Rozszerzenie NATO to dobry znak. "Rosja testuje Sojusz w czasie pandemii"
21 marca strona białoruska i strona rosyjska ogłosiły, że osiągnięto porozumienie pełnych dostaw ropy na Białoruś.
Kontraktów jednak nie podpisano - zauważa dr Szymon Kardaś z Ośrodka Studiów Wschodnich. Zauważa, że mamy do czynienia z lawiną sprzecznych oświadczeń.
Analityk zakłada, że rozmowy trwają i będą kontynuowane. Choć Łukaszenka powinien dywersyfikować źródła dostaw, a sprowadzał nawet ropę z Azerbejdżanu, Norwegii i rozmawiał na temat dostaw z sekretarzem stanu USA, to zdaniem eksperta dąży on do tego, by wzorem poprzednich lat uzyskać jak najtańszy surowiec od Rosji.
Jak mówi Szymon Kardaś, sprzymierzeńcem Łukaszenki są niskie ceny ropy na rynku światowym. Jednak w przypadku niezdywersyfikowania źródeł surowców Białoruś popadać będzie w dalszym ciągu w coraz większą zależność gospodarczą od Rosji – a ta dostawy surowców traktuje jako element polityki. – Poświadczają to kontrakty Moskwy i Mińska – nie ma tam, inaczej niż na Zachodzie, klauzuli zmiany cen, klauzuli arbitrażu – zaznacza ekspert. Umowy są uzgadniane na poziomie politycznym - stwierdził nasz rozmówca.
Więcej w rozmowie.
***
PolskieRadio24.pl: Mamy sukces PGNiG w sporze z Gazpromem, ceny gazu spadają, więc nawet słychać o tym, że Białoruś, podobno też i wspólnie z Armenią, chce działać na rzecz doprowadzenia do obniżenia cen gazu, który odbierają z Rosji.
Dr Szymon Kardaś (Ośrodek Studiów Wschodnich): Problem polega właśnie na tym, że nie mamy wglądu do treści kontraktów miedzy Białorusią i Rosją. I informacje o ich treści i warunkach w kwestii dostaw do tych państw uzyskujemy zawsze ze źródeł medialnych. Istnieje duże podejrzenie, że są one inaczej konstruowane niż z odbiorcami zachodnimi, gdzie pojawiają się klarownie zdefiniowane klauzule rewizji ceny, czy klauzule arbitrażowa, czyli możliwość odwołania się do niezależnego arbitrażu.
Koronawirus może utrudnić reelekcję Łukaszenki. Ekspert: podjęte ryzyko jest zdumiewające
Wiele wskazuje na to, że w porozumieniach Mińska czy Erywania z Moskwą reguły dotyczące renegocjowania umów ukształtowane są odmiennie. A nawet jeśli formalnie się w kontraktach pojawiają, to uwzględniając duży poziom zależności tych krajów od dostaw rosyjskich surowców, lub w niektórych przypadkach też silną zależność polityczną - pole manewru jest mniejsze.
Nie widać, by po stronie białoruskiej była wola do zmiany charakteru zależności od Moskwy. Jest on konsekwencją wieloletniej polityki skutkującej postępującym uzależnianiem się od Rosji. Odwrócenie tych wektorów będzie trudne.
Widzimy dobrze te mechanizmy, gdy porównujemy jak przebiegają negocjacje Gazpromu w kwestii rewizji współpracy gazowej – z Mińskiem i z partnerami z krajów UE . Gdy bowiem firma z Niemiec, Polski jest niezadowolona z negocjacji, udaje się do sądu i ten - albo trybunał arbitrażowy - wydaje rozstrzygnięcie.
Natomiast co się dzieje, gdy Białoruś jest niezadowolona z warunków dostaw? Zaczynają się rozmowy polityczne. Dostawy albo ich brak, warunki, cena, zniżka, są uzależnione od efektów rozmów politycznych.
Potem oczywiście uzgodnienia są formalizowane, podpisywane są porozumienia Gazpromu z przedstawicielami białoruskich władz, przybierają postać formalną.
