Informacje na temat Białorusi: Raport Białoruś
- Na demonstrację nie przyszłoby nawet 10 tysięcy osób. Opozycja musi wyciągnąć wnioski z tej sytuacji, inaczej będzie grupką radykalnych, wspaniałych ludzi z sercem, ale bez poparcia społecznego - mówi w rozmowie z portalem polskieradio.pl Aleksander Milinkiewicz, lider ruchu "O wolność". Podkreśla, że zaufanie społeczeństwa i jego zaangażowanie musi poprzedzić ciężka, żmudna praca. Pierwsze efekty jednak już widać.
Apeluje o dialog Zachodu - przede wszystkim ze społeczeństwem, ale również z A. Łukaszenką - z tym ostatnim dopiero wtedy, gdy zwolni więźniów politycznych. - Bez dialogu z Zachodem nie widzę szans na suwerenność Białorusi - mówi.
Aleksander Milinkiewicz podkreśla, że proponował, by zorganizować wiec w miejscu, na które będzie zezwolenie. To nie naraziłoby uczestników demonstracji na areszty i pobicie. Przeciw proponowanej lokalizacji była jednak inna część opozycji i w efekcie nie będzie dużego wiecu.
Dzień Wolności w 2007 roku, fot. Hanna Zelenko/Wikimedia Commons
---------------------------------------------------------------------------------------
25 marca nie będzie wspólnego wiecu opozycji. Zdecydowała tak koalicja partii demokratycznych. Czy to nie świadczy o tym, że opozycja została zupełnie rozbita przez akcję w grudniu, albo rzeczywiście ma bardzo słabe siły?
Uważam, że akcje uliczne trzeba przygotowywać tak, żeby uczestniczyło w nich wielu ludzi. Jeśli na akcję uliczną wychodzi mała grupa, to znaczy nie mamy wsparcia, demokracja nie ma poparcia i tak dalej. Przygotowanie musi być obliczone na to, żeby wyszło jak najwięcej ludzi.
W dyskusji o 25 marca chcieliśmy zaproponować takie miejsce, na które byłoby na pewno zezwolenie władz. Dlaczego potrzebne jest zezwolenie: żeby przyszło jak najwięcej ludzi. Dlatego, że ludzie się boją. Jeśli nie ma zezwolenia jest bicie, kary pieniężne i tak dalej. Prostym ludziom nie jest tak łatwo zdecydować się na to. To nie jest bojowa opozycja, a zwykli ludzie.
Nasz ruch był za tym, żeby zorganizować wiec koło Akademii Nauk, w tym miejscu władze zazwyczaj zezwalały się zebrać. Władze odprawiały nas też dalej na Plac Bangalore. Ja jednak powiedziałem w 2006 roku, że więcej tam nie pójdę. I nie pójdę. Ale tam (przy akademii) zezwalali się zebrać i przeprowadzaliśmy tam pokojowe mityngi. Uważałem więc, że to najlepsze wyjście. Radykalna część opozycji powiedziała, że nie, to jest poniżej naszego honoru tam się zbierać, nie w centrum. A to jest też centrum, na centralnej ulicy, tylko dalej od Placu Październikowego. Mówili: pójdziemy na Jakuba Kołasa, przejdziemy przez miasto. Od razu wiedziałem, że nie będzie zezwolenia. To nie chodzi o to, że podporządkowujemy się władzy, ale o to ilu ludzi zbierzemy. Jeśli nie ma zezwolenia, ludzie boją się przychodzić, przyjdzie grupka ludzi oddanych, śmiałych, z sercem do walki. Ale większość nie przyjdzie. A nam trzeba poparcia, choćby dla uwolnienia więźniów politycznych.
I to był rozłam. Powiedziałem, że w akcjach, które od początku są skazane na niepowodzenie, nie będę uczestniczył. Jestem za tym, żeby zebrać więcej ludzi. To był taki rozłam, strategiczny, pod kątem tego, jaki sobie stawiamy cel. Albo chcemy pobić się z milicją, albo wyprowadzić więcej ludzi, żeby pokazać władzy, że dbamy o losy ludzi. Albo, albo.
Dzień Wolności na Białorusi: tak było w 2007 roku w Mińsku. Fot. Wikimedia Commons
W poprzednich latach też nie było zezwolenia…
Obok Akademii Nauk zawsze było zezwolenie. To był kompromis. Władza koło akademii nie zezwalała na mityngi, ale pozwalała zebrać się. My wtedy przynosiliśmy aparaturę i przeprowadzaliśmy mityng. Były za to kary, ale na miejsce było zezwolenie. Nie bili i nie aresztowali ludzi, tylko liderów. To różnica, narażam siebie, nie innych.
Ale czy rezygnacja z demonstracji nie jest przyznaniem się do porażki?
Opozycja jest w poważnym kryzysie, to trzeba przyznać. Musi wyjść z tego, musi to zrozumieć i wyciągnąć z tego wnioski. Kryzys na pewno jest. Po raz pierwszy nie będzie dużej akcji na 25 marca. Bardzo tego żałuję. Jednak nie będę uczestniczył w akcjach, które są przegrane od początku. Nie ma sensu. Taki jest wynik, oni nie zgodzili się na miejsce, gdzie mieliśmy szansę zebrać więcej ludzi. Więc jest tak, jak jest.
