Nie żyje białoruski 44-letni dziennikarz i pisarz Jury Humianiuk, który pracował pod pseudonimem dla białoruskiej sekcji Polskiego Radia dla Zagranicy. Okoliczności jego śmierci nie są na razie jasne.
Cytowany przez media świadek z internatu, gdzie doszło do wypadku, twierdzi, że dziennikarz mógł popełnić samobójstwo. Do tej wersji skłania się również na razie białoruska milicja. W tezę o samobójstwie trudno uwierzyć natomiast szefowej białoruskojęzycznej redakcji Polskiego Radia, z którą współpracował Humieniuk, Ninie Barszczewskiej. Matka Humianiuka, Krystyna, uważa, że doszło do zabójstwa.
Jeden z przyjaciół mówi o groźbach, na które skarżył się Humieniuk. Aleś Arkusz powiedział Radiu Svaboda, że Humianiuk miał plany na 2013 rok, chciał wydać tomik wierszy i prowadzić autorską audycję w Radiu Racja. – Co ciekawe, nieraz mówił mi, iż chcą go zabić. Przyjmowałem to z humorem, nawet żartowałem na ten temat. Raz spytałem, co mu zrobią. Powiedział, że zrzucą z 9 piętra, albo dostanie cegłą w głowę - mówi Aleś Arkusz. Przyjaciel Humianiuka zwrócił też uwagę, że bardzo kochał on swoją matkę. Kiedy jechali kiedyś do Warszawy, dzwonił do niej kilka razy. – I teraz miały ją zostawić samą? – pyta Arkusz.
W sprawie śmierci dziennikarza toczy się obecnie śledztwo. Śledczy poinformowali, że zostanie przeprowadzona ekspertyza sądowa, mają być też przesłuchani znajomi Humianiuka i świadkowie.
Balkon, z ktorego miał upaść Humieniuk (źr. Radio Svaboda)
Miejsce zdarzenia: więcej pytań niż odpowiedzi
Z kolei reporter niezależnego białoruskiego radia Swoboda przyjechał do Grodna i zobaczył miejsce, w którym doszło do wypadku. Rozmawiał również z osobami, które mogły coś wiedzieć na ten temat.
Matka Humianiuka, Krystyna przyznała, że syn był rozstrojony tego dnia. Powiedziała, że wpół do dwunastej w nocy przyszła do niej milicja i powiadomiła, że syn poślizgnął się i wypadł z 9 piętra. Zaznaczyła, że była wcześniej z synem w aptece, gdzie ten rozmawiał ze znajomymi. Potem wyszedł i nawet zdziwiła się, że na nią nie poczekał. W domu go nie było, telefon komórkowy zostawił. Kobieta zaznacza, że jej syn dobrze odnosił się do innych ludzi, nie wie zatem, co mogło się stać.
Reporter Swabody zauważa, że dom Humianiuka od internatu, w którym zginął, dzieli 300-350 metrów. Dozorczyni internatu nie wie, jakim sposobem mógł dostać się do środka. Cytuje za to świadka, który widział dziennikarza wewnątrz. Według niego, Jury do nikogo nie przychodził w odwiedziny, a wszedł na balkon przez wspólną dla kilku pokojów kuchnię. Kobieta twierdzi, że kiedy przyszła do pracy na godzinę ósmą było już po wszystkim. Według jej słów, mężczyzna spadł głową w dół na asfalt. Jednak nie widziała tego na własne oczy i nie widziała, w jakiej pozycji został znaleziony.
Svaboda.org/IAR/agkm
Informacje o Białorusi: Raport Białoruś