Działacz Wincuk Wiaczorka: Białorusini pokazali, że chcą wolności, to wybór wartości Zachodu - wolność nie koreluje z Kremlem
Alaksandr Milinkiewicz, b. kandydat opozycji demokratycznej na urząd prezydenta Białorusi, apeluje, by wspomóc Białorusinów w ich bezprecedensowym zrywie. Jak mówi, zmienił się cały kraj – ludzie chcą żyć godnie, rozumieją potrzebę reform, a mentalność Białorusinów jest europejska, zachodnia. Obecnie też, jak zaznacza, 80 procent Białorusinów ma dostęp do Internetu.
Trwający konflikt, jak zauważa polityk, ma charakter cywilizacyjny. Łukaszenka jest człowiekiem neosowieckim, - Zachód jest mu obcy, posługuje się anachronicznymi metodami, propagandą starego stylu – mówi działacz.
Plany Putina
Alaksandr Milinkewicz dziękował Polsce za wsparcie, także za plan Marshalla. Zaznaczył, że ważna jest pomoc w tym, by Białorusini odnieśli zwycięstwo, pomoc dla mediów, dla studentów w postaci programów stypendialnych, możliwości edukacji także w formie zdalnej.
Polityk zaznaczył także, że konieczne jest wsparcie Białorusi na kolejnym etapie - jako wolnej i demokratycznej, także wsparcie gospodarcze.
- Plan Putina polega na tym, by doprowadzić do sprzedaży białoruskich przedsiębiorstw Rosji. Aktywa gospodarki białoruskiej są interesującym kąskiem dla Moskwy. Ale jeśli gospodarka wpadnie w ręce sąsiedniego kraju, to będzie on decydował, kto jest w parlamencie. To byłaby na początku aneksja ekonomiczna, a potem zaczęłaby się aneksja polityczna. Taki jest plan Władimira Putina – zauważa nasz rozmówca.
B. kandydat na prezydenta Białorusi zauważa, że Białorusi bardzo potrzebny jest plan gospodarczy i plan transformacji. - Wiemy, że to nie jest proste. W Polsce od uzyskania niezależności minęło 15 lat, zanim weszła do Unii. My także wejdziemy do Unii, bo jesteśmy z tej samej europejskiej rodziny. Wiemy, że to ogromna praca. Ale kto, jeśli nie Polska, nam w tym pomoże – powiedział.
- Jeśli Zachód stwierdza, że pomoże Białorusi, to daje protestującym ogromną siłę - niszczy strach przed przyszłością – mówi.
Alaksandr Milinkiewicz dziękował Polsce za wsparcie przez wszystkie lata i prosił, by je kontynuować.
- Białoruś będzie wolna. Białorusini muszą wywalczyć to sami – wolność, prawo do godnego życia. Ale wsparcie jest nam bardzo potrzebne w tym momencie. Kto, jeśli nie Polacy, to zrozumie. Słowo "Solidarność" jest tutaj kluczem. Słowo "Solidarność" jest święte dla Polaków – i także dla nas, Białorusinów. Dziękuję za polską solidarność, bądźmy razem. "Za naszą i waszą wolność"! – mówił b. kandydat opozycji demokratycznej na prezydenta Białorusi.
Aleksander Milinkiewicz. Fot. europarl.europa.eu
Więcej w rozmowie.
***
Zachęcamy do przeczytania wywiadu.
B. kandydat na prezydenta Białorusi Wital Rymaszeuski: po lekcji Krymu Zachód musi stawić Rosji opór, bo po Białorusi może być Polska
PolskieRadio24.pl: Pan od dawna uczestniczy w historii białoruskiej, aktywnie działa w opozycji demokratycznej. Jak pan postrzega to, co dzieje się teraz na Białorusi? Wydaje się, że Białoruś ma obecnie szansę na zwycięstwo – ale przecież były nadzieje na zwycięstwo także lata temu, wtedy, gdy w Mińsku po sfałszowanych wyborach powstało miasteczko namiotowe, wtedy gdy był pan wspólnym kandydatem opozycji na urząd prezydenta. Jak Pan ocenia tę obecną sytuację?
