Były kandydat opozycji na prezydenta Białorusi z 2006 r. Aleksander Milinkiewicz ocenił w sobotę, że bez ulicznych akcji nie uda się pokonać reżimu. Mówił o tym na spotkaniu w Mińsku poświęconym 10. rocznicy rozpoczęcia protestów po wyborach, w których startował.
- Bez akcji ulicznych reżimu nie można pokonać – oświadczył na spotkaniu w siedzibie opozycyjnej Partii BNF, nawiązując do głosów, że w tak surowym reżimie jak białoruski nie warto wychodzić na ulicę.
Podkreślił, że kiedy 10 lat temu na plac Październikowy w Mińsku wyszły dziesiątki tysięcy osób protestujących przeciwko wynikom wyborów, w Europie przestano pytać, czy to prawda, że Białoruś już nie jest sowiecka. „Na Płoszczy (Placu) zostało odniesione zwycięstwo w walce o nowy wizerunek Białorusi, pokazał on inne oblicze Białorusi" – zaznaczył Milinkiewicz. (Słowem "Plac", po białorusku "Płoszcza", nazywane są na Białorusi duże protesty, najczęściej powyborcze.)
Wielotysięczne protesty w 2006 roku
Po zakończeniu wyborów prezydenckich 19 marca 2006 r. tysiące osób wyszły na plac Październikowy, aby zaprotestować przeciwko sfałszowaniu głosowania. Miasteczko namiotowe demonstrantów stało przez kilka dni, po czym zostało usunięte przez siły porządkowe w nocy z 23 na 24 marca. Jednego z przywódców opozycji Alaksandra Kazulina skazano na 5,5 roku kolonii karnej za chuligaństwo i zorganizowanie demonstracji po wyborach. Odzyskał wolność w sierpniu 2008 r.
Według Centralnej Komisji Wyborczej Aleksander Łukaszenka zwyciężył w tamtych wyborach, uzyskując 82,6 proc. głosów, a Milinkiewicza poparło 6 proc. głosujących. Dane niezależnego ośrodka NISEPI podawały, że Łukaszenka wygrał w pierwszej turze, ale wykazały, że Milinkiewicza poparło 18,3 proc. głosujących.
„Ludzie wyszli głównie w celu symbolicznego protestu – pokazać, że się nie boją, chcą uczciwego podliczenia głosów i przemian w kraju” – ocenił w sobotę politolog Alaksandr Kłaskouski w niezależnej gazecie internetowej „Biełorusskije Nowosti”. Według niego protest ten był ważny dla Białorusinów, którzy chcieli żyć w wolnym kraju, bo pokazał, że jest możliwe pokonanie własnego strachu.
Zdaniem innego komentatora Pauluka Bykouskiego 10 lat po tych wydarzeniach sytuacja jest inna - „żadna z istotnych sił politycznych na Białorusi nie jest zainteresowana powtórzeniem Płoszczy, bo brak jest wiary, że uda się utrzymać kontrolę nad sytuacją i nie dać siłom zewnętrznym pretekstu do ingerencji”.
Po wyborach prezydenckich z 2006 r., które w ocenie UE nie były ani wolne, ani demokratyczne, Unia wprowadziła sankcje wobec 36 przedstawicieli białoruskiego reżimu: zakazała im wjazdu na terytorium Unii i zamroziła aktywa na terenie UE. Na pierwszym miejscu listy, która była potem poszerzana m.in. po wyborach prezydenckich z 2010 r., figurował Łukaszenka. Zakaz wjazdu dla przedstawicieli białoruskich władz wprowadziły też USA.
Dopiero w połowie lutego br. ministrowie spraw zagranicznych państw UE zgodzili się na zniesienie sankcji wobec 170 obywateli Białorusi, w tym Łukaszenki, oraz trzech białoruskich podmiotów. Na liście objętych restrykcjami pozostały jeszcze cztery osoby - byli członkowie służb bezpieczeństwa prezydenta, podejrzewani o udział w niewyjaśnionym zaginięciu przeciwników politycznych białoruskiego prezydenta. W mocy pozostaje też embargo na broń.
PAP/agkm
bialorus.polskieradio.pl
Informacje o Białorusi: Raport Białoruś, serwis portalu PolskieRadio.pl