Przed premierą filmu „Żywie Biełaruś” w Warszawie twórcy filmu opowiadali dziennikarzom o kulisach powstania obrazu. – Wszyscy na planie czuli ogromną odpowiedzialność.Wszyscy wiedzieli, jak ważny będzie rezultat dla tych, którzy czekają na film na Białorusi – wspominała aktorka Karolina Gruszka.
Współscenarzysta Franak Wiaczorka opowiadał o realiach białoruskich – o braku wolności, o tym, że język białoruski jest dyskryminowany. Reżyser Krzysztof Łukaszewicz zauważył, że film to manifest wszystkich tych, którzy chcą pokazać niezależność wobec systemu. Opowiadał również o tym, że inspiracją dla niego były przeżycia Franaka Wiaczorki.
Białorusini, którzy wzięli udział w filmie, zaryzykowali bardzo wiele. Aktor Vinsent, Dzmitry Papko, po powrocie był nękany przez KGB, milicję i komisję wojskową. W końcu dostał zakaz wyjazdu z Białorusi.
Reżyser Krzysztof Łukaszewicz, podczas konferencji prasowej po pokazie prasowym jego filmu "Żywie Biełaruś!" w Warszawie. Film, opowiadający o walce z dyktaturą białoruską, do kin wejdzie 19 kwietnia
Telefon od reżysera
Jak narodził się pomysł filmu? - Trzeci sylwester w więzieniu, jadę na egzaminy na uczelnię do Warszawy, bo z uniwersytetu na Białorusi mnie wyrzucali. Wtedy zadzwonił reżyser Krzysztof Łukaszewicz. Powiedział, że przeczytał wywiad i trzeba robić film (…) Dzięki producentowi za 9 miesięcy się udało – opowiadał na konferencji Franak Wiaczorka. – Robiłem ten film z myślą, żeby moje dzieci nie musiały przeżywać takich sytuacji – powiedział Franak.
Ujmująca historia o walce
Z kolei reżyser filmu Krzysztof Łukaszewicz mówił, że historia Franaka Wiaczorki bardzo go ujęła. – Wcielono go siłą do armii, nikt nie uwzględniał jego stanu zdrowia. Musiał sobie poradzić w tej trudnej rzeczywistości - powiedział Krzysztof Łukaszewicz.
Reżyser zaznaczył, że chłopak walczył o podstawowe rzeczy. - Jego walka zaczęła się od drobnostek - zdobycia dla armii maści na świerzb, którego epidemia panowała w koszarach, naprawy toalet. Wreszcie, walczył o równouprawnienie języka białoruskiego, nie dozwolonego w armii. Małymi krokami można kruszyć mur reżimu - to ujęło mnie w tej historii - dodał Łukaszewicz.
Reżyser dodał, że jednostka wojskowa wydaje się idealną metaforą do opisania totalitarnego systemu, jest "małą ojczyzną" pokazującą mechanizmy działające w całym kraju.
Reżyser Krzysztof Łukaszewicz (P) oraz odtwórcy głównych ról - Karolina Gruszka (C) i Dzmitry Vinsent Papko (L), fot. PAP/Jacek Turczyk
Polska udawała Białoruś. Mundury były oryginalne
Film nie mógł być kręcony na Białorusi. Reżyser wyjaśniał, że z oczywistych względów obraz kręcono w 95 procentach w Polsce, m.in. w okolicach Rawy Mazowieckiej. Jednostka wojskowa to Siedlce, a sceny na demonstracji na placu mińskim kręcono na dziedzińcu dawnego Komitetu Centralnego w Warszawie, obecnie budynku giełdy. - Tylko dzięki pomysłowości Franka i jego kontaktom udało się nakręcić parę ujęć Mińska: jadący autobus, tła pod multiplikację, jadący pociąg – powiedział reżyser.
Franak Wiaczorka zaznaczył jednak, że po kilku nielegalnych pokazach w Mińsku Białorusini byli zdziwieni efektem. Ocenili, że udało się pokazać Białoruś. Zdradził, że przez kilka miesięcy zdobywano na potrzeby filmu mundury specnazu (odpowiednika polskiego ZOMO). – Kupowałem je w sklepie ministerstwa obrony. Mówiłem, że robię film o szkoleniach białorusko-rosyjskich przeciw NATO. Wierzyli. Nawet sprzedawczyni broniła mnie przed kagiebistą, który mnie zatrzymał. A potem trzeba było przewieźć te mundury przez granicę. Również wszystkie plakaty, użyte w filmie, są oryginalne, kupione w oficjalnych sklepach Łukaszenki – opowiadał Franak Wiaczorka.
Aktor wypędzony za film
Dzmitry ”Vinsent” Papko, odtwórca głównej roli, podkreślił, że możliwość zagrania w filmie była dla niego wielkim szczęściem. – To jeden z niewielu filmów, który pokazuje Białoruś w sposób niezależny – zaznaczył. Powiedział, że nie było problemów z wyjazdami aktorów na zdjęcia, bo przyjeżdżali do Polski na dni zdjęciowe, a potem od razu wracali. Natomiast kiedy sam Vinsent wrócił na Białoruś, zaczęły się problemy. – To długa historia. Wzywały mnie KGB, milicja, wojsko. Mówiono, że mam siedem samochodów, trzy firmy, prowadzę nielegalne interesy. Musiałem tłumaczyć, że to nieprawda. Milicjanci coś podpisywali, twierdzili, że mogą za mnie podpisywać sami protokoły przesłuchań, jeśli nie chcę. Prawa przesłuchiwanych nie są zbyt duże – mówił Dzmitry ”Vinsent” Papko, – A w czasie komisji wojskowej, prawie jak w filmie, do lekarza wojskowego przyszedł kagiebista i mówił mu, że powinienem być zdrowy i koniecznie muszę być w wojsku. W końcu powiedziano mi wprost: albo pójdziesz do wojska, albo do więzienia, albo do psychiatryka.Wziąłem ze sobą jedną torbę, wyłączyłem telefon i wyjechałem do Warszawy – opowiadał. Vinsent ma zakaz wyjazdu z Białorusi.
Vinsent wspominał, że na początku było trudno. – Teraz nikt nie może powiedzieć, że historia jest wymyślona. Takie rzeczy dzieją się na Białorusi. Dziękuję Krzysztofowi, że zrobił ten film, żeby pokazać co się u nas dzieje i po to, żeby Polacy i cały świat zwrócili uwagę na Białoruś. To bardzo ważne dla Białorusinów. Gdybym wiedział, co się stanie, i tak zgodziłbym się grać w filmie – powiedział Vinsent.
Dzmitry Papko zaznaczył, że nie tylko jego spotkały represje. Aktor Anatol Kot, który grał w filmie generała, miał skasowane kontrakty w państwowej wytwórni Bielarusfilm. Z kolei reżyser dodał, że aktor teatru w Mińsku Aleksander Małczanau był również pytany o film - odpowiedział, że grał w nim, ale przecież po dobrej stronie (Małczanau grał oficera politycznego w armii).
Karolina Gruszka: wiedziałam, że to ważny film
Karolina Gruszka wspomniała, że kiedy dostała scenariusz, wiedziała od razu, że koniecznie musi okazać wsparcie Białorusinom. Opowiadała, że codziennie na planie był Franak, aktorzy z Mińska. –Wszyscy mieli ogromne poczucie odpowiedzialności. Wiedzieliśmy, że kręcimy film, który będzie ważny dla ludzi żyjących na Białorusi. Potrzebna jest im świadomość, że na Zachodzie ludzie wiedzą o ich sytuacji – opowiadała aktorka. Dodała, że bardzo trudna była scena przeszukania w więzieniu. – To scena psychicznego gwałtu. Świadomość tego, że takie rzeczy dzieją się naprawdę, sprawia, że ciarki mnie przechodzą – wspomniała Karolina Gruszka.
Aktorka Karolina Gruszka, fot. PAP/Jacek Turczyk
Lawon Wolski: kto nie przyjmuje reguł gry, trafia do piekła
Autorem doskonałej muzyki do filmu jest Lawon Wolski. Muzyk wspominał, że do wojska zabrano go za czasów Związku Radzieckiego i ma wrażenie, że wojsko białoruskie przejęło wszystko, co najgorsze od radzieckiego poprzednika. – Człowiek, który nie przyjmuje idiotycznych, absurdalnych zasad gry w radzieckim i w białoruskim wojsku, trafia do prawdziwego piekła. Wiem o tym. Wziąłem udział w tym filmie jako kompozytor, bo sprawa jest niezmiernie aktualna. Konfrontacja człowieka z systemem to też problem aktualny nie tylko dla Białorusi, ale również dla Europy, pewnie dla Stanów Zjednoczonych – powiedział muzyk, autor ścieżki dźwiękowej filmu "Żywie Biełaruś”.