Aleksander Milinkiewicz, b. kandydat opozycji demokratycznej na urząd prezydenta Białorusi: To kolejna rewolucja. Każda z białoruskich rewolucji była inna. Jeśli patrzeć wstecz, nie każda mogła zwyciężyć, ale każda wniosła swój wkład w to, co dzieje się teraz. Jeśli porównać obecną sytuację z czasami, gdy byłem kandydatem połączonych sił opozycyjnych na wyborach, trzeba powiedzieć, że wówczas gospodarka Białorusi była w dobrej sytuacji. Mińsk był wspierany gospodarczo przez Moskwę. Białorusinom wydawało się, że generalnie sytuacja ekonomiczna wygląda dobrze, większość nie chciała rewolucji.
Przypuszczam, że wówczas za nami głosowało około 30 procent wyborców. Byli to ludzie młodzi, bardziej wykształceni, przedsiębiorcy.
Łukaszenka proponował wtedy społeczeństwu kontrakt socjalny: zapewniał zabezpieczenie płac i emerytur, a społeczeństwo miało w zamian nie zajmować się polityką, Łukaszenka uznawał, że będzie rządził sam.
Taki układ funkcjonował przez długi czas. Dziś jednak sytuacja jest zupełnie inna. W porównaniu z tym, co miało miejsce wcześniej – jest całkiem inaczej.
Po pierwsze w gospodarce białoruskiej widzimy stagnację. Widzimy także kryzys w gospodarce Rosji i w gospodarce światowej.
Widzimy także zmiany w społeczeństwie. Większość społeczeństwa chce zmian. Nawet na wsiach starsze osoby, starsze kobiety mówią o reformach. Tego nigdy nie było. Potrzebę reform starsze pokolenie zrozumiało dzięki swoim dzieciom. Rozumieją, że gdy nie będzie reform, wszyscy z Białorusi wyjadą – i skąd wtedy będą się brały emerytury.
Czy Nawalny zatrzyma projekt Nord Stream 2? B. ambasador USA w Polsce: agresja Putina musi zmienić świadomość Zachodu
Społeczeństwo jest obecnie bardzo rozczarowane sytuacją gospodarczą Białorusi. Po raz pierwszy Łukaszenka nie ma wsparcia nawet osób z niskimi dochodami. Łukaszenka nie jest w stanie wypełniać kontraktu społecznego.
A gospodarka potrzebuje zmian. Ponad jedna trzecia białoruskiej młodzieży chce wyjechać za granicę. Ludzie są też zmęczeni widokiem jednej i tej samej twarzy w telewizji.
Tymczasem świat ruszył do przodu, wkroczył w nową epokę. Wszędzie jest Internet – i także na Białorusi jest bardzo popularny. Nasza infrastruktura jest jedną z najlepszych w regionie, Internet jest szybki i tani. Z Internetu korzysta 80 procent Białorusinów. Łukaszenka łudzi się zaś, że na ludzi działają anachroniczne kanały propagandowe.
Mamy zatem do czynienia nie tyle z konfliktem politycznym, co cywilizacyjnym. Jest to jednocześnie rewolucja narodowa.
Konflikt jest cywilizacyjny w tym sensie, że większość Białorusinów chce na zawsze odejść od rzeczywistości Związku Radzieckiego. A Łukaszenka rządzi tak, jak za ZSRR, jak w zeszłym stuleciu, bo inaczej nie umie. Jest bowiem człowiekiem sowieckim, człowiekiem z przeszłości.
Ważna jest także okoliczność, że białoruskie społeczeństwo jest mimo dyktatury – bardzo europejskie. Jest europejskie w sensie mentalnym, w sensie znajomości Zachodu. Białorusini otrzymują najwięcej w świecie wiz Schengen – na tysiąc mieszkańców. To znaczące: ludzie podróżują, widzą, jak żyją ludzie w Polsce, na Zachodzie, porównują warunki w innych krajach. Chcą żyć godnie, po ludzku, nie tylko w sensie portfela, ale też moralnym, etycznym. A po ostatnich wyborach mocno odczuli, że ich godność została poniżona.
