Aliaksiej przyjechał do Polski pod koniec 2014 roku w związku z prześladowaniami ze strony KGB i próbą werbunku. Wystąpił z wnioskiem o status uchodźcy. Czeka na jego przyznanie do tej pory – niestety w Polsce może to trwać latami. Ucieczka oznaczała, że całe życie trzeba budować na nowo – szukać pracy, przetrwać rozłąkę z rodziną. Aliaksiej nie traci jednak nadziei na pozytywną decyzję urzędu w Polsce. Jednak w międzyczasie pojawiły się nowe problemy.
W czasie gdy Aliaksiej oczekiwał na decyzję w sprawie Rady ds. Uchodźców, pewnego dnia okazało się, że jest ścigany i że Mińsk chce jego ekstradycji.
Białoruski działacz dowiedział się o tym dopiero w styczniu – wtedy Aliaksieja zatrzymano. Groził mu areszt. W warszawskim sądzie trwa rozprawa w sprawie jego ekstradycji. - 13 kwietnia odbyło się pierwsze posiedzenie sądu, po około dwóch godzinach zostało odroczone do 8 czerwca do godziny 10.
- Według mnie, to wszystko co się dzieje jest zemstą za moją aktywną postawę obywatelską w walce z dyktatorskim reżimem. Nawet tutaj w Polsce Białorusini organizują akcje polityczne przeciwko reżimowi – ocenił Aliaksiej.
Aliaksiej na akcji białoruskiej opozycji. Fot. archiwum prywatne pana Aliaksieja
Wniosek o ekstradycję
Na 13 kwietnia wyznaczono posiedzenie w sprawie rozpoznania wniosku ekstradycyjnego władz Republiki Białorusi. Wniosek, jak poinformowano w sekcji prasowej Sądu Okręgowego, 13 lutego został przekazany do Prokuratury Okręgowej w Warszawie, a w dalszej kolejności wraz z wnioskiem Prokuratora – do tutejszego sądu. Do sądu dotarł 26 lutego. Wniosek o wydanie został sporządzony przez Zastępcę Prokuratora Generalnego Republiki Białorusi. Jak poinformowano, wniosek dotyczy postępowania karnego w związku z "dwoma czynami zarzuconymi ściganemu" tj. z części 6 art. 16, części 2 art. 243 Kodeksu Karnego Republiki Białorusi. To zarzuty natury karno-skarbowej, uchylanie się od podatków i z artykułu o udzielanie pomocy komuś, kto popełnił przestępstwo.
- To kłamliwe zarzuty. Jestem oburzony i zaskoczony. W białoruskim prawie nie ma artykułów ”politycznych” – wyjątkiem jest obraza prezydenta. By oczernić oponenta władz, władze na Białorusi mogą wykorzystać dowolne artykuły kodeksu karnego. W tym przypadku częste wydaje się np. uchylanie się od płacenia podatków, tak było na przykład z obrońcą praw człowieka Alesiem Bialackim. Dla mnie te zarzuty to zwyczajne oszczerstwo, kłamstwo. Chodzi o to, by dyskredytować mnie w Polsce i pokazać, że nie jestem oponentem dyktatorskiego reżimu a przestępcą. To wszystko dowiodę, gdy przyjdzie czas rozprawy ekstradycyjnej – tak komentuje tę sprawę Aliaksiej.
”To prześladowanie polityczne”. Nie po raz pierwszy
- Działał w opozycji demokratycznej, był zmuszony wyjechać z kraju z powodu prześladowania ze strony służb specjalnych. Jestem zaskoczony, że Polska już trzy lata nie przyznała mu np. statusu uchodźcy – mówił Anatol Michnawiec ze Stowarzyszenia "Związek na rzecz Demokracji w Białorusi", komentując sprawę pana Aliaksieja. Trwa sprawdzanie wszystkich faktów ws. przyznania tego statusu – ale moim zdaniem wszystko można było już sprawdzić – dodał.
Prześladowania na Białorusi – w tym umieszczenie na liście Interpolu – to w tym przypadku prześladowanie polityczne – ocenił działacz. Jego zdaniem sprawa wydaje się dziwna, a były już podobne przypadki Andreja Żukauca czy Andreja Pyżyka. Oni byli prześladowani na Białorusi, potem przyjechali do Polski. Ich sprawy ciągnęły się bardzo długo – powiedział Anatol Michnawiec.
Mam nadzieję, że Aliaksiej nie zostanie wydany na Białoruś – oświadczył opozycjonista. Dodał, że Aliaksieja widział na akcjach na Białorusi, potem również w Polsce.
Aliaksiej, który chodził na manifestacje opozycji demokratycznej
Wiaczesław Siwczyk, wieloletni działacz ruchu demokratycznego, wiele razy skazywany na grzywny i areszty za swoją działalność polityczną, jeden z liderów ”Ruchu Solidarności Razem”, pamięta, że w 2006 roku, gdy po sfałszowanych wyborach prezydenckich na Białorusi w Mińsku powstało namiotowe miasteczko protestujących, przychodził do niego i Aliaksiej. Aliaksiej brał też udział w różnych manifestacjach, w tym organizowanych przez ”Ruch Solidarności Razem”.
Aliaksieja na demonstracjach widywał również pan Żmicier Hunicz, który teraz sam ma od niedawna status uchodźcy w Polsce. Wspominał udział Aliaksieja w różnego rodzaju akcjach, które organizowała opozycja demokratyczna.
Bardzo dobrze znany w Polsce zasłużony działacz, były kandydat opozycji demokratycznej na urząd prezydenta Aleksander Milinkiewicz, lider Ruchu o Wolność, laureat m.in. Nagrody im. Sacharowa za wolność myśli, przyznawanej przez Parlament Europejski, również pamięta Aliaksieja z działalności opozycyjnej. To właśnie po tym, gdy według oficjalnych danych przegrał wybory, w Mińsku w miasteczku namiotowym zaczął się protest okupacyjny.
”Władze Białorusi będą starały się wyłuskać aktywistów z Polski i z Ukrainy”
Aleś Makajeu, działacz ”Ruchu Solidarności Razem” i przedstawiciel stowarzyszenia przedsiębiorców, o ile dobrze pamięta, zna Aliaksieja od 2007 roku. Wspominał, że gdy Ruchowi były potrzebne były naklejki, ulotki, różne druki do prowadzenia kampanii i partyjnej działalności, Aliaksiej w tym bardzo pomagał. Zaznaczył, że Aliaksiej również w Polsce brał udział w akcjach solidarności z Ukrainą, z więźniami politycznymi na Białorusi i z uwięzionymi obywatelami Ukrainy, przetrzymywanymi w więzieniach w Rosji.
Aliaksiejowi, jak zauważył Makajeu, musi być ciężko, bo zostawił rodzinę, żonę, dziecko i musiał tu znaleźć pracę. Jak dodał, nie jest to pierwszy przypadek, kiedy KGB prześladuje ludzi – są znane przypadki porwania czy doprowadzenia ich do samobójstwa.
Jak dodał opozycjonista, o białoruskich patriotach pokazują się często oczerniające ich programy w mediach państwowych na Białorusi. Czasem w tych programach są nawet fragmenty podsłuchanych rozmów – więc, jak mówi Aleś Makajeu, zapewne to służby KGB przekazują te materiały oficjalnym mediom. Po czym komponuje się z ich użyciem całe filmy, jak niedawno o opozycjoniście, liderze Zjednoczonej Opozycji Demokratycznej, który tropił oszustwa wyborcze, Anatolu Liabiedźce. Chodzi o to, by człowieka upokorzyć, poniżyć, tak pracuje maszyna represji – powiedział Aleś Makajeu. Jak mówi, robi się takie kampanie, by oczernić ludzi, ci zaś mogą następnie spędzić długie lata w więzieniu. W ten sposób nawiązał do tego, że wątek sprawy Aliaksieja pojawił się również w białoruskiej telewizji państwowej.
Działacz przewiduje, że władze Białorusi będą starać się o wydanie tych aktywistów, którzy szukają schronienia w sąsiednich krajach. –To nie pierwszy i ostatni przypadek, gdy władze białoruskie starają się naszych aktywistów wyłuskać z Polski i z Ukrainy – mówił.
Aleś Makajeu powiedział, że akcje ”Ruchu” mają na celu obronę języka białoruskiego, historii, kultury, wsparcie dla przedsiębiorców, więźniów politycznych. ”Ruch Solidarności Razem” bierze też udział w niezależnych kampaniach społecznych i obywatelskich.
Jak zastrzegł, Aliaksiej, nie był osobą z pierwszej linii partii, ale nie wszyscy mają taką funkcję w działalności opozycyjnej.
Fot. archiwum prywatne pana Aliaksieja
Władze Białorusi też pamiętają o Aliaksieju
Kiedy wyszło na jaw, że Aliaksiej jest ścigany? Był początek roku, 4 stycznia 2018 roku. 35-letni obecnie Aliaksiej pracował jak co dzień w jednej z warszawskim firm. Po Aliaksieja przyszła policja.
Bezpośredni przełożony, pan Marcin opowiadał później, że Aliaksiej jest bardzo sumiennym pracownikiem. Przekonany, że to wszystko musi być jakaś pomyłka, postarał się zadbać o to, żeby Aliaksieja nie napiętnowano w związku z tym, że przyszli po niego funkcjonariusze z kajdankami. Poradzono, żeby wyprowadzić go innym wyjściem. Postarano się, żeby mógł się przebrać z roboczych ubrań – bo chyba każdemu, kto znał Aliaksieja, który jest człowiekiem zrównoważonym i spokojnym, taka wizyta policji musiała wydawać się co najmniej dziwna.
Policja, jak potem opowiadał Aliaksiej, stwierdziła, że jest oskarżony o gwałt – zapewnia, że widział to na piśmie na własne oczy, co wmurowało go w ziemię, był zdziwiony i zszokowany. Dopytywał, czy to może pomyłka, ale, jak relacjonuje, odpowiedź brzmiała, że policja nic nie mogła w tej sprawie zrobić. A potem, kontynuuje Aliaksiej, na komisariacie się okazało, że zarzut gwałtu „nieaktualny” (!), a z Białorusi przyszła informacja chodzi o przestępstwa podatkowe – mówił Aliaksiej. I poinformowano wówczas Aliaksieja, że był poszukiwany przez Interpol.
Aliaksiej trafił zatem do aresztu, a następnego dnia miało miejsce posiedzenie w sprawie tymczasowego aresztowania, w którym wziął także udział obrońca Aliaksieja, adwokat Michał Zacharski. Przepisy głoszą, że prokurator może wnioskować o 7 dni aresztu na podstawie tego, że ktoś znajduje się na liście Interpolu. Sąd jednak zgodził się tylko na środek zapobiegawczy w postaci dozoru, "poręczenia majątkowego" i zakazu opuszczania kraju. – Wszak miałem trzy lata na ucieczkę, gdybym chciał – stwierdził Aliaksiej. Następnie prokuratura odwołała się od decyzji od tego postanowienia.
- Zgodnie z uregulowaniami międzynarodowymi i podpisanymi zobowiązaniami, mamy obowiązek zabezpieczenia postępowania, tak by w przypadku wpływu wszystkich dokumentów i wypełniania procedury, mogło dojść do skutecznego przekazania osoby. M.in. temu służy wniosek o tymczasowe aresztowania (…) – wyjaśniał procedury, w tym procedury odwoławcze, rzecznik prokuratury okręgowej Łukasz Łapczyński.
Sąd apelacyjny uznał jednak, że areszt byłby zbyt surowym środkiem zapobiegawczym i podtrzymał decyzję Sądu Okręgowego.
Machina państwowa na Białorusi odnotowała zatrzymanie Aliaksieja w Polsce
Po tym, jak w Polsce w styczniu zatrzymano Aliaksieja, napisały o tym białoruskie media niezależne. Jednak na pewnym portalu pojawił się artykuł, w którym publicysta zastanawiał się, czy działalność opozycyjna była wystarczająco aktywna, co Aliaksieja trochę poruszyło.
Niedługo potem pokazał się materiał w państwowej telewizji białoruskiej, w którym sugerowano, że polityczni uchodźcy za granicą naruszają prawo, a jeden z nich poszukiwany ma być rzekomo i za gwałt, i za oszustwa skarbowe. Materiał zawierał także niepełne informacje na temat zdarzenia, do którego doszło w Gdyni w siedzibie agencji Thomson Reuters, z udziałem Białorusina. Nie poinformowano m.in. rzetelnie o okolicznościach zdarzenia.
Pan Żmicier Hunicz, uchodźca polityczny, wie o tych publikacjach, zdziwiły go, bo, pamięta, że Aliaksieja widywał do czasu swego wyjazdu z Białorusi w 2010 roku na manifestacjach ważnych dla opozycji. Tak samo mówi Wiaczesław Siwczyk, który nadal organizuje te akcje na Białorusi, mimo tego, że bardzo często skazywany jest na areszt i wysokie grzywny. Wspominali, że widywano Aliaksieja na Dniu Woli, podczas Marszu do Kuropat, by upamiętnić ofiary NKWD, czyli podczas Dziadów, na rocznicy bitwy pod Orszą, czy podczas innych rocznic ważnych dla prodemokratycznej opozycji, która walczy o niezależną Białoruś. On sam również opowiada o tych demonstracjach.
Na Białorusi każda manifestacja może potencjalnie zakończyć się aresztowaniami czy grzywnami dla osób, które brały w niej udział. Poza tym ci, którzy przychodzą na tego rodzaju demonstracje, często wystawiali się na celownik służb i ryzykowali swoim dalszym losem i też losem swoich bliskich. Takie bywają bowiem właśnie skutki braku wolności słowa i braku wolności obywatelskich na Białorusi.
Fot. archiwum prywatne pana Aliaksieja
Trzy wizyty KGB, a potem ucieczka
Aliaksiej studiował na studiach magisterskich Akademii Zarządzania przy Prezydencie Republiki Białorusi. W 2005 roku, jak wspominał, był jej studentem, niczego jeszcze się nie bał, był młody i rozrzucał ulotki, w których wzywał do poparcia Aleksandra Milinkiewicza. Ostrzegano go, że mogą być problemy. I rok później, po sfałszowanych wyborach, w Mińsku opozycja próbowała utrzymać miasteczko namiotowe, media zachodnie pisały o dżinsowej rewolucji młodych na Białorusi.
Aliaksiej ukrócił trochę swoją aktywność po 2010 roku – kiedy to 19 grudnia rozpędzono dużą demonstrację przeciwko fałszerstwom wyborczym. Aliaksiej mówi, że potem raczej starał się pomagać technicznie, drukując ulotki, naklejki wyśmiewające reżim czy imperialne ambicje Rosji, czasem w ostrych słowach.
Z pracą opozycjoniści nie mają łatwo. Aliaksiej opowiadał, że próbował znaleźć zatrudnienie w prywatnych firmach, bo w państwowych problemy na pewno by się pojawiły. W końcu po dwóch próbach znalezienia stabilizacji w prywatnych przedsiębiorstwach, zdecydował się otworzyć swoją działalność. Jak mówi, miał niedużą, bo zatrudniającą kilka osób firmę, zajmującą się wypożyczaniem narzędzi budowlanych i ich sprzedażą, a także hurtowym handlem materiałami biurowymi.
Zachowała się jej wizytówka w języku białoruskim. Aliaksiej podkreślił, że wtedy język białoruski w biznesie to była większa rzadkość niż teraz, dopiero trochę później używanie białoruskiego w biznesie i w ogóle w życiu publicznym i kulturalnym stało czymś odrobinę częstszym.
Sam Aliaksiej często jeździł do Polski, na Litwę, i znał tutaj sporo osób z białoruskiej diaspory, spośród studentów stypendium Kalinowskiego. Przypuszcza, że m.in. to wzbudziło zainteresowanie służb
Jak wspominał Aliaksiej, pierwszą wizytę złożyło mu dwóch panów z KGB. Był to zapewne sierpień 2013 roku. Gdy przyszli pierwszy raz, rozmawiali o tym, że i on, i oni (ci z KGB) są patriotami, tylko że on się myli. Bo ta cała Europa chce uczynić z Białorusinów niewolników. Wiadomo, władza robi błędy, ale nie jest wieczna, ale za to my razem to dopiero możemy wiele zdziałać. Powiedzieli Aliaksiejowi, żeby pomyślał i zadzwonił.
Aliaksiej nie miał ochoty na tego rodzaju rozmowy, a zatem poradził się przyjaciela prawnika, co robić, gdy „smutni panowie” pojawią się znowu. Zdaniem kolegi, Aliaksiej powinien się zdecydowanie odciąć, odmówić kontaktu. To też Aliaksiej zrobił, gdy przyszli odwiedzić go po raz drugi we wrześniu 2013 roku, ale, jak zauważył, to „smutnym panom” się nie spodobało, odparli coś w stylu że jak on tak twardo z nim się obchodzi, to i oni tacy będą.
Trzecia wizyta była już trochę inna – przyszedł i pan z KGB, i pan z Komitetu Kontroli Państwowej – w takim teamie, komponowanym zapewne do czasu do czasu dla niepokornych przedsiębiorców. Aliaksiej wspomina, że gdy potem omawiał tę sprawę z Alesiem Bialackim, liderem Centrum Obrony Praw Człowieka Wiasna, to okazało się, że również w sprawie prześladowań znanego obrońcy praw człowieka pojawiła się ta sama osoba, której nazwisko potem odnalazł w swojej sprawie, właśnie z Komitetu Kontroli Państwowej.
Jak kontynuuje Aliaksiej – przy tym trzecim spotkaniu już nie żartowano - ludzie z KGB i ci, którzy z nimi przyszli weszli do jego firmy, przeszukali ją, zabrali laptop, na którym było udokumentowane ”całe życie” Aliaksieja, a także nośniki informacji, jednostkę centralną, oraz ulotki przygotowywane zawczasu na demonstrację. Samego Aliaksieja, jak wspomina, zabrano na rozmowę i następnie m.in. grożono mu, że już nigdy nie zobaczy syna (żona miała za parę dni rodzić). Aliaksiej dodał, że podpisał jakieś papiery, w tym czyste kartki, bo obiecano mu, że wtedy zostanie zwolniony do domu, pod warunkiem, że przyjdzie na rozmowę następnego dnia.
Aliaksiej zdecydował się zatem uciec przez Rosję na Litwę. Wrócił na Białoruś potajemnie tą samą drogą m.in., po to, by zobaczyć nowo narodzonego syna. Ostatecznie, gdy na Litwie poprosił o status uchodźcy przekazano go do Polski, gdyż miał polską wizę. Do Polski przyjechał w 2014 roku i potem poprosił o status uchodźcy.
Aktywista dodaje, że już po jego wyjeździe, w styczniu 2015 roku, do domu matki Aliaksieja na Białorusi weszli funkcjonariusze KGB – włamali się do jego pokoju, fotografowali drzwi, na których były naklejki z symboliką niezależnej Białorusi. A także szukali płyt CD, kart pamięci, twardych dysków. Te wydarzenia Aliaksiej ma udokumentowane przez zdjęcia i zeznania świadka.
Drzwi z pokoju pana Aliaksieja, które wzbudziły zainteresowanie służb. Fot. archiwum prywatne pana Aliaksieja
Co mówi prawo w sprawie aresztów, ścigania i ekstradycji? Można być aresztowanym na podstawie wpisu do Interpolu, co w przypadku niektórych spraw z Białorusi budzi wiele pytań
W styczniu po zatrzymaniu Aliaksieja groził mu areszt. Jak wyjaśniła obszernie sekcja prasowa Sądu Okręgowego w Warszawie, w odpowiedzi na zapytania o dość zawiłe rozwiązania prawne w zakresie ekstradycji i wcześniejszego aresztu z nią wiązanego, który groził Aliaksiejowi, wniosek o aresztowanie w takiej sytuacji możliwy jest na podstawie samego wpisu o ściganie osoby do bazy danych Międzynarodowej Organizacji Policji Kryminalnej lub do Systemu Informacyjnego Schengen (art. 605a §2 kpk).
Wpis w tych bazach danych jest traktowany jako równoznaczny z zapewnieniem strony wzywającej, że wobec osoby ściganej zapadł prawomocny wyrok skazujący lub inna decyzja będąca podstawą do pozbawienia wolności – zaznaczono. Przez te siedem dni strona wezwana oczekuje na dokumentację, o której mowa w przywołanym wyżej art. 605 §2 kpk i wówczas, (po napłynięciu dokumentów) może być rozpoznawany wniosek o przedłużenie tymczasowego aresztowania.
Strona białoruska, zgodnie z procedurami przysyła tzw. wniosek strony wzywającej o zastosowanie tymczasowego aresztowania wraz z zapewnieniem, że wobec osoby ściganej w państwie wzywającym (wnioskującym o ekstradycję ) zapadł wyrok skazujący lub wydano decyzję o tymczasowym aresztowaniu, co uprawnia do zastosowania aresztu na czas nie dłuższy niż 40 dni - podano.
W przypadku, gdyby zastosowane było tymczasowe aresztowanie – strona wnioskująca o ekstradycję ma 30 dni na złożenie wniosku.
Obrońca Aliakseia adwokat Michał Zacharski podkreśla, że zdarza się, iż instytucja wprowadzenia wpisu do bazy danych Interpolu jest wykorzystywana do walki z przeciwnikami politycznymi. - Rejestracja osoby ściganej w bazie Interpolu jest bowiem równoznaczna z zapewnieniem, że wobec osoby ściganej zapadł prawomocny wyrok skazujący bądź też wydano inną decyzję, będącą podstawą pozbawienia wolności. Innymi słowy uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa domniemywa się z samego umieszczenia danych osoby w bazie osób poszukiwanych, co czyni tę instytucję podatną na nadużycia. Pamiętać należy w tym kontekście o statutowym zakazie angażowania się Interpolu w działania o charakterze politycznym - zaznaczył adwokat.
W tym przypadku do aresztowania ostatecznie nie doszło.
Jak wyglądają dalsze procedury? W przypadku wpływu dokumentów ekstradycyjnych, prokurator kieruje do Sądu Okręgowego wniosek o stwierdzenie dopuszczalności wydania. Po decyzji sądu, ostateczną decyzję podejmuje Minister Sprawiedliwości – wyjaśnial Łukasz Łapczyński, rzecznik Prokuratury Okręgowej.
Adwokat Jacek Bialas z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, komentując tę sprawę zauważył, że nie można zapomnieć o podstawowej sprawie w tej kwestii – Aliaksiej w Polsce ubiega się o status uchodźcy, a taka okoliczność zawsze powinna zostać wzięta pod uwagę, w przypadku gdyby sąd decydował o ekstradycji.
Archiwum prywatne pana Aliaksieja
Polskie korzenie
Aliaksiej w wolnym czasie próbował w Polsce zgłębić tajemnice swoich przodków. Babcia po stronie ojca urodziła się bowiem na Grodzieńszczyźnie, – Moja babcia i jej krewni przez całe życie myśleli, że brat babci został zabity przez Niemców. Pod koniec wojny zgłosił się do nich wojskowy, który przedstawił się jako jego przyjaciel. Opowiadał, że podczas transportu żołnierzy, Niemcy rzucili na nich bombę i wszyscy zginęli. Dopiero w 2012 roku w rosyjskim archiwum znalazłem informację, że brat babci, Walerian Ancuch, był represjonowany przez władze komunistyczne. Później, w latach 50.-60.-tych, został zrehabilitowany – opowiadał Aliaksiej.
Teraz w Polsce dotarł do dokumentów poświadczających, ze brat babci służył w Wojsku Polskim. Jego służbę w polskich szeregach polskiej armii poświadcza zaświadczenie z Centralnych Archiwów Wojskowych – wynika z niego, że brat babci, Walerian Ancuch, pełnił służbę w Wojsku Polskim w pułku piechoty w Brodnicy od marca 1938 roku.
Zachowało się zdjęcie pana Waleriana Ancucha, w polskim mundurze, z dedykacją na kolegi napisaną na odwrocie odręcznie w języku polskim.
Zdjęcie dziadka pana Aliaksieja, Waleriana Ancucha z czasu służby w polskiej piechocie. Fot. archiwum prywatne pana Aliaksieja
Rodzina dziadka po stronie ojca również mogła pochodzić z Polski – ślady wiodą po dolnośląskiej miejscowości, Ziębic – tak to przynajmniej wygląda dotychczasowych badań Aliaksieja.
Aliaksiej ciągle zgłębia tę sprawę.
**
Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio.pl