- Rosja i Białoruś nie są w stanie porozumieć się w sprawie integracji, co doprowadzi do kryzysu w relacjach; obecnie Mińsk i Moskwa próbują przerzucić odpowiedzialność za fiasko na partnera - uważa białoruski politolog Andrej Porotnikow
- Rosja bacznie obserwuje sytuację na Białorusi, ale raczej nie zdąży przygotować prorosyjskich ugrupowań przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi
- Na Białorusi zmienia się wszystko oprócz systemu politycznego - narasta niezadowolenie, zwłaszcza na prowincji; w ocenie eksperta zmiany na Białorusi mogą nastąpić w sposób nagły
Andrej Porotnikow, niezależny ekspert, szef portalu Belarus Security Blog (bsblog.info), ocenia, że na Białorusi wbrew powierzchownym, choć częstym ocenom o "stabilnej sytuacji", zmiany mogą nastąpić w każdej chwili. Jak zauważa, nie zmienia się system polityczny, tymczasem w innych obszarach zmienia się bardzo wiele i to generuje coraz większe napięcie. Dotyczy to stanu gospodarki, ale też nastrojów społecznych. Może to doprowadzić do upadku tego systemu, choć nie wiadomo, co wyzwoli ten proces.
TAJEMNICZE SPOTKANIA W MIŃSKU NA OTWARCIU IGRZYSK
Ostatnio słychać bardzo wiele o procesie integracyjnym Rosji i Białorusi, co byłoby kolejnym i być może decydującym ciosem w suwerenność białoruskiego państwa.
Jednak zdaniem rozmówcy portalu PolskieRadio24.pl, obie strony, Moskwa i Mińsk, nie mogą dojść do porozumienia, co zwiastuje kolejny kryzys w relacjach. Teraz próbują nawzajem obarczyć się winą za porażkę rozmów.
Zdaniem politologa na zbliżające się jesienią wybory parlamentarne Rosja nie zdąży już zapewne wystawić żadnych prorosyjskich sił – choć Kreml uważnie sonduje sytuację na Białorusi i zastanawia się nad kolejnymi ruchami.
Więcej w tekście rozmowy.
PolskieRadio24.pl: Na otwarciu mińskich Igrzysk Europejskich mieliśmy całą serię spotkań dwustronnych. Byli przywódcy Serbii, Mołdawii, oczywiście Rosji, nawet Czeczenii. Czy pana zdaniem któreś ze spotkań na otwarciu powinno przyciągnąć naszą szczególną uwagę?
Andrej Porotnikow, szef portalu Belarus Security Blog (bsblog.info): W mojej ocenie były to głównie standardowe, oficjalne spotkania, związane z organizacją imprezy. Tak jest zazwyczaj - przyjeżdżają przedstawiciele innych państw - to i przeprowadzane są spotkania. Z pewnością do żadnych przełomów nie doprowadziły. Przyjechali przedstawiciele tych państw, z którymi Białoruś ma tradycyjnie dobre relacje, przynajmniej formalnie.
Jedna rzecz to spotkania na otwarciu igrzysk, druga rzecz to ciąg dalszy rozmów o integracji Rosji i Białorusi. Wcześniej zapowiadano, że 21 czerwca premierzy Rosji i Białorusi mają przedstawić dokument rozwiązujący kwestię różnic w podejściu do integracji obu państw, z kolei teraz premier Rosji Dmitrij Miedwiediew mówił o wypracowaniu mapy drogowej jesienią.
Żadna ze stron, ani Rosja, ani Białoruś, nie zamierza iść na ustępstwa wobec drugiej strony. Wszyscy rozumieją, że to doprowadzi do kolejnego politycznego kryzysu w obustronnych relacjach. Jednak żadna ze stron nie chce wziąć na siebie odpowiedzialności za ten kryzys, ani premier Rosji Dmitrij Miedwiediew, ani premier Białorusi Siergiej Rumas. Mają nadzieję, że uda im się zrzucić ciężar winy za ten zbliżający się kolejny kryzys w rosyjsko-białoruskich relacjach na partnera. Toczy się zatem biurokratyczna gra pod nazwą: "Przerzuć odpowiedzialność na partnera".
CZYTAJ TAKŻE: Białoruski opozycjonista: Łukaszenka sprzedaje Białoruś po kawałku i martwi się tylko, by starczyło do końca jego życia
Wygląda to tak, jakby Władimir Putin zdecydował, że trzeba coś zrobić z tą integracją, i proces ruszył. Mamy dużo spotkań, ciągle się o tym mówi.
Na razie jednak nie widać, by ten proces ruszył znacząco do przodu.
Niepokoi to, że w rozmowach Rosji i Białorusi ta dalsza integracja jest ciągle na poczesnym miejscu. Ostatnio są bardzo intensywne.
Na razie nie ma żadnych rezultatów. Gdyby Białorusi i Rosji udało się coś uzgodnić, na pewno by to nam pokazano. Jeśli prowadzący rozmowy niczego nie pokazują, to znaczy, że nie są w stanie się porozumieć.
Według Agencji Reutera rozmawiano też o odszkodowaniach za straty Białorusi po kryzysie brudnej ropy. Są tezy, że zanieczyszczenie rurociągów nie było przypadkiem, a uderza ono przecież w interesy Białorusi, dla której przetwórstwo ropy jest jednym z najważniejszych źródeł dochodów. Jak pan się zapatruje na przyczyny tego zanieczyszczenia?