Taki opis pokazuje zmienioną Białoruś. Czy pan spodziewał się takiej zmiany, tak licznych protestów po wyborach? Czy Białorusinom uda się zwyciężyć? Wydaje się, że skoro cały naród powstał, nie ma innego wyjścia. Z drugiej strony widać, że nie będzie łatwo. Łukaszenka nie chce oddać władzy. Nie chce rozmawiać z obywatelami, do których przecież należy ten kraj.
Nikt nie spodziewał się tej rewolucji, takiego wybuchu niezadowolenia. Wszyscy myśleli, że będzie jak zawsze: Łukaszenka sam siebie mianuje prezydentem.
Starsze pokolenie opozycjonistów, do którego należę, jest dość podzielone. To nie dodawało optymizmu. Ale zmiana dokonała się dzięki zmianom w myśleniu o świecie, o tym jak powinno się żyć, o przyszłości dzieci.
Nigdy na Białorusi nie protestowało 200 tysięcy osób naraz, w ostatnie niedziele ponad 100 tysięcy osób tylko w Mińsku.
Polska, UE, szykują plan Marshalla dla Białorusi. Ekonomista Janusz Wdzięczak: ten kraj ma olbrzymie szanse na sukces gospodarczy
Szacunki mówiły o nawet 500 tysiącach osób na niektórych niedzielnych protestach.
I jednocześnie trwa dyskusja na temat przebiegu rewolucji. Obecnie trwa rewolucja pokojowa. Nie wyrzuca ona dyktatora i jego świty z ich pałaców. Próbuje przez cały czas stosować pokojowe metody.
Ja należę do tych, którzy starają się, żeby rewolucja przebiegała nieagresywnie, bez krwi. To dodaje ludziom mocy. Białorusini protestują z uśmiechem. Przynoszą z sobą pozytywny nastrój, mimo że problemów jest ogrom.
Ludzie wiedzą, że z ich strony nikt nie posunie się do prowokacji. Oczywiście, trzeba zastrzec, zawsze może uciec się do tego władza. Pokojowe metody pomagają jednak zwiększyć ilość osób, które chcą brać udział w manifestacjach.
Jak oceniać dzisiaj, czy osiągnęliśmy sukces? Łukaszenka nie odchodzi, na razie reżim nie upada. Trzeba jednak rozumieć: Ukraina, Kirgistan – to były państwa o ustroju demokratycznym, choć wypaczone demokracje, nie funkcjonujące dobrze, nie sprawiedliwie funkcjonujące demokracje.
Na Białorusi zaś mamy do czynienia z twardym autorytaryzmem i dyktaturą. Łukaszenka wiele razy mówił, że będzie "strzelał do ostatniego naboju”.
Łukaszenka ma oczywiście ogromne wsparcie Władimira Putina. To bardzo ważna okoliczność. Na początku, przed wyborami, Putin chciał osłabić nieco Łukaszenkę. Myślał, że bardziej osłabiony – szybciej zgodzi się na większą integrację z Rosją.
Putin starał się zatem o osłabienie Łukaszenki. Nagle jednak stało się coś szokującego, nieoczekiwanego także dla mnie. Niektórzy z organizatorów pierwszych demonstracji, pierwszych mityngów, mówili, żeby przynieść na mityngi białą flagę – białe sztandary, nie narodowe. A nikt jakoś tego nie posłuchał. Wszyscy przynieśli biało-czerwono-białe flagi. Z każdą manifestacją jest coraz więcej biało-czerwono-białych flag.
Jak widać, Białorusini odbierają biało-czerwono-białe flagi właściwie, jako symbole narodowe, choć przez lata łukaszenkowska propaganda próbowała wmówić ludziom, że są to flagi "faszystowskie”, "kolaboracyjne”, "zachodnie”, "nacjonalistów białoruskich”.
Tymczasem biało-czerwono-białe flagi są odbierane powszechnie jako symbol Białorusi, wolności i protestu.
