Tekst Swietłany Kalinkiny, wstrząsające przypomnienie o losie jednego z najmłodszych więźniów po wyborach w grudniu 2010 roku, publikują najważniejsze opozycyjne portale na Białorusi. Mikita Lichawid w chwili wyroku miał 20 lat. Za udział w powyborczej demonstracji został skazany na 3,5 roku więzienia. Trafił do jednej z najcięższych kolonii na Białorusi, w Nowopołocku. W więzieniu po procesie przebywa dwa miesiące, z czego już pięć razy został skazany za karę na karcer. W sumie w karnej celi spędził już ponad miesiąc.
Blogerka zauważa, że nie jest to „morderca, ani recydywista, ani gwałciciel”. – Mikita Lichawid wyszedł protestować przeciw systemowi, w którym ludzie to „pył łagrów”, którym każdy może nazajutrz trafić do więzienia – pisze Kalinkina.
Dodaje, że z karceru wyprowadza się na spacer raz w tygodniu. – Czy wiecie, co to znaczy siedzieć w kamiennej klatce w trzydziestostopniowym upale? – pyta. Dodaje, że w karcerze nie można czytać książek ani gazet, więźniowie cierpią tam głód, i faktycznie pobyt w karcerze jest torturą.
- Najstraszliwsze jest to, że w ten sposób tego chłopca albo zabiją, albo pokaleczą – pisze blogerka.
Jak wyjaśnia, w kolonii Lichawid mówi, że został bezprawnie skazany i nie podpisuje żadnych dokumentów. Powtarza, że dopóki nie zdejmą z niego oskarżenia, nie spełni żadnych rozkazów. Blogerka zauważa, że przez ten bunt chłopak tak naprawdę zdecydował się na cichą formę samobójstwa. Kalinkina przypomina, że za los chłopca odpowiedzialność ponoszą między innymi sędzia Natalia Pykina, prokurator Anton Zagarauski, a także naczelnik kolonii Aleksander Siwocha.
agkm, nn.by