Otrzymanie przez Ukrainę rosyjskiego kredytu zależy od tego, na jakie ustępstwa wobec opozycji pójdzie prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz - informuje dziennik "Wiedomosti".
Gazeta powołuje się na pragnącego zachować anonimowość urzędnika związanego z administracją prezydenta Rosji. Według niego, jeśli ryzyko polityczne na Ukrainie będzie narastać, to Moskwa na nowo przeanalizuje realizację grudniowych porozumień.
"Rosja nie pomaga nieprzyjaciołom"
- Rosja nie jest organizacją charytatywną - oświadczył dyrektor prokremlowskiego Centrum Koniunktury Politycznej Aleksiej Czesnakow. Jego zdaniem, jest oczywiste, że Moskwa będzie wspierać gospodarczo tę władzę, która dobrze będzie odnosić do Rosji. - Byłoby dziwne, gdyby pomoc była udzielana władzom, które są nastawione przeciwko niej - dodał rozmówca gazety.
Protesty na Ukrainie - zobacz serwis specjalny >>>
Umowy, zawarte w grudniu przez Władimira Putina i Wiktora Janukowycza, przewidują między innymi przyznanie przez Rosję kredytu oraz obniżenie cen gazu.
Moskwa: w Kijowie nie dojdzie do zmiany!
Rosjanie - choć wysłali bardzo wyraźny sygnał ostrzegawczy - to liczą, że mimo wszystko w Kijowie nie dojdzie do zmiany władzy. Czesnakow twierdzi, że "o zmianie rządzących na Ukrainie można jednak mówić tylko hipotetycznie". - Widać wyraźnie, że w ślepym zaułku są tak władze, jak i opozycja. O jakich porozumieniach może być mowa, jeśli liderzy opozycji przyznają, że nie kontrolują radykałów i wysuwają z góry nieakceptowalne żądania - oznajmił.
Jego zdaniem, MSW całkowicie kontrolowane jest przez obecnie rządzących. Rosjanie nie obawiają się też buntu wśród służb podległych Ministerstwu Spraw Wewnętrznych. - Nastroje funkcjonariuszy MSW nie pozwalają mówić o tym, że mogą oni w jakiejś znaczącej liczbie przejść na stronę protestujących lub odmówić wykonania rozkazów. Natomiast armia nie ma poważniejszego znaczenia w świetle obecnych wydarzeń. W odróżnieniu od MSW, nie jest gotowa do działania" - wyjaśnił rozmówca dziennika.
Bruksela: liczymy na zmiany!
W zupełnie innym tonie wypowiadają się politycy Unii Europejskiej, którzy wciąż deklarują, że są gotowi usiąść do stołu rozmów z władzami Ukrainy. - Jeżeli jako Unia powiedzielibyśmy, że nie prowadzimy dalszych negocjacji z Ukrainą, (...) to wbilibyśmy ludziom na Majdanie i opozycji nóż w plecy - oświadczył przewodniczący Parlamentu Europejskiego Martin Schulz.
W brukselskich gabinetach rozważana jest możliwość wprowadzenia sankcji, które bezpośrednio uderzyłaby w osoby na szczytach ukraińskiej władzy odpowiedzialne za to, że na ulicach Kijowa polała się krew.
Pięć ofiar śmiertelnych w Kijowie >>>
Schulz twierdzi, że sankcje to ostateczność. Zanim Unia po nie sięgnie powinna za wszelką cenę doprowadzić do uspokojenia sytuacji na Ukrainie. - Powinniśmy zastanowić się, czy nie wysłać znowu mediatorów - zauważył przewodniczący PE.
Radykalniejszy od Schultza jest przewodniczący chadeckiej Europejskiej Partii Ludowej, Joseph Daul, który wezwał instytucje i państwa UE, by wprowadziły restrykcje wizowe i zamroziły aktywa członków ukraińskich władz, a także ukraińskich oligarchów, którzy są uwikłani w krwawe wydarzenia w Kijowie.
- Nie można zaakceptować przemocy. Wzywamy do wycofania z ulic Kijowa morderczych snajperów, funkcjonariuszy Berkut i sił Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Armia powinna odmówić udziału w tych represjach - oświadczył Daul.
(źródło: TVN24/x-news)
Jego zdaniem prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz, jego administracja oraz ci, którzy głosowali w zeszłym tygodniu za przyjęciem drakońskich ustaw, ograniczających swobody obywatelskie, ponoszą odpowiedzialność za zabitych i rannych w zamieszkach na Ukrainie.
- Także Rosja ponosi odpowiedzialność za rozwój wypadków na Ukrainie. Wzywamy Rosję do zaprzestania ingerencji w wewnętrzne sprawy Ukrainy" - dodał Daul.
Wideorelacja na żywo z ulicy Hruszewskiego >>>
Chadecy to największa grupa w Parlamencie Europejskim. Należą do niej europosłowie PO i PSL.
IAR/PAP/asop