Informacje na temat Białorusi: Raport Białoruś
Sąd w Mińsku wydał kolejne wyroki ws. wiecu przeciw Łukaszence 19 grudnia. Opozycjonistów skazano na 3 do 4 lat kolonii karnej. Alaksandr Atroszczankau otrzymał wyrok 4 lat, Alaksandr Małczanou - 3 lat, a Źmicier Nowik - 3,5 roku pozbawienia wolności.
- Jednorazowo tyle wysokich wyroków, tego jeszcze na Białorusi nie było – mówi Marek Bućko z Fundacji Wolność i Demokracja. Dodaje, że opinii publicznej nazwiska skazanych niewiele mówią. W kręgach opozycji bardziej znany jest tylko Atroszczankau.
- Zostali skazani ludzie absolutnie niewinni, sąd nie miał żadnych dowodów ich winy – podkreślał Marek Bućko. – To farsa, wyroki więzienia nijak się mają do tego, co oni tam robili naprawdę – powiedział.
Przypomniał, że wysokie wyroki zdarzały się w historii Białorusi: – Aleksander Kazulin, rywal Aleksandra Łukaszenki w poprzednich wyborach, dostał pięć lat pozbawienia wolności, Andrej Klimow w sumie siedem lat.
157 osób na czarnej liście
Według Marka Bućki jedynym sposobem, by wywrzeć wpływ na Łukaszenkę są sankcje. - Trzeba stosować realne instrumenty ekonomiczne i polityczne w postaci masowych sankcji wjazdowych dla funkcjonariusz reżimu. Sankcje wjazdowe nie są szczególnie ostre w tej chwili. Na 3000 członków aktywnego aparatu represji, którzy rzeczywiście prześladują opozycję, sankcjami objęto 157 osób. Można sobie odpowiedzieć pytanie, czy to skuteczny środek – mówi działacz Fundacji Wolność i Demokracja.
"Nie zostawić rodzin samym sobie"
Apeluje o pomoc dla rodzin skazanych. - Najważniejsze teraz są głosy solidarności z rodzinami aresztowanych. By ich żony dzieci, rodzice nie mieli poczucia, że ich los nikogo nie obchodzi, zostali pozotawieni sami sobie. To najgorsze, co w tej sytuacji może się zdarzyć. Byłoby niesłychanie zniechęcające i deprymujące: człowiek idzie do więzienia, a o jego sytuacji wszyscy zapominają. Liczą się nawet indywidualne gesty, listy do rodzin pocztówki, nawet wpisy na forach internetowych. To jakieś drobne znaczenie, podtrzymujące na duchu, ma – mówi Marek Bućko.
Cenzurowane listy, nie ma spotkań z adwokatem
O losach zatrzymanych niewiele można się dowiedzieć: - Kontakty z adwokatami były rzadkie, albo ich nie było. Adwokaci musieli podpisać zobowiązanie o nieujawnianiu tajemnicy śledztwa. Jeśli zaczną coś mówić, mogą stracić licencję, albo sami podlegać odpowiedzialności karnej – mówi działacz. Dodaje, że więźniowie nie mają również kontaktu z rodzinami. Nie dostają często listów od bliskich. Listy z aresztu są natomiast lakoniczne i zdawkowe. Stąd wniosek, że są przed wysłaniem cenzurowane.
- My jako Fundacja Wolność i Demokracja, która od lat zajmuje się pomocą dla represjonowanych na Białorusi, postaramy się okazać pomoc materialną rodzinom – powiedział Marek Bućko.
Z Marekim Bućką z Fundacji Wolność i Demokracja rozmawiała Agnieszka Kamińska, polskieradio.pl