Bardzo pesymistyczne nastroje, opozycja w rozsypce…
Dla mnie nie jest to pesymistyczne. Jeśli w społeczeństwie nie ma wielkiej potrzeby, żeby demonstrować… Nie przyjdzie 100 tysięcy, ani nawet 10 tysięcy. Jednak protestuje w duchu 70 procent społeczeństwa. Trzeba dbać o to, żeby ci, którzy protestują w duchu, byli za nami i przyjmowali nasze scenariusze. To znaczy scenariusze są złe, a nie ludzie, którzy nie chcą. Musimy wyciągnąć z tego wnioski. Jeśli tego nie zrobimy, będziemy grupką radykalnych, wspaniałych ludzi z sercem, którzy walczą, i tak dalej. Ale jaki to ma wpływ na społeczeństwo.
Robimy to przecież dla społeczeństwa, dla uratowania tych, co więzieniu. Jestem w tym punkcie nieustępliwy.
25 marca 2007. Fot. Hanna Zelenko/Wikimedia Commons
Senat Stanów Zjednoczonych uchwalił rezolucję, w której wezwał Białoruś do przeprowadzenia nowych wyborów. Czy to jest realny scenariusz? Jeśli chodzi o optymistyczne scenariusze to także Jerzy Buzek, komentując fakt, że znalazł się na czarnej liście Łukaszenki, ocenił, że zmiany na Białorusi nastąpią w perspektywie miesięcy, może lat.
Nie chcę krytykować bynajmniej naszego starego partnera, Stanów Zjednoczonych, które tyle zrobiły i robią dla demokracji na Białorusi. Ale to raczej propozycja o wymiarze moralnym, nie realna. Nie wierzę, że Łukaszenka jako dyktator powie pewnego dnia: „Dajcie mi pistolet, chcę się zastrzelić”. Nie powie: zróbcie demokratyczne wybory. To znaczyłoby tyle co „odejdź dobrowolnie”. Będzie walczył jak lew, żeby zostać. Taka rezolucja jednak pokazuje, że Stany Zjednoczone absolutnie nie uznają tego, co się odbyło 19 grudnia.
Trzeba zrobić wszystko, żeby ludzie chcieli przeprowadzić nowe wybory, żeby nie chcieli dyktatury, żeby nie wspierali Łukaszenki. Mówiłem o tym i ciągle mówię, że to jest żmudna codzienna praca, niełatwa, ale bez niej nie zwyciężymy. Bo zwycięża się nie tylko w hasłach, nawet pięknych, wzniosłych moralnie. Zwycięża się poprzez pracę na co dzień.
Są skutki. Widzę, że ludzie zaczynają coraz więcej rozumieć. O to trzeba dbać.
Ile to potrwa: kilka miesięcy, jak mówi Jerzy Buzek, czy dłużej?
Na szczęście w Polsce w czasach solidarności, też takie pytania padały. To że nie było odpowiedzi, nie marnowało szansy Polaków na przeprowadzenie przemian.
Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Może to stać się jutro, może za parę lat. Są różne scenariusze, różne wpływy: gospodarka, wpływ Rosji, Unii, społeczeństwa obywatelskiego. Trudno powiedzieć, kiedy to przyniesie efekty. Trzeba po prostu wykonywać swoją pracę na co dzień. A nie wyznaczać dzień rewolucji. Bo to niebezpieczne: powiedzieć ludziom, że przeprowadzamy rewolucję i zwyciężymy. Ta zrobiło wielu przed wyborami. A potem, jak się nie udaje, przychodzi załamanie. Nie mamy prawa załamywać ludzi, przedstawiając im tylko hasła.
Pan powiedział, że ważny jest dialog z Łukaszenką
Dialog jest bardzo ważny z Białorusią - i z władzą i ze społeczeństwem.
I "z Łukaszenką".
I z Łukaszenką też. Ale dopiero kiedy wyzwoli więźniów, wcześniej nie. Dzisiaj nie.
On jednak żadnego dialogu nie chce.
Łukaszenka chce utrzymać władzę, jak każdy dyktator. Są mu potrzebne pieniądze, bo gospodarka jest nieefektywna. Pieniądze może dać Rosja, ale wtedy mówi: „sprzedawaj przedsiębiorstwa”. Pieniądze może dać Zachód i mówi „liberalizacja”. Oba warianty są złe dla Łukaszenki, ale Zachód jest mniej straszny. Wierzę w to, że dialog daje szansę na zachowanie niepodległej Białorusi. Nie będzie dialogu z Zachodem, nie widzę przyszłości suwerenności naszego państwa.
Czy możliwy jest obecnie rozłam wewnętrzny w administracji Łukaszenki?
Walka wewnętrzna się toczy. Są jastrzębie, są reformatorzy, jak wszędzie. Nie wierzę, że jakaś grupa może się zjednoczyć i zrobić przewrót pałacowy. Łukaszenka kontroluje sytuację. Chociaż toczą się walki o nową strategię, albo zachowanie starej.
Z Aleksandrem Milinkiewiczem, liderem ruchu " O Wolność" rozmawiała Agnieszka Kamińska, polskieradio.pl. Rozmowa odbyła się 23 marca b.r.