Myślę, że kryzys brudnej ropy to świadectwo degradacji kultury przemysłowej i infrastruktury Rosji. Rosja stopniowo się degraduje. Już nawet nie jest w stanie zapewnić wydobycia surowca odpowiedniej jakości - nawet jeśli to jest strategiczny surowiec eksportowy. To następstwo problemów, które gnębią Rosję. Niedługo pewnie będą tam się zawalać mosty i wybuchać elektrownie. Choćby teraz - w okolicy Omska tysiące ludzi muszą trwać bez wody - bo wodociąg się zepsuł. Nie remontowano właściwie go od czasów sowieckich.
CZYTAJ TAKŻE: Ekspert: na Białorusi mamy aksamitną pełzającą okupację Rosji
Na zakończenie Igrzysk Europejskich w Mińsku ma przyjechać Władimir Putin - tak oznajmił Aleksander Łukaszenka. I znowu ma być mowa o integracji. Czego po tej wizycie można się spodziewać?
Trudno na razie przesądzać, czy Władimir Putin przyjedzie na zakończenie Igrzysk Europejskich w Mińsku. Wystarczy jednak spojrzeć na oficjalne zdjęcia ze szczytu Szanghajskiej Organizacji Współpracy, który miał miejsce w Biszkeku w Kirgizji w połowie czerwca (w skład tej organizacji wchodzą Indie, Kazachstan, Kirgizja, Chiny, Rosja, Pakistan, Tadżykistan, Uzbekistan, a obserwatorami są Afganistan, Białoruś, Iran i Mongolia). Na tym szczycie Łukaszenka spotykał się z Putinem, jak też z premierem Pakistanu. Wystarczy spojrzeć na fotografie, by mieć pojęcie, na jakim poziomie są relacje białorusko-rosyjskie. Wydaje się, że już Pakistan dba bardziej o dobre relacje z Białorusią.
Jakie pan widzi też scenariusze dla bliskiej przyszłości Białorusi? Niedługo zbliżają się tzw. wybory.
Na razie nie widać szczególnej rosyjskiej politycznej aktywności nakierowanej na wybory. Kreml obserwuje bacznie sytuację, bada glebę, jednak nie widać, aby mogła uformować się poważna prorosyjska siła polityczna, by móc wziąć udział w wyborach. Jest duże prawdopodobieństwo, że wszystko odbędzie się tak jak zawsze.
Dodajmy, że Aleksander Łukaszenka zaproponował datę wyborów parlamentarnych koło 7 listopada 2019 roku.
Główna intryga w kwestii wyborów do parlamentu dotyczy tego, czy opozycji uda się wprowadzić do izby swoich przedstawicieli.
W ostatnich wyborach wprowadzono do niego dwie kobiety z kręgów opozycyjnych. Może być powtórka. Ale nie musi.
Niewykluczone, że tym razem nikt z opozycji nie wejdzie do parlamentu. To był eksperyment i może zapaść decyzja, że nie przyniósł żadnych korzyści i dlatego nie będzie kontynuowany.
Zmian na Białorusi zatem z drugiej strony nic nie wróży, ordynacja wyborcza i cały system wyborczy musiałyby być zmienione.
Cóż, na Białorusi wszystko może się zmienić, i to bardzo szybko. Mamy bardzo poważny rozdźwięk między władzą, państwem a społeczeństwem. Społeczeństwo nie uznaje państwa, a władza nie wie, jak pracować ze społeczeństwem. W istocie ten stan rzeczy grozi nagłym załamaniem się obecnego stanu rzeczy.
Jest to napięcie w społeczeństwie, ludzie patrzą na to, co to się dzieje, z dezaprobatą i chcieliby czegoś innego.
Zwłaszcza tak się dzieje na prowincji, w regionach Białorusi.
Wszystko zatem jest możliwe na Białorusi? Przyjęło się bowiem mówić, że na Białorusi nic się nie zmienia, że wszystko będzie tak, jak było. To jest uznawane za właściwą diagnozę sytuacji, i mówią tak nawet osoby dobrze życzące Białorusinom, Białorusi. Bo uznają, że to obiektywny opis sytuacji.
Tak naprawdę - na Białorusi bardzo dużo się zmienia i do tego bardzo szybko. I właśnie to, że system polityczny zostaje bez zmian, a cała reszta się zmienia, powoduje bardzo silne napięcie. Bowiem zmienia się sytuacja w gospodarce, nastroje w społeczeństwie, są zmiany w poglądach tego społeczeństwa. Rosnące napięcie może załamać cały ten system, i to bez żadnego zewnętrznego wpływu.
Kiedy to się stanie i co będzie bezpośrednią przyczyną - tego nikt nie wie. Pomyślmy o Egipcie, Tunezji, ZSRR. Nikt w 1989 roku nie myślał, że w 1991 roku Związku Radzieckiego może już nie być.
Też narastało tam ciągłe napięcie, które musiało w pewnym momencie znaleźć ujście.
Trzeba do tego przypomnieć, że u nas stworzono sytuację, w której wszystko zależy od jednego człowieka. A ten człowiek już nie jest młody i nie jest najlepszego zdrowia. To już kwestia biologii.
Niektórzy mówią, że Aleksander Łukaszenka szykuje swoich synów, by kontynuowali jego dzieło.
Na razie na to nie wygląda.
Z Andrejem Porotnikowem, szefem portalu Belarus Security Blog (bsblog.info), rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl