Aktywistki ruchu tradycyjnie rozebrały się do pasa. Jedna z nich ucharakteryzowała się przy tym na Aleksandra Łukaszenkę, inne miały w rękach pałki, podobne do tych, jakimi specnaz i OMON rozgania białoruskie demonstracje.
Nowym elementem scenografii było dziecko odgrywające Kolę, syna Łukaszenki. Siedmioletni (lub ośmioletni) chłopczyk, Mikałaj Łukaszenka, towarzyszy swojemu tacie w podróżach zagranicznych, a ten przedstawia go jako swojego „następcę”.
O przyjeździe Łukaszenki do Kijowa poinformował kilka dni temu ambasador Białorusi na Ukrainie, Walancin Wialiczka. Ta wiadomość wprawiła zapewne w konsternację przynajmniej część zachodnich polityków, którzy również wybierają się popatrzeć na mecz finałowy. Istnieje ryzyko, że zetkną się z Aleksandrem Łukaszenką. Oprócz Łukaszenki, na meczu ma być czterech innych prezydentów, m.in. Polski, która jest gospodarzem turnieju, Gruzji, Włoch. Jak podkreślają komentatorzy: Łukaszenka zawsze stara się usilnie wykorzystać takie okazje, choćby propagandowo.
Działaczki ruchu FEMEN przeszły wiosną tego roku traumatyczne przeżycia na Białorusi. 25 marca protestowały w Dzień Woli, opozycyjne święto niepodległości przed budynkiem KGB. Pod wieczór kobiety zniknęły, i odnalazły się w lesie kilkaset kilometrów od Mińska. Jak powiedziały kobiety: „nieznani sprawcy” rozebrali je, pobili, zniszczyli im włosy, polewali benzyną, grozili podpaleniem, pozbawieniem życia.