Biało-czerwono-biała flaga uderzyła w strategię Putina. Putin ciągle próbuje wpływać na sytuację na Białorusi. Traktuje Białoruś jako swoją ostatnią nadzieję po stracie Ukrainy. Nie może już liczyć na integrację Rosji z Ukrainą. Białoruś jest dla niego ostatnią szansą – bo bez niej cała idea ruskiego miru runie. A dyktatorzy nie mogą żyć bez ideologii.
Sztandary, z którymi wyszli Białorusini, pokrzyżowały zatem ostatecznie plany Putina. Moim zdaniem myślał o użyciu agresji po wyborach, może chciał użyć miękkiej siły.
A tymczasem obecnie zmuszony jest wspierać swojego "znienawidzonego przyjaciela", Aleksandra Łukaszenkę. Bo protesty, które dziś mają miejsce, masowe demonstracje, są probiałoruskie, proniezależnościowe, prodemokratyczne. A nie o to chodzi Putinowi.
Ciekawe jest to, że Białorusini poprzez swoje protesty wpłynęli na politykę - zmusili do zmiany zamiarów Władimira Putina, niebezpiecznego w swych zamiarach dla świata.
Białoruski opozycjonista: strajk generalny niewykluczony, gdy pogorszy się sytuacja gospodarcza
Można powiedzieć, że Białorusini uratowali region od poważnych zagrożeń – przynajmniej na razie. Między wierszami czytam, że zagrożenie ze strony Władimira Putina istnieje, rośnie i trzeba w jakiś sposób mu przeciwdziałać. Są opinie, że Zachód powinien przygotować sankcje dla Rosji, na wypadek, gdyby Putin chciał ingerować w sprawy Białorusi. Czego można się spodziewać i jak zatrzymać Kreml? Putin, jak pan mówił, początkowo nie afiszował się ze swoimi działaniami, ale jednak dał kredyt Łukaszence. A potem okazało się, że Swiatłana Cichanouska i opozycjoniści białoruscy są poszukiwani listami gończymi w Rosji. Ten ostatni fakt wiele mówi o stosunku Władimira Putina do rewolucji – uważa ją za zagrożenie dla siebie, dla swoich planów, a może dla swojej władzy.
Dla Putina przegrana na Białorusi to kraksa całej idei rosyjskiego świata, ruskiego miru. A każdy dyktator musi mieć ideologię – w Rosji proimperialne nastroje są dość powszechne, choć jest to szkodliwe dla rosyjskiego państwa.
Putin zawsze aktywnie angażował się w białoruskie wybory, nie chciał jednak nigdy wymienić Łukaszenki na kogoś innego. Czego chciał? Chciał zawsze skłócić Mińsk z Zachodem, by między Białymstokiem i Grodnem stanął mur berliński. Wtedy łatwiej byłoby Putinowi rozszerzać swoje imperium.
Po drugie, Putin próbował skłócić białoruską, prodemokratyczną, proniezależnościową opozycję.
Po trzecie, jak to ujmuje Łukaszenka, Putin "chciał go zgwałcić”, by przyłączyć kraj do Rosji. Putin oczywiście miał swoje cele wobec Białorusi i jednocześnie pozostawiał Łukaszenkę u władzy, bo miał pewność, że pod jego rządami kraj nie przesunie się ku Zachodowi. Bo Zachód jest dla Łukaszenki czymś zupełnie obcym.
W tym roku Putin nie mógł chyba do końca wybaczyć Łukaszence, że przed Nowym Rokiem nie podpisał map drogowych w sprawie integracji w sprawę wspólnego nadzoru celnego i waluty. Łukaszenka nie chce tak ciasnej integracji, bo ta oznaczałaby kontrolę Kremla nad gospodarką, sam straciłby na nią wpływ.
Dla Putina zjednoczenie z Białorusią miało być szansą pięknego rozpoczęcia kolejnych kadencji swego panowania – mógłby je zacząć liczyć od początku w Związku Białorusi i Rosji.
Ostatecznie znalazł inne rozwiązanie – zmienił rosyjską konstytucję.
Moim zdaniem Putin zaczął już myśleć o tym, jak wymienić Łukaszenkę. Jednak teraz, gdy powstał białoruski naród – Putin nie może mieć kontroli nad tego rodzaju procesem. Tu Kreml napotkał na nieoczekiwany problem.
