Uładzimir Kumiec był działaczem kampanii organizującej latem na Białorusi milczące protesty, „Rewolucja przez sieć społecznościową”. Co środę od połowy czerwca na akcje sprzeciwu wobec sytuacji na Białorusi przychodziły tysiące osób, protest wyrażano na przykład klaszcząc w ręce. Potem gdy władze aresztowały blisko 2000 uczestników akcji, ludzi zaczęło przychodzić coraz mniej i jesienią protesty wygasły.
Służby specjalne aresztowały Kumieca, a KGB próbowało zrobić z niego agenta działającego w Polsce, m.in. w kręgach emigracyjnej opozycji. Kiedy odmówił, zaczęły się problemy.
Jak mówi Uładzimir Kumiec, w zeszłym tygodniu do jego rodziców na Białorusi zadzwonił śledczy Denis Sarkans, powiadamiając, że wznowiono sprawę karną przeciw bratu Uładzimira. Sprawa ta, jak podkreśla działacz, jest sfabrykowana, brat jest oskarżony o rzekome grożenie śmiercią komuś w Internecie. Opozycjonista mówi, że tą samą sprawą szantażowano go we wrześniu, kiedy próbowano go zmusić do współpracy. - Wznowienie postępowania przeciwko mojemu bratu i wzywanie na przesłuchania członków mojej rodziny to zemsta ze strony KGB, za to że w listopadzie zerwałem z nimi umowę o współpracy – oświadczył Uładzimir Kumiec. Przypomniał, to co mówił wcześniej na konferencji w Warszawie, że we wrześniu aresztowano go i grożono mu wszczęciem sprawy karnej przeciw bratu, jeśli nie podpisze umowy o współpracy: zgodził się więc pozornie na te warunki. - Warunkiem mojego zwolnienia, a także mojego brata, była zgoda na pracę wywiadowczą w Polsce. Podpisałam ją, żeby wyjść na wolność, uwolnić brata i móc kontynuować swoją działalność. W październiku co tydzień otrzymywałem nowe zadania od KGB na specjalnie utworzony adres mailowy – opowiada.
Czego chciało KGB? Jak mówi Uładzimir Kumiec, zależało im na informacjach o działalności obywatelskiej kampanii "Rewolucja przez sieć społecznościową". - KGB chciało również, żebym dyskredytował opozycję białoruską, szukał zagranicznych źródeł finansowania białoruskiej opozycji oraz zbierał informacje o działalności Ministerstwa Spraw Zagranicznych Polski - opowiada.
Uładzimir Kumiec po przyjeździe do Polski na rzekomą "misję KGB” od razu poinformował Wiaczesława Dianowa szefa kampanii „Rewolucja przez sieć społecznościową" o tym, co się wydarzyło. Ostatecznie zdecydowali się opowiedzieć o wszystkim na konferencji prasowej w Warszawie, co też zrobili.
- Przypuszczałem, że oni tak łatwo nie zrezygnują. Widać długo myśleli, jak się na mnie zemścić, ale nie wymyślili nic nowego. Mój brat jest całkowicie apolityczną osobą, nigdy nie był zaangażowany w politykę. Nigdy nie popełnił żadnego przestępstwa. Białoruska milicja i KGB dowiodły jeszcze raz, że nie są dla nich ważne zasady moralne, nie wspominając o przepisach i prawach obywatela – mówi Białorusin.
Uładzimira wezwano na przesłuchanie w sprawie karnej jego brata, ale, jak podkreśla, nie zamierza na razie powracać na Białoruś.
agkm
Informacje o Białorusi: Raport Białoruś