Według "Rzeczpospolitej", która pisała o sprawie, część rozliczeń dotarła do adresatów w stanie pokazującym, że ktoś otwierał korespondencję. Białorusini nie mają wątpliwości, że ich dokumenty finansowe przejrzały białoruskie służby. Czy to powtórka ze sprawy Alesia Bialackiego? Dziennik mówi o 30 Białorusinach, którzy dostali takie PIT-y. MSZ twierdzi, że PIT-y wysłało jedynie do kilku działaczy, a same dokumenty nie obciążają białoruskiej opozycji.
Według MSZ wszystko jest w porządku
Jednak MSZ nie widzi problemu i nie przyznaje się do błędu. Wiceminister spraw zagranicznych Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz utrzymuje, że PIT-ów nie było 30, a jedynie kilka. Rozliczenie podatkowe dotyczyło kilkusetzłotowych diet uzyskanych przez Białorusinów podczas konferencji przy okazji Szczytu Partnerstwa Wschodniego w 2011. Zdaniem wiceminister, wysłanie PIT-ów było "działaniem legalnym i zgodnym z białoruskim prawem".
Jak twierdzi Pełczyńska-Nałęcz, polska strona jest bardzo ostrożna w przekazywaniu informacji na Białoruś. Wiceszefowa MSZ zaznacza, że pobieranie diet nie jest zabronione w Białorusi. - Z informacji ministerstwa wynika, że osoby do których wysłano PIT-y nie miały z tego powodu żadnych problemów ze strony władz białoruskich - zaznaczyła.
Wiceminister dodaje, że MSZ nie wysyła PIT-ów w tych sytuacjach, gdy proszą o to Białorusini uczestniczący w imprezach organizowanych przez resort.
Poproszona o komentarz do publikacji Rzeczpospolitej minister Pełczyńska-Nałęcz mówi, że "upolitycznianie i nagłaśnianie polskiego wsparcia dla społeczeństwa obywatelskiego na Białorusi nie jest rzeczą pożądaną i odpowiedzialną".
Białorusini: problem jest poważny
Problem jednak widzą opozycjoniści. Jak podkreśla Aleś Dzikawicki, białoruskie władze nie będą miały oporów, żeby wykorzystać informacje o dietach Białorusinów. - Może nie być podstaw prawnych, żeby karać Białorusinów, ale prawo na Białorusi jest traktowane instrumentalnie - przypomniał.
Aleś Zarembiuk przekonuje w rozmowie z IAR, że "problem jest", gdyż wysłane dane mogą zostać wykorzystane przez białoruskie służby specjalne. Przedstawiciel Białoruskiego Domu Informacyjnego twierdzi, że opozycjonistów może też spotkać kara, choćby grzywny, która też może być bardzo bolesna. Na Białorusi nie można mówić o państwie prawa, a nawet małe kwoty mogą być wykorzystane do tego, by ukarać opozycjonistów.
Rok temu wszyscy przepraszali
Podobną wpadkę polscy urzędnicy zaliczyli rok temu. Na prośbę białoruskich władz Prokuratura Generalna przekazała wówczas dane finansowe przebywającego obecnie w więzieniu opozycjonisty Alesia Białackiego.
Po tej sprawie szef polskiego MSZ Radosław Sikorski przeprosił za błąd. - Przepraszam w imieniu Rzeczypospolitej, za karygodny błąd pomimo ostrzeżeń MSZ. Zdwoimy wysiłki na rzecz demokracji na Białorusi - napisał w sierpniu 2011 r. na portalach społecznościowych Twitter i Facebook Sikorski. Zaś rzecznik MSZ Marcin Bosacki przyznał, że ujawnienie tych danych "było niefortunne" i "stoi w sprzeczności z polską polityką wobec tego kraju".
IAR/mch, agkm
Zobacz serwis specjalny - Raport Białoruś>>>