Putin oczywiście nie mógł przewidzieć, jak wielką, decydującą rolę odegra naród białoruski. A naród powstał. Także my, opozycjoniści, tego się nie spodziewaliśmy.
I w efekcie obecna sytuacja jest bardzo skomplikowana z punktu widzenia Putina. Myślę, że nie rozważa aneksji terytorium, w rodzaju agresji na Krym, bo wie, że w takim przypadku naród białoruski znów powstanie.
Putin może jednak stawiać na miękką siłę. Może próbować namówić Łukaszenkę do takich zmian konstytucji, jakich życzy sobie Kreml, a następnie skłonić Łukaszenkę do tymczasowego odejścia i na jego miejscu umieścić jakiegoś "nowego Łukaszenkę".
"Nowy Łukaszenka" to nie musi być człowiek, który przyłączy Białoruś do Rosji. Może zacząć reformy liberalne, ale de facto doprowadzić do sprzedaży białoruskich przedsiębiorstw Rosji. Aktywa gospodarki białoruskiej są interesującym kąskiem dla Moskwy.
Jeśli gospodarka wpadnie w ręce Moskwy, to Kreml będzie decydował, kto jest w parlamencie. To byłaby na początku aneksja ekonomiczna, a potem zaczęłaby się aneksja polityczna. Taki jest plan Władimira Putina.
I tu pojawia się bardzo ważna kwestia. Pytała pani, co powinien w obliczu rosyjskiej agresji zrobić Zachód.
Jak zatem Zachód powinien pomóc Białorusinom?
USA są obecnie mało aktywne…
Miejmy nadzieję, że to kwestia kampanii i zmieni się to po wyborach.
Tym większą rolę odgrywa teraz Unia Europejska. Ważne są oczywiście sankcje przeciwko tym, którzy naruszają prawo. To ważne, by czyny tych, którzy używają przemocy czy fałszują wybory, były osądzone moralnie.
To jednak nie wystarczy. Co powinna uczynić Unia Europejska? Powinna działać pod wpływem Polski, Litwy, innych krajów bałtyckich, Niemiec – powinna sprawić, by Moskwa nie przejęła kontroli nad rozwiązaniem konfliktu, na przykład poprzez zmiany konsytuacji, tzn. chodzi takie o zmiany, które proponuje Moskwa.
UE powinna zapobiec, by ten konflikt był rozwiązywany pod dyktando Moskwy, by te sfery, takie jak zmiany w konstytucji, które Moskwa chce ustalić pod swoje dyktando, nie zostały jej oddane jako pole wyłącznych działań.
Moskwa będzie chciała pokazać, że Białoruś jest strefą jej zainteresowań. Jednak Zachód nie powinien ignorować takiej postawy, Zachód powinien być zainteresowany tym, co dzieje się na Białorusi.
Białoruś obecnie jest na granicy z Unią Europejską, z Litwą, z Polską. Zachód powinien uczestniczyć w rozwiązywaniu tego konfliktu.
Działacz Juraś Hubarewicz: protesty na Białorusi wywołują u Putina lęki, Łukaszenka wie, że jego odejście jest bliskie
Jak powinno wyglądać to rozwiązanie?
Zachód ciągle obecnie powtarza, że powinien mieć miejsce dialog między szerokim spektrum obecnej opozycji a władzą.
Po tych rozmowach muszą mieć miejsce wolne wybory. To jest konieczne. Według wielu powinny być powtórzone wybory prezydenckie. Są jednak i tacy, którzy mówią, że chcą wyborów parlamentarnych pod kontrolą i przy obserwacji międzynarodowej. Tak czy inaczej, nowy parlament powinien przyjąć nową konstytucję, która zmieni ustrój na demokratyczny.
Taka droga jest jednak nie do przyjęcia dla Łukaszenki. I Rosja nie zgodzi się na takie rozwiązania, bo wie, że trudno kontrolować tego rodzaju demokratyczny tranzyt władzy – Kreml działa inaczej.
I tu ogromna rola Zachodu – czy będzie nalegał na przeprowadzenie wyborów i demokratycznych zmian.
Zachód powinien mówić jednym głosem w sprawie Białorusi. Po drugie Zachód powinien rozumieć istotną różnicę, której na przykład Berlin wciąż nie rozumie. Putin odbiera kompromis jako słabość – natomiast Zachód odbiera kompromis jako główny instrument dyplomacji. Zachód musi wobec tego twardo postępować z Władimirem Putinem, oznajmić mu, że jeśli będzie przeszkadzać reformom na Białorusi, przyjdzie mu zapłacić dużą cenę.
Jeśli Zachód nie przyjmie wobec Putina twardej postawy, to wobec Białorusi zrealizowany będzie plan Kremla.
Dla Łukaszenki byłoby lepiej gdyby ustąpił, choć obecnie wydaje się, że nie chce zgodzić się na wybory. Niemniej jednak jego odejście jest kwestią czasu. Czy nie zdaje sobie z tego sprawy? Nie może rządzić, gdy nie ma pieniędzy, gdy cały kraj jest przeciwko niemu.
Łukaszenka dobrowolnie nie odejdzie. Stan gospodarki się pogorszy, już to ma miejsce z powodu kryzysu politycznego. Znów wiele zależeć będzie od tego, czy Władimir Putin będzie przekazywał Łukaszence kolejne dotacje. Obecnie gospodarka Białorusi jest w pełni zależna od Kremla.
Dla Putina dylemat przedstawia się w ten sposób: jeśli utrzymuje Łukaszenkę na stanowisku, to Białoruś nie odchodzi na Zachód. Jeśli zaś będzie dotował Białoruś, to pytanie, czy budżet Rosji to wytrzyma na dłuższą metę.
Niestety, to Putin ma w ręku istotne instrumenty, by móc skłonić Łukaszenkę do odejścia. Będzie jednak starał się tak wyreżyserować sytuację, by na jego miejscu osadzić kogoś, kto będzie lojalny.
Obecnego procesu demokratycznych przemian Putin nie jest w stanie kontrolować i dlatego ciągle wspiera Łukaszenkę.
Dużo zależy od tego, w jaki sposób i o czym Zachód będzie rozmawiał z Władimirem Putinem...
Jakie jeszcze działania ze strony Zachodu są potrzebne? Zachód ewidentnie widzi przyszłość Białorusi jako wolnego kraju – Polska zaproponowała Unii Europejskiej plan Marshalla dla Białorusi, plan pomocy gospodarczej, po wolnych wyborach. Unia Europejska zaakceptowała ten plan. Teraz konkretne programy dopracowuje Komisja Europejska. Są sankcje personalne UE wobec odpowiedzialnych za przemoc i fałszerstwa, lista będzie rozszerzania. Państwa Zachodu nie uznały wyborów ani zwycięstwa Łukaszenki. Mówi się o wsparciu wolnych mediów, bo Łukaszenka stara się ograniczyć dopływ informacji. Co jeszcze należy zrobić?
Rola Zachodu jest bardzo ważna. Putin wraz z Łukaszenką doprowadzili do tego, że Białoruś jest niemalże protektoratem Rosji. Widzimy zależność ekonomiczną, militarną, polityczną. Kreml ma ogromny wpływ na edukację, politykę historyczną, sferę medialną.
Tym bardziej działania Zachodu jest bardzo ważne. Wsparcie Swiatłany Cichanouskiej przez premiera Polski, przez prezydenta Francji, kanclerz Niemiec, wzmacnia duch protestu i wiarę w nasze możliwości przy wsparciu tak kluczowych na świecie partnerów międzynarodowych.
Polska od samego początku naszej niepodległości czyniła bardzo wiele dla Białorusinów. Chodzi o wolne media, takie jak Biełsat, Radio Racja, Euroradio. Polska wspierała też dziennikarzy i media działające na terytorium Białorusi. Bardzo ważne były polskie programy stypendialne i edukacyjne, takie jak program imienia Kalinowskiego, który pozwalał studentom represjonowanym na Białorusi na kontynuację studiów w Polsce. W tym programie uczestniczą tysiące studentów, relegowanych z białoruskich uczelni. Trzeba kontynuować te działania.
Trzeba wykorzystywać nowe technologie, edukację zdalną. To bardzo ważne. Bo wtedy nie boimy się represji, ideologii narzucanej w systemie edukacyjnym, państwowym, medialnym.
Dzięki możliwościom edukacji, wolnym mediom Białorusini mają otwarte okno na świat. Obecnie 80 procent Białorusinów korzysta z Internetu – zastosowanie technologii zdalnych w edukacji pozwoli na to, by niektórzy studenci nie opuszczali Białorusi.
Jest jeszcze jeden bardzo istotny czynnik. Polska go rozumie, ale Zachód niestety zupełnie nie. Białoruś podlegała wynarodowieniu w takim stopniu, jak żaden inny kraj w sferze ZSRR. Chodzi tu i o Polaków, i o Białorusinów, i inne narodowości zamieszkujące ten kraj – wynarodowienie było totalne.
Stąd kluczowe jest wsparcia odradzania się kultury, znajomości prawdziwej historii, języków, grup etnicznych na Białorusi. Strategiczne jest wsparcie Białorusinów, którzy przez ostatnie lata niemal utracili swój język białoruski.
Teraz następuje powrót do niego, po latach rusyfikacji.
Polska może odegrać wielką rolę we wsparciu odradzającej się kultury, języków. Ważne jest szerzenie wiedzy historycznej o historii Białorusinów, która przez większość historii naszych narodów była wspólna.
Ważna jest praca edukacyjna – trzeba ją kontynuować.
Bardzo ważna jest też praca nad tym, by w kwestii przyszłych reform Białorusi panowały bardziej optymistyczne nastroje. Stąd niezwykle ważna jest polska propozycja: plan Marshalla. Bo nawet ci, którzy wychodzą na demonstracje, zadają sobie pytanie, kto pomoże Białorusi, skoro kraj jest w głębokim kryzysie. Rosja nie pomoże, bo Rosja chciałaby raczej wykupić Białoruś.
Jeśli Zachód stwierdza, że pomoże Białorusi, to daje protestującym ogromną siłę - niszczy strach przed przyszłością.
Polska zawsze wiele działała na rzecz tego, aby uczyć Białorusinów, na przykład zasad samorządności. Na Białorusi nie ma bowiem prawdziwych samorządów. Łukaszenka wyznacza wszystkich w wertykalnym pionie administracyjnym.
Trzeba pomóc Białorusinom wypracować prawdziwy, poważny program transformacji. Wiemy, że to nie jest proste. W Polsce od uzyskania niezależności minęło 15 lat zanim weszła do Unii Europejskiej, My także wejdziemy do Unii, bo jesteśmy z tej samej europejskiej rodziny.
Wiemy, że to ogromna praca. Ale kto, jeśli nie Polska, nam w tym pomoże? Polska ma ogromne sukcesy w transformacji. Można też wykorzystywać doświadczenie Gruzji, Estonii...
To jest wielka praca, którą należy wykonać, obok wypracowywania reakcji i rozwiązań obecnego kryzysu politycznego, reakcji na działania władz wobec ludzi demonstrujących na ulicach miast Białorusi.
Chcę podziękować wszystkim Polakom: zwykłym ludziom, politykom, rządowi polskiemu. Polacy zawsze nas wspierali, niezależnie od tego, kto był przy władzy. Polska zawsze mówiła jednym głosem wobec problemów białoruskich. Proszę, by to kontynuować.
Białoruś będzie wolna. Białorusini muszą wywalczyć to sami – wolność, prawo do godnego życia. Ale bardzo potrzebne jest wsparcie w tym momencie, w tym procesie. Kto, jeśli nie Polacy, jest to w stanie zrozumieć. Słowo ”Solidarność” jest tutaj kluczem.
Słowo "Solidarność" jest święte dla Polaków – i także dla nas, Białorusinów. Dziękuję za polską solidarność, bądźmy razem.
”Za naszą i waszą wolność”!
***
Z Alaksandrem Milinkiewiczem, b. kandydatem opozycji w wyborach prezydenckich, rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl
***