PAP/Archiwum rodzinne
Rzecznik MSZ Marcin Bosacki zapewnił w środę, że resort i polskie służby konsularne robią wszystko, aby przetrzymywana na Białorusi Teresa Strzelec wróciła do Polski. Dodał, że o całej sprawie polskie władze dowiedziały się późno, co utrudniło udzielenie pomocy.
W połowie marca media informowały o przetrzymywaniu na Białorusi polskiej obywatelki, której władze białoruskie zarzucają popełnienie wykroczenia. Według relacji męża Polki Jarosława Strzelca w kwietniu 2012 roku Teresa Strzelec pojechała na wycieczkę do Mińska. Gdy zepsuł jej się samochód, zostawiła go u mechanika. Autem bez wiedzy właścicielki jeździł syn mechanika, którego zatrzymała białoruska milicja. Samochód został zarekwirowany i przekazany do składu celnego, bo według prawa białoruskiego obcokrajowiec wjeżdżający na teren tego kraju własnym samochodem, po wypełnieniu deklaracji celnej, nie może go odstąpić innej osobie.
W styczniu tego roku białoruski sąd obwodowy w Brześciu orzekł, że auto ma być oddane właścicielom, jednak - według relacji mediów - celnicy wcześniej je sprzedali i zaproponowali Strzelcom zwrot pieniędzy. Sąd, który uchylił konfiskatę mienia, zobowiązał jednak Polkę do zapłaty cła i podatków wraz z odsetkami w wysokości ok. 15 750 euro. Strzelcowie nie zapłacili; gdy na początku marca przybyli do Brześcia, Teresie Strzelec anulowano wizę, zatrzymując ją na Białorusi.
Bosacki na środowej konferencji prasowej zapewnił, że "MSZ robi wszystko od czterech tygodni, od czasu, kiedy polski konsul dowiedział się o tej sprawie, aby Teresa Strzelec mogła wrócić do Polski".
Jak tłumaczył, są to działania zarówno konsulatu generalnego w Brześciu, kontakty z białoruskim urzędem celnym, a także działania dyplomatyczne m.in. wystąpienie polskiej ambasady na Białorusi z notą do białoruskiego MSZ oraz wezwanie białoruskiego ambasadora w Polsce na rozmowę w tej sprawie. - Robimy wszystko, ale robimy w sytuacji prawnej, w której już decyzje zapadły. Z naszej perspektywy problem polega na tym, że zostaliśmy poinformowani o sprawie prawie rok po tym, jak ona się zaczęła - podkreślił Bosacki.
"Służby konsularne dowiedziały się zbyt późno"
Jak zaznaczył, pomimo iż całe zdarzenie miało miejsce w kwietniu zeszłego roku to polskie służby konsularne zostały o całej sprawie powiadomione dopiero 6 marca tego roku. Dodał, że jest to niefortunna sytuacja, bo tak późne powiadomienie służb konsularnych zaważyło na przebiegu całej sprawy.
W ocenie rzecznika MSZ konsekwencje wyciągnięte przez władze białoruskie wobec polskiej obywatelki są niewspółmierne do wykroczenia, jakiego według prawa białoruskiego się dopuściła.
- Wstrzymywanie prawa wyjazdu z kraju osoby oskarżonej o takie wykroczenie jest karą całkowicie niewspółmierną do zarzucanego jej czynu, czyli oddania białoruskiemu obywatelowi nieoclonego samochodu. Natomiast, jeśli chodzi o prawo białoruskie, ono po prostu takie jest - powiedział Bosacki.
Dyrektor departamentu konsularnego MSZ Marek Ciesielczuk zapewnił, że służba konsularna cały czas monitoruje sprawę Teresy Strzelec i jest w kontakcie zarówno z nią jak i z jej pełnomocnikiem.
- Czekamy na dalszy rozwój wypadków, wiedząc, że spodziewana decyzja urzędu celnego, która rzuci nowe światło na los naszej obywatelki, nastąpi najprawdopodobniej 9 kwietnia - powiedział Ciesielczuk.
Dodał, że w podobnych sytuacjach polscy obywatele powinni jak najszybciej informować polskie służby konsularne, aby nie popełnić błędów wynikających z nieznajomości przepisów kraju pobytu.
PAP/agkm
Informacje o Białorusi: Raport Białoruś