Lawon Wolski ocenił, że młodzi ludzie na Białorusi zachowują się różnie. Część decyduje się robić karierę i akceptuje zasady, zapisuje się do łukaszenkowskiej młodzieżowej organizacji BRSM. – Jest jednak dużo młodych ludzi, którzy walczą przeciw systemowi i pragną wolności w naszym kraju – zaznaczył Lawon Wolski.
Czym jest wolność
Lawon Wolski odniósł się do słów jednego z widzów, o tym jakoby Polacy byli rozczarowani ”iluzją wolności” w Polsce. – Na Białorusi mamy 4-5 państowwych kanałów i cały czas tam mówią o iluzji wolności, o złej Unii Europejskiej, o kapitalizmie, o brudzie, nieszczęściu, prostytucji, narkomanii, całym źle. Ale w naszej sytuacji, kiedy cały szereg zespołów jest zabroniony w mediach, zabronione są koncerty – to przecież jest diagnoza tego, co się dzieje – powiedział artysta. Jego koncerty są zakazane na Białorusi od lat.
Franak Wiaczorka zaznaczył, że dla niego wolność nie jest pojęciem abstrakcyjnym. – Wolność to wracać do domu bez strachu, nie bać się, że zaraz przyjdą milicjanci, przeszukają twój dom, aresztują twojego ojca, skonfiskują twój komputer. To świadomość, że twoja dziewczyna nie będzie na ciebie donosić. To możliwość podróżowania, a nie pieczątka zakazująca wyjazdu z kraju. To rozmowa w swoim języku, nie tylko w wojsku, ale w urzędzie, w partii opozycyjnej – powiedział. Wiaczorka mówił, że Polacy może nie czują, jak to jest. – Ale wyobraźcie sobie, że na jeden dzień w Polsce zakażą używania białoruskiego języka. Bo mówienie po polsku byłoby symbolem opozycji przeciwko państwu. Wyobraźcie sobie - wtedy zrozumiecie, co czujemy na Białorusi – powiedział Franak Wiaczorka.
Dzmitry Vinsent Papko przypomniał o jedynej polskojęzycznej szkole, którą władze białoruskie chcą przekształcić w rosyjskojęzyczną. Podkreślił, że nie ma również praktycznie szkół białoruskojęzycznych.
Język rosyjski obowiązuje
Franak Wiaczorka przypomniał, że na Białorusi trzeba codziennie walczyć o używanie języka białoruskiego. – Ci którzy używają tego języka niestety są traktowani przez władze, milicję, służby specjalne jako opozycjoniści. Tak jest też w różnych dziedzinach sztuki – na przykład muzycy, którzy śpiewają po białorusku, znajdują się na potem na czarnych listach zakazanych twórców – mówił. Dodał, że język białoruski teraz jest językiem wielu portali, Internetu, Wikipedii, Facebooku. – Tam gdzie w Internecie jest język białoruski, tam jest życie – powiedział Franak Wiaczorka. Dodał, że również przez ten film, muzykę, jego twórcy chcą zachęcić do używania języka białoruskiego. – Od języka zaczyna się tożsamość narodowa, niezależność, prawdziwa niepodległość państwowa – podkreślił opozycjonista.
Tożsamość Białorusi
Opozycjonista mówił, że Białoruś jest to kraj-skarbnica historii, które mogą posłużyć jako temat dla kolejnych filmów. Dodał, że reżim dzieli się nawet rodziny – opowiadał na przykład o rodzeństwie (21 i 23 lata), które zostało wyrzucone z domu przez rodziców, nazwane przez nich zdrajcami państwa. Rodzice pracują w urzędach państwowych. Dopiero po półtora roku rodzice zadzwonili do dzieci, żeby wróciły z powrotem, kiedy na Białoruś dotarł kryzys i przekonali się, że nie do końca mieli rację. Dodał, że ludzie często ubierają maski na ulicy, co innego mówią w domu. – Jedyny sposób to mówić prawdę. Inspirować ludzi do mówienia prawdy. Żyć według prawdy – powiedział Franak Wiaczorka.
