przy tym wszystkim można sobie wyobrazić konflikt zbrojny z Rosją także na Białorusi - ocenił Wiaczesław Siwczyk. Dodał przy tym, że Białorusini nie oddaliby niepodległości i nie zgodziliby się na “Anschluss“, jak twierdzą niektórzy komentatorzy.
Opozycjonista przestrzega przed próbą obłaskawiania dyktatora i przymykaniem oczu na autorytaryzm i łamanie praw człowieka. Jak powiedział, rządy Aleksander Łukaszenki stworzyły społeczeństwo bez praw, przyczyniają się do zaniku tożsamości narodowej. Język białoruski za Łukaszenki jest zagrożony wymarciem – nie jest to język edukacji, oficjalnej kultury ani polityki. Dodał, że opozycja demokratyczna – która chce, by Białoruś wróciła do Europy – nie otrzymuje wystarczającego wsparcia Zachodu.
Wiaczesław Siwczyk obawia się, że konflikt na Ukrainie i pogłębianie się autorytaryzmu w Rosji odsunie sprawy Białorusi w cień, a państwa europejskie zdecydują się na legitymizację rządów autokraty. Ostrzega, że to błąd, również z punktu widzenia interesów cywilizowanego świata.
Wiaczesław Siwczyk chciałby, aby opozycja wybrała jako jedynego kandydata na prezydenta więźnia politycznego, opozycjonistę – Mikołę Statkiewicza, który przebywa w kolonii karnej już prawie pięć lat, od czasu ostatnich sfałszowanych wyborów w 2010 roku. Statkiewicz, pośród innych kandydatów, wówczas stanął w szranki z Aleksander Łukaszenką.
Działacz apeluje o wypracowanie unijnej strategii wobec Białorusi. Jak zauważa, nie powstała przez 20 lat. Uznaje za błąd obojętność Zachodu w latach 90., gdy powstawał prorosyjski reżim Aleksandra Łukaszenki. Jak zaznacza - okazał się on "prologiem do krwawego reżimu Putina".
Wiaczesław Siwczyk na demonstracji w Warszawie; fot. PolskieRadio.pl
Przeczytaj wywiad!
PolskieRadio.pl: Dlaczego Ruch Solidarności Razem pikietował ostatnio ambasadę Łotwy w Warszawie?
Wiaczesław Siwczyk, Ruch Solidarności Razem: W końcu maja w łotewskiej Rydze odbędzie się szczyt Partnerstwa Wschodniego. Niestety są przesłanki, że może on prowadzić do dalszej legitymizacji ostatniego dyktatora Europy, Aleksandra Łukaszenki.
Ten proces rozpoczął się podczas rozmów w Mińsku o uregulowaniu konfliktu na Ukrainie. Politycy europejscy wówczas spotykali się z Aleksandrem Łukaszenką, niektórzy wyrażali swoje zadowolenie z jego rzekomych działań na rzecz pokoju. A my nie chcemy dopuścić do legitymizacji dyktatury na Zachodzie.
Czy Aleksander Łukaszenka naprawdę może zostać zaproszony na szczyt Partnerstwa Wschodniego? Jest objęty unijnymi sankcjami, w związku z fałszowaniem wyborów, represjami wobec opozycji, ograniczaniem praw obywatelskich, łamaniem praw człowieka.
Sądzimy, że tak. O tym mówią niektórzy politycy, analitycy. Uważamy tymczasem, że niebezpieczne jest legitymizowanie Łukaszenki, także dlatego, że jest on przedstawicielem putinowskiego rosyjskiego świata (ruskiego miru).
W ciągu ponad 20 lat rządów Aleksander Łukaszenka nie jeden raz dał świadectwo temu, że jest przedstawicielem rosyjskiego imperializmu – i nie działa w interesie białoruskiego narodu. Nie wiem też, jak można spotykać się z człowiekiem, który ponosi osobistą odpowiedzialność za niszczenie liderów opozycji.
Zawsze opowiadaliśmy się za tym, by Białoruś była reprezentowana w strukturach europejskich, a także za Partnerstwem Wschodnim. W petycji do ambasady Łotwy, wręczonej trzeciemu sekretarzowi podczas pikiety, proponowaliśmy tę formułę, która pojawiła się podczas podpisywania dokumentów ustanawiających Partnerstwo Wschodnie w Pradze. To znaczy: zaproszenie na szczyty Partnerstwa Wschodniego adresowane powinno być do rządu Białorusi i do białoruskiej opozycji. Tak zaproponowano, w związku z tym, że białoruscy obywatele już około 20 lat pozbawieni są możliwości, by wybierać swoje władze. Na Białorusi nie istnieje de facto mechanizm wyborów.
Już minął rok od aneksji Krymu, prawie rok toczy się wojna w Donbasie. W Rosji, tuż pod murami Kremla został zabity najbardziej wyrazisty przedstawiciel rosyjskiej opozycji, Borys Niemcow. Był on chyba najbardziej znanym rosyjskim opozycjonistą na świecie. Niewątpliwie był on jednym z symboli liberalnej epoki Rosji, poprzedzającej rządy Władimira Putina. Naturalnie, na tle tych wszystkich tragedii, problem Białorusi może być postrzegany jako mniej ważny. Obawiamy się, że w tych okolicznościach Aleksander Łukaszenka może otrzymać carte blanche, by wzmóc represje w Białorusi.
Ostatnio jeden z więźniów politycznych Mikałaj Dziadok, otrzymał wedle starej tradycji wywodzącej się jeszcze z ZSRR, przedłużenie kary więzienia o jeszcze rok, tuż przed samym wyjściem na wolność. W Mińsku kary aresztu administracyjnego odbywało ostatnio sporo osób, w tym i dość znane, jak jeden z liderów ruchu anarchistycznego Aleksander Franckiewicz. Zatrzymano ludzi, którzy chcieli upamiętnić ofiary Majdanu. Bezzasadnie aresztowano działacza Kastusia Żukouskiego, jednego z koordynatorów Ruchu Solidarności Razem, który w więzieniu prowadził proces głodowy. Były represje przeciw jednemu z liderów stowarzyszenia przedsiębiorców, zastępcy przewodniczącego Ruchu Solidarności Razem Alesiowi Makajueowi – niedawno został ukarany grzywną, a wcześniej 15 dniami aresztu.
Aleksander Łukaszenka nawet nie dba o pozory liberalizacji. Cynicznie liczy, że politycy Zachodu i tak przyjadą do Mińska. W wyniku tego sytuacja praw człowieka się pogarsza.
Politycy mówią, że Aleksander Łukaszenka może być zaproszony?
Jest tutaj i podtekst ekonomiczny, sprawa tranzytu. Jak wszystkim wiadomo, nawozy potasowe to oprócz produktów naftowych główny towar eksportowy Białorusi. Mogą być przesyłane przez różne porty: rosyjskie (takie jak zbudowany w ostatnim czasie w obwodzie leningradzkim port Ust-Ługa, czy Kaliningrad) lub też litewskie czy łotewskie.
Oto dlaczego nie zawsze jest bardzo dobrze, gdy sprawami Białorusi zajmują się nasi sąsiedzi z państw bałtyckich. Między nimi jest wewnętrzna konkurencja, bo tranzyt przynosi przecież środki do budżetu. Litewska Kłajpeda, jeden z ważniejszych portów, przez który przewożone są nawozy potasowe, nie jest monopolistą i ten towar może trafić również gdzie indziej. Podkreślam, że nie mogę obwinić nikogo spośród łotewskich działaczy w tym, że próbują rozwiązywać kosztem nas wewnętrzne sprawy. Teoretycznie jednak, istnieje takie potencjalne niebezpieczeństwo.
Z drugiej strony dla Łotwy trudne musi być to, że Białoruś jest zintegrowana w sferze wojskowej z Rosją. Suwerenność armii białoruskiej to obecnie istotna kwestia. Wiemy o próbach Władimira Putina, by destabilizować państwa bałtyckie i występujemy przeciw tym imperialistycznym aspiracjom. Region Łatgalia na Łotwie, gdzie służby rosyjskie prowadzą aktywną działalność, graniczy nie tylko z Rosją, ale także na dużym odcinku z Białorusią. Dla Litwy i Łotwy istnieje niebezpieczeństwo związane z tym, że Rosja ma bazy na terytorium Białorusi i że białoruska armia jest mocno wbudowana w doktrynę (wojskową) Rosji.
Czy można oczekiwać ataku ze strony Białorusi? Czy to w ogóle do pomyślenia?
To nawet byłoby bardziej logiczne, niż podejrzewanie jeszcze rok temu, że Rosja będzie okupować Krym. Dlaczego logiczne? Bo od szeregu lat w Białorusi odbywają się ćwiczenia, w których biorą udział wojska rosyjskie, a których zakładanym celem jest wojna z państwami NATO. To już nie pierwszy rok takich manewrów, ich rozmiary są dość pokaźne. Chodzi tam nie tylko o Łotwę, Litwę, Polskę, ale też Szwecję. To zatem dość poważne niebezpieczeństwo, o ile nie będzie zmieniona obecna doktryna wojskowa Białorusi.
Białoruska opozycja zawsze występowała przeciw wojskowym sojuszom z Rosją. Zawsze opowiadaliśmy się po stronie tych krajów, które potencjalnie mogą stać się ofiarami rosyjskiej agresji. Naturalnie dla nas absolutnie nie do przyjęcia jest zarówno taka agresja, jak i obecność rosyjskich wojskowych i baz na terytorium Białorusi.
Czego oczekiwałaby białoruska opozycja po szczycie w Rydze?
Chcielibyśmy rozwiązania problemów, które czekają na to od dawna. Już nie pamiętam, kiedy po raz pierwszy podpisywałem apel do polityków europejskich, żeby wprowadzić reżim bezwizowy dla Białorusinów. To było dawno temu. Ten postulat powinien już dawno być spełniony, niezależnie od tego, że Białorusią kieruje Aleksander Łukaszenka.
Unia Europejska ma wiele możliwości wpływu na władze Białorusi, dlatego że główne środki finansowe reżimu pochodzą ze sprzedaży produktów naftowych. Bez rynku europejskiego reżim nie dostanie żadnych pieniędzy i tutaj nawet Moskwa i Putin mu nie pomogą.
Jest jeszcze jedna rzecz, o której piszemy w apelu do łotewskiej ambasady – Unia Europejska niestety nie zareagowała na czas, gdy Aleksander Łukaszenka był jedynym dyktatorem w Europie. Promoskiewski reżim Łukaszenki powstał jeszcze przed dojściem do władzy Władimira Putina i w pewnym sensie był prologiem do jego krwawego reżimu. Należało podjąć jeszcze w latach 1994-1996 strategiczne poważne decyzje względem Białorusi. A strategii UE wobec Białorusi nie wypracowano dotąd, przez ponad 20 lat!
(W UE) nie kończy się żadnego etapu nawet z tych zaplanowanych wcześniej działań. I w efekcie, i Władimir Putin, i Aleksander Łukaszenka, robią co chcą.
Jest mowa o tym, że na szczycie w Rydze mogą być parafowane umowy o ułatwieniach wizowych i readmisji między Białorusią i Unią Europejską. To możliwe pana zdaniem?
Może, ale na razie nie można o tym mówić, jak o czymś namacalnym. O tym wszystkim będzie można mówić w maju. Na razie prognozowanie, co będzie, to stąpanie po cienkim lodzie.
Oprócz spraw wizowych, czego można oczekiwać po szczycie w Rydze?
Oczekiwałbym od Unii Europejskiej konsekwentnej polityki. W 2010 roku, po ostatniej farsie wyborczej, UE złożyła dość zdecydowane deklaracje, ale ich nie dotrzymano. Chciałbym przypomnieć, że jeden z kandydatów opozycji na urząd prezydenta do tej pory znajduje się w więzieniu (od 2010 roku). Wielu polityków zachodnich go zna. To po prostu niegodne – prowadzić poważne rozmowy z Aleksandrem Łukaszenką, gdy on wciąż trzyma w celi opozycjonistów. Zatem oczekujemy zdecydowanych działań Zachodu, których celem ma być wyzwolenie więźniów politycznych.
Chcielibyśmy także zobaczyć strategię Zachodu co do tego, jakim sposobem Białoruś może powrócić do Europy. Jesteśmy europejskim krajem. Jesteśmy Europejczykami. Lata rosyjskiej okupacji mocno na nas wpłynęły – to prawda. Jednak w pewnym stopniu Białoruś jest znacznie lepiej przygotowana do integracji z Unią Europejską niż niektórzy nasi sąsiedzi, którzy już tam zmierzają. Głównym problemem jest to, że rządzi nami ”sługa Putina”. Niestety, ta postać jest inaczej interpretowana.
Po rozmowach w Mińsku pojawiły się faktycznie różne opinie o Łukaszence. Na przykład prof. Zdzisław Najder, były dyrektor Rozgłośni Polskiej Radia Europa uważa, że trzeba dać mu szansę i że może on chce się przybliżyć do Unii Europejskiej.
Nie będę tu oryginalny. Nie ja pierwszy porównuję mińskie porozumienie z Monachium. Ta idea ma wielu zwolenników. Najlepiej odpowiedział tym, którzy chcą dać Aleksandrowi Łukaszence jeszcze jedną szansę Władimir Putin. Nagrodził go orderem, naturalnie za to, co działo się w Mińsku. Rozmowy w Mińsku w sierpniu towarzyszyły tragedii w Iłowajsku, a lutowe - poprzedziły dramatyczne wydarzenia w mieście Debalcewe. Naturalnie, Europa daje szansę Aleksandrowi Łukaszence… by mógł on dostawać ordery od Władimira Putina.
Co więcej, lokalizacja rozmów w Mińsku – to porażka Ukrainy – bo Petro Poroszenko musiał pojechać na terytorium sojusznika Putina.
Czy Łukaszenka może dać się przekonać, że korzystniej jest dla niego współpracować z Europą i wprowadzać demokratyczne standardy? Niektórzy tak sugerują…
Myślę, że to żarty … Demokratyczne standardy i Aleksander Łukaszenka. Oczywiście ostatni dyktator Europy i wprowadzanie praw człowieka i swobód demokratycznych to rzeczy, które nie mogą współistnieć.
Tu pewną rolę odgrywają pewnie i ukraińskie władze – prezydent Ukrainy Petro Poroszenko mówił, że pomoże Łukaszence uregulować relacje z Europą.
Jak można pomóc Białorusi, by stała się europejskim krajem? Przez przekonywanie Łukaszenki to nie może się przecież udać.
Nie, to oczywiście bezsensowne. W przypadku Białorusi ważne są działania, które są uniwersalne i dla innych krajów. Po pierwsze zwracam uwagę na to, że ginie białoruski naród. Obecnie Białoruś nie ma ani jednego uniwersytetu, gdzie edukacja odbywałaby się po białorusku. Takie uczelnie powinny powstawać w innych krajach, który stałby się kuźnią kadr dla białoruskiego państwa.
Poważniejsze powinno być podejście do zachodnich struktur, które pracują z Białorusią. Powinno być też większe poparcie dla jedynego niezależnego białoruskojęzycznego telewizyjnego kanału – Biełsat. To również nie do pomyślenia, że jest jedyny – ale tak jest, nie ma innego. Trzeba wspierać radia białoruskojęzyczne. Oprócz Biełsatu mogłyby powstać inne kanały dla Białorusi. Sukces Biełsatu pokazuje, że to prawidłowa droga.
Powinno być systemowe wsparcie dla ludzi, którzy walczą o demokrację na Białorusi. Sądzę, że jeśli porównać wsparcie, które idzie z Zachodu na konta władz i tę, którą otrzymuje wspólnota demokratyczna – to niebo i ziemia. Nawet pomijając już wpływy z produktów naftowych.
Tam gdzie jest Łukaszenka, tam nie ma Białorusi. Tam jest rosyjski świat, ”ruskij mir”. To problem nie tylko dla Białorusinów, którzy już wiele lat zmagają się z dyktaturą, ale i dla naszych sąsiadów. Czym jest russkij mir – to jasno pokazał w Ukrainie Putin, przez swoje awantury.
Co można powiedzieć obecnie o sytuacji praw człowieka?
Pogorszyła się. Aleksander Łukaszenka poczuł ostatnio, że mu wszystko wolno. Rządy Łukaszenki stworzyły społeczeństwo bez praw. To co się dzieje na Białorusi jest straszne, nawet dla tych z nas, którzy żyli jeszcze w ZSRR.
Dlaczego?
Chodzi o to, że po upadku ZSRR zostały stworzone bardzo poważne instytucje, tak w białoruskim społeczeństwie, jak w strukturach państwa, i one zostały całkiem zniszczone przez Aleksandra Łukaszenkę. Mówię o niezależnych mediach, o wolnościach samorządowych, i o niezależnej adwokaturze (zniszczonej przez dyktatora jeszcze w 1998 roku), o normalnych sądach, prokuratorach, nawet służbach specjalnych. W 1994 roku milicjanci wiedzieli, że są prawa człowieka, bali się naruszać prawo. Natomiast teraz to zupełnie inna instytucja – przez ostatniej 20 lat już chyba wszyscy milicjanci musieli występować jako świadkowie i opowiadać nieprawdę na procesach.
Najgorsze jest jednak to, że ONZ uznało język białoruski za zagrożony wyginięciem. Gdy Aleksander Łukaszenka przychodził do władzy, to większość pierwszoklasistów uczyła się języka białoruskiego. Teraz około 16 procent uczniów uczy się po białorusku, a to dane zawyżone.
I Aleksander Łukaszenka sam mówi po rosyjsku.
Tak, przez 20 lat nawet nauczono go mówić po rosyjsku. Gdy był wybrany prezydentem w 1994 roku, to trudno było nazwać rosyjskim ten język, którego on używał. Jednak przez 20 lat się nauczył. Wcześniej mówił po rosyjsku, ale z białoruską fonetyką. Nawet w pewnych momentach można było powiedzieć, że posługuje się tzw. trasianką, to jest mieszanką rosyjskiego i białoruskiego.
Jednak on i na początku swojej kariery, jak i teraz, jest przedstawicielem rosyjskiego imperializmu w Białorusi.
Czy cokolwiek może się zmienić w Białorusi, w związku z kampanią i z wyborami? Tak zwanymi wyborami, bo trudno o nich mówić w Białorusi, niestety.
To będzie straszna kampania. Wpływ na to co będzie w Białorusi będą miały wydarzenia w Ukrainie od 2013 roku.
Sądzę, że Białoruś może być następnym krajem, gdzie może dojść do poważnego konfliktu zbrojnego. Myślę, że w Moskwie się go rozważa. Analitycy, którzy mówią, że dojdzie do przyłączenia Białorusi, nie wiedzą, czym jest ten kraj. W kraju jest ponad 80 procent Białorusinów, większość nienawidzi Łukaszenki, mimo ciężkiej pracy służb specjalnych – bo za co w końcu go lubić. W dodatku Białorusini mogli zdecydować, czy uważają się za Rosjan, czy za Białorusinów. Więc Putin nie pochłonie Białorusi, bez walki.
Obawiam się, że wyborcza farsa może posłużyć jako tło do przeprowadzenia zbrojnego konfliktu.
Ale wielu sądzi, że Putinowi taki konflikt raczej nie jest potrzebny. Bo może porozumieć się z Łukaszenką.
Jednak im dłużej Łukaszenka zostaje przy władzy, tym gorzej Białorusini odnoszą się do Rosjan. Młodzi, przedsiębiorcy, nawet niektórzy urzędnicy – wśród nich szerzą się antyrosyjskie nastroje.
Jednak wydaje się, że Białorusini nie poparli ukraińskiego Majdanu - ludzi, którzy wystąpili m.in. przeciw przymusowej dominacji Rosji.
Mimo wszystko jest w Białorusi ruch sprzeciwu. Kiedy zagrożona jest niezależność, ludzie wychodzili na demonstracje.
Z punktu widzenia Władimira Putina Aleksander Łukaszenka jest wygodny, czy z tego powodu nie będzie utrzymywał go u władzy?
Łukaszenka jest jego ”sługą”, to zrozumiałe.
Po co więc walczyć z kimś, kto jest posłuszny?
Łukaszenka jest już ponad 20 lat przy władzy. To też problem dla Rosji. Białoruś jest poza tym zakładnikiem tego, czy będą wysokie, oparte na spekulacjach, ceny ropy. Jeśli nie, to nawet Władimir Putin nie pomoże.
Jeśli będzie tak, jak przez ostatnie 15 lat, podtrzymają ten anachroniczny system, oparty na KGB. Jeśli nie, to na Białorusi będą zmiany.
Naprężenie w Białorusi rośnie. Przy czym nie ma legalnego ujścia napięcia – nie ma np. zalegalizowanej opozycji. Dlatego może zakończyć się to rewolucją. Może dojść do niej w Białorusi w każdym momencie.
Aleksander Łukaszenka stara się, by z punktu widzenia ekonomicznego, nie było tak źle przed wyborami. Czy Białorusini odczuwają już sankcje wobec Rosji, spadek ceny ropy?
Białoruś jest na skraju wielkiego kryzysu. Reżim Łukaszenki opiera się na kilku podstawach. Pierwsza to sprzedaż produktów ropopochodnych – do tego potrzebna jest tania rosyjska ropa. Druga rzecz to rosyjski rynek, ale on się kurczy, nie może już wchłaniać białoruskiej produkcji. Proces dopiero się zaczyna. To tylko początek.
Aleksander Łukaszenka przeprowadził już deindustralizację na poziomie regionalnym. Mowa teraz jest o przedsiębiorstwach, które miały w ZSRR znaczenie ogólnozwiązkowe. Teraz pojawia się pytanie, jak one przetrwają przez najbliższy rok czy dwa.
Na Białorusi jest mało struktur, które są adaptowane do rynku. Reżim nie wie, jak można rozwiązać te problemy. Bo w 1994 roku, gdy Łukaszenka doszedł do władzy, chciał odrodzić gospodarkę radziecką przez ścisłe więzi z Rosją. Sam uczynił się zakładnikiem tego, jak będzie się rozwijać Rosja. Oczywiście Rosję czeka wielki kryzys, a w jeszcze większym natężeniu dotknie on i Białoruś.
Czyli jest potencjalnie możliwość zmian w kraju? Bo można się spodziewać, że jeśli stan gospodarki będzie się pogarszał, wtedy ludzie się zaktywizują.
Tu nie zawsze stan gospodarki ma wpływ na sytuację. Rewolucja nie zawsze ma miejsce w powiązaniu z czynnikami ekonomicznymi. Dojdzie do niej, gdy większość odkryje, że jest większością. Ta większość jest – ale ludzie są izolowani, nie czują swojej siły.
To czego nie robi Zachód – to jest nie rozwija dostatecznie pola informacyjnego, mediów… I to właśnie nie pozwala większości poczuć swojej liczebności.
Zostało niewiele miesięcy do wyborów. A opozycji nie widać.
Nie zgodzę się. Było nawet spotkanie w polskim parlamencie. Ruch Solidarności Razem uważa, że wyjściem jest jedynym kandydatem powinien być Mikoła Statkiewicz, obecnie więziony były kandydat na prezydenta z 2010 roku (...).
Powinno się ustanowić Statkiewicza kandydatem opozycji w wyborach prezydenckich i domagać się zwolnienia?
(...) Gdy tylko Mikoła Statkiewicz stanie się jedynym kandydatem opozycji, bardzo szybko wyjdzie z więzienia. To poważniejsze wsparcie niż jakakolwiek kampania PR na rzecz uwolnienia Statkiewicza. Białoruskie społeczeństwo może wesprzeć Statkiewicza. Opozycja mogłaby wtedy opracować swój scenariusz w związku z wyborami. Jednak opozycja traci swoją szansę.
WIĘZIEŃ POLITYCZNY – PREZYDENTEM BIAŁORUSI? O MIKOLE STATKIEWICZU, który w więzieniu jest przetrzymywany już 5 lat, od poprzednich tzw. wyborów na Białorusi >>>
Z białoruskim opozycjonistą Wiaczesławem Siwczykiem rozmawiał Agnieszka Kamińska, portal PolskieRadio.pl.
Informacje o Białorusi: Raport Białoruś, serwis portalu PolskieRadio.pl
bialorus.polskieradio.pl