32-letni Białorusin Sciapan Swidzerski (zgodził się na podanie nazwiska - PAP) nie przyznał się do winy.
- Zostałem w tej sprawie przedstawiony jako terrorysta, co jest dla mnie bardzo krzywdzące. A ja tylko musiałem podjąć działania zmierzające do obrony mojego życia. Postąpiłem w całości zgodnie z prawem – wyjaśnił oskarżony.
Sprawa dotyczy zdarzenia z 14 listopada 2017 r. Tego dnia wieczorem Białorusin zjawił się w gdyńskiej siedzibie Thomson Reuters, gdzie wtedy pracował. Mężczyzna trenował sportowe strzelectwo i do pracy przyszedł z legalnie posiadaną bronią, w tym – umieszczonym w futerale, pistoletem marki Glock.
Pracownik firmy administrującej budynkiem Piotr S. zauważył torbę z bronią sportową i wziął ją do ręki. W tym momencie, według prokuratury, między mężczyznami doszło do wymiany zdań i szarpaniny, w trakcie której oskarżony oddał dwa strzały w kierunku pokrzywdzonego. Drugi ze strzałów został oddany w kierunku pokrzywdzonego w trakcie bezpośredniego zwarcia.
Następnie pokrzywdzonemu, z pomocą innej osoby, udało się przejąć pistolet i rozładować jego magazynek. Do biurowca wezwano policję, która zatrzymała Swidzerskiego.
Początkowo prokuratura postawiła Białorusinowi zarzut usiłowania zabójstwa. Cudzoziemiec nie przyznał się do popełnienia zarzuconego mu czynu. Wyjaśnił, że jego działania miały na celu wyłącznie odzyskanie broni, która dostała się w niepowołane ręce.
Prokuratura wystąpiła do sądu o tymczasowe aresztowanie Swidzerskiego. Zarówno gdański sąd rejonowy jak i – w drugiej instancji - sąd okręgowy nie przychyliły się do wniosku prokuratury i ostatecznie mężczyzna nie trafił do aresztu.
Zmiana kwalifikacji zarzutów
Następnie prokuratura wycofała się z zarzutu usiłowania zabójstwa oskarżając Białorusina o "narażenie pokrzywdzonego na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu poprzez oddanie w jego kierunku dwóch strzałów". Grozi za to do trzech lat więzienia. O zmianie zarzutu zdecydowała m.in. opinia biegłego z zakresu broni i balistyki oraz przebieg eksperymentu procesowego przeprowadzonego w pomieszczeniach gdyńskiego biurowca.
- Kiedy Piotr S. spytał mnie, co jest w torbie, odpowiedziałem mu spokojnie, że jest tam karabinek sportowy. Wówczas pokrzywdzony przybrał skrajnie niebezpieczną postawę, chwycił karabinek i zmierzał do wyjścia z budynku. Powiedziałem mu "proszę to odłożyć", ale nie zareagował na to, więc byłem zmuszony do wyjęcia broni krótkiej. Zaproponowałem wezwanie policji, na co pokrzywdzony początkowo się zgodził, ale potem kiedy przełożyłem broń z jednej ręki do drugiej, Piotr S. rzucił się na mnie z pięściami, a potem doszło do szarpaniny i musiałem oddać strzały ostrzegawcze – mówił w środę przed sądem obywatel Białorusi.
Kolejna rozprawa 24 czerwca
Następna rozprawa odbędzie się 24 czerwca. Ma na niej zeznawać pokrzywdzony Piotr S.
W oświadczeniu przekazanym mediom kilka dni po zdarzeniu w biurowcu obywatel Białorusi wyjaśniał, że od kilku lat trenuje strzelectwo sportowe i - po tym, jak wiosną 2017 r. uzyskał pozwolenie, zaczął regularnie, po porannych treningach, przychodzić do pracy z karabinkiem sportowym i Glockiem. Zaznaczał, że zawsze przenosił i przechowywał broń zgodnie z obowiązującymi przepisami i nigdy się nią nie afiszował.
Wytłumaczył, że w dniu, kiedy doszło do incydentu, broń dostała się w niepowołane ręce, a osoba, która znalazła się w jej posiadaniu, zaczęła się z nią oddalać. - Niestety, moje wielokrotne apele o pozostawienie broni, okazały się nieskuteczne. Eskalacja sytuacji, która nastąpiła potem, zmusiła mnie do oddania strzałów ostrzegawczych. Stanowczo oświadczam, że nie miałem zamiaru kogokolwiek zranić ani skrzywdzić w inny sposób. Strzały zostały celowo oddane w takie miejsce i w taki sposób, aby nikt nie został trafiony, również przypadkowo - podkreślał Białorusin w oświadczeniu.
PAP/agkm