Opozycjonista zaznaczył, że reżim stalinowski, ZSRR, reżim łukaszenkowski robiły wiele dla zniszczenia tożsamości narodowej, ale bohaterami dla młodych Białorusinów nie są politycy z czasu komunizmu, a takie postaci jak książę litewski Witold, drukarz Franciszek Skaryna.
Dzmitry Papko dodał, że dla niego bohaterem jest Tadeusz Kościuszko. Urodził się w tej miejscowości, w której Kościuszko. - W Polsce czuję się, jakbym miał wielu znajomych, kiedy patrzę na nazwy ulic, pomniki (…). Widzę ulice Kościuszki, Moniuszki, Mickiewicza, Ogińskiego. Ci ludzie dla zachodniej Białorusi znaczą bardzo dużo – dodał. Zaznaczył, że duża część historii Polski i Białorusi jest wspólna. – Ja uważam, że moje państwo to było na początku Wielkie Księstwo Litewskie, potem była to Rzeczpospolita Obojga Narodów. A w 1795 roku główną postacią był mój rodak Tadeusz Kościuszko. To dodało mi sił, kiedy dowiedziałem się, że to tak znany bohater. A władza na Białorusi mówi, że historia zaczyna się od XX wieku. W to nie możemy uwierzyć – mówił Vinsent.
Franak Wiaczorka zauważył, że na Białorusi jest coraz więcej osób, które chcą walczyć, pojawia się solidarność wśród młodzieży, dostrzegł ją m.in. podczas milczących protestów. – Nie ma też już podziału pokoleniowego. Podział dotyczy wartości. Dla części jest normalne, że kolaboruje się z reżimem i zarabia pieniądze. A część chce mówić prawdę, chce sprawiedliwości, chce wartości. Tu jest podział – zaznaczył Franak Wiaczorka. Opozycjonista zaznaczył, że teraz sporo osób przechodzi z mediów państwowych do opozycyjnych.
Koncert "Solidarni z Białorusią"
Mateusz Luft z Inicjatywy Wolna Białoruś organizującej koncert ”Solidarni z Białorusią”, zaznaczył, że ludzie w Warszawie mogą tylko wspierać Białorusinów. - Bo nie wywalczymy wolności za nich. Moim marzeniem jest to, żebym mógł z Franakiem, Vinsentem, Lavonem przejść się ulicami wolnego Mińska, zmienionego przez naród białoruski – powiedział.
W tym kontekście Franak Wiaczorka dodał, że chciałby, aby między Mińskiem a Warszawą kursował pociąg i aby można było dotrzeć w ciągu pięciu godzin bez wiz z jednej stolicy do drugiej.
O Białorusi przypomni także koncert „Solidarni z Białorusią”, o którym opowiedział Mateusz Luft. Czytaj więcej >>>
"Naszym obowiązkiem jest przyznać im rację"
Grzegorz Żukowski z organizacji Amnesty International, który współpracuje z Inicjatywą Wolna Białoruś, a także wspiera film "Żywie Biełaruś”, powiedział, że film ma ogromne znaczenie, będzie aktywizował i inspirował ludzi, którzy oglądają ten film, do działania na rzecz wolnej Białorusi. Dodał, że w scenach filmu widział Igora Koktysza, Źmiciera Barodkę, opozycjonistów, którzy nie mogą wrócić na Białoruś.
Podkreślił, że rolą Polaków jest dać wsparcie odważnym opozycjonistom na Białorusi, to jest ważne, bo daje im siłę i odwagę, by działać. – To rola, którą możemy odegrać. Musimy przyznać tym ludziom rację w starciu, jakiego muszą się podjąć z reżimem Łukaszenki – mówił Żukowski.
Przypomniał, że można podpisać się na stronie AI pod petycją w sprawie uwolnienia więźniów politycznych na Białorusi. W tym roku AI przeznacza 1 procent podatku na działania dla Białorusi. – Przeznaczymy te pieniądze na organizowanie akcji dla więźniów sumienia – powiedział Grzegorz Żukowski.
agkm
Informacje o Białorusi: Raport Białoruś