Na przykład jeśli chodzi o ceny gazu dla Białorusi na ten rok, podpisano regulujący te kwestie protokół między Gazpromem a przedstawicielami rządu białoruskiego. Źródłem porozumienia była jednak zgoda polityczna: to, czy Rosja się zgodzi na niższą cenę, czy nie, na jakich warunkach, co w zamian Białoruś musi zaoferować.
Taką sytuację zmienić jest bardzo trudno. Zatem gdy zestawiamy sukcesy PGNiG czy Naftohazu z sytuacją Mińska - widzimy inne porządki. My mamy możliwość skorzystania z instrumentów prawnych, by walczyć o racje ekonomiczne. Mińskowi zostaje tutaj poziom negocjacji politycznych – które są arbitralne i są obarczone ryzykiem dodatkowych koncesji, które trzeba poczynić, by uzyskać lepsze warunki współpracy energetycznej.
Obecnie toczą się też negocjacje Rosji z Białorusią w kwestii dostaw ropy. Wydawało się już, że porozumienie zostało zawarte, a tutaj nagle okazuje się, że niekoniecznie?
21 marca strona białoruska, ale rosyjski rząd, głosiły, że osiągnięto porozumienie, którego celem jest przywrócenie pełnych dostaw ropy na Białoruś. Oznacza to fizycznie 18 mln ton, a całościowo zakontraktowanych 24 mln ton. Zaznaczymy - tyle fizycznie na Białoruś nigdy nie trafiało, 6 mln ton przeznaczonych było na reeksport i wpływy z ceł eksportowych przekazywane była stronie białoruskiej.
Jednak okazało się szybko, że ogłoszone przez polityków porozumienie naftowe jest pełne niejasności i wydaje się być póki co jednym wielkim nieporozumieniem.
Od czasu jego ogłoszenia nie doszło bowiem do podpisania kontraktów między stroną białoruską a tzw. dużymi rosyjskimi naftowymi firmami, takimi jak Rosnieft, Łukoil, Tatnieft. Od początku 2020 roku doszło do podpisania umów z drobnymi rosyjskimi dostawcami, dotyczących stosunkowo bardzo małych wolumenów dostaw.
Nie ma tez jasności, czy strony uzgodniły cenę. Strona białoruska ogłaszała wartości zniżek, które jednak nie korespondowały z tym, co ogłaszała strona rosyjska. Po stronie Rosji tylko firma Rosnieft wskazała, że może dostarczać ropę na takich warunkach, jak w zeszłym roku. Były wiec sprzeczne oświadczenia w sprawie warunków porozumienia.
Po drugie Białoruś oświadczyła, że firmy naftowe Rosji będą dostarczać ropę bez premii, a koszty będą rekompensowane z budżetu rosyjskiego. Jednak ministerstwo finansów Rosji to zdementowało – stwierdziło, że nie prowadzi rozmów z Mińskiem na temat rekompensat. Mamy zatem szereg sprzecznych wypowiedzi i brak konkretnych kontraktów.
Porozumienie polityczne, uzgadniane w marcu, drogą telefoniczną, teoretycznie podawano wówczas jako fakt – ale wciąż nie wiadomo, na czym polega. Zobaczymy, czy w kwietniu dostawy zostaną wznowione w pełnej skali (czyli takiej jak w 2019 roku) – bo może opinia publiczna nie jest informowana o porozumieniu, a ono jednak ma określone ramy.
Obecnie jednak na podstawie dostępnych informacji można mówić raczej o wielkim nieporozumieniu naftowym.
Sytuacja na rynku ropy, spadające cena, konkurencja producentów o rynki – sprzyja to takim państwom jak Białoruś. Pytanie jednak, czy Mińsk zdołał skorzystać z tej sytuacji, czy też rozmowy cały czas trwają,
Z drugiej strony Łukaszenka płaci obecnie cenę zależności politycznej – i z każdym rokiem jest mu trudniej.
***
Z dr. Szymonem Kardasiem z Ośrodka Studiów Wschodnich rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl