Mój mieszkający na Staten Island przyjaciel wiezie mnie do domu Katarzyny, Polki mieszkającej z mężem i synem. Ulica przed ich domem jest siwa od brudu, jaki woda z oceanu przyniosła ze sobą w pamiętny poniedziałek 28 października 2012. Bramy garażowe niektórych domów wciąż są oklejone piaskiem.
Kasia ewakuowała się wcześniej z całą rodziną, ale cały czas dzwoniła do sąsiadów, którzy pozostali w swoim domu. Relacjonowali, że woda podniosła się do poziomu metra w zaledwie kilkanaście sekund. Widzieli, jak z jej domu wypływa różowy domek dla lalek. Inni sąsiedzi relacjonowali później, że widzieli, jak domek skręca potem w boczną uliczkę, niesiony przez wodę, rwącą w południowym kierunku.
Tydzień po przejściu huraganu Katarzyna wróciła do domu. Wraz z mężem przez kolejne doby wyrzucała wszystkie zniszczone przez wodę sprzęty domowe - kuchnię, zmywarkę, pralkę. Dom nadaje się do użytku, choć ściany w piwnicy trzeba oszuszyć. Potrwa to zapewne do lata - grubo ponad pół roku.
Jedziemy wraz z Kasią zobaczyć inne dzielnice Staten Island. Co chwilę zatrzymujemy się, abym mógł zrobić zdjęcia. Powykrzywiane, a czasem nawet poprzewracane domy, samochody zniesione przez fale w szczere pola albo wbite w ściany budynków na wysokości drugiego piętra - pełno jest takich widoków. I wszechobecne sterty gruzu przed każdym domem. Po kilkunastu minutach takiej przejażdżki Kasia przyznaje, że jej sytuacja jest całkiem dobra i nie ma na co narzekać.
Staten Island była kiedyś bardzo spokojną dzielnicą. Dzisiaj na całej wyspie trwa wielkie sprzątanie. Mieszkańcy w przeciwpyłowych maseczkach - młodzi i starzy - niestrudzenie wyrzucają z domów wszystkie zniszczone rzeczy, a ciężarówki wywożące gruz kursują niemal non-stop. Na wschodnim wybrzeżu Staten Island zorganizowano wysypisko tego gruzu. Składowisko po kilku dniach miało metr wysokości i ciągnęło sie przez kilka kilometrów.
Nieco dalej fale wyrzuciły na brzeg 60-metrowy tankowiec. Huragan zerwał go z cum odległych milę od lądu, po czym niemal wgniótł tylną jego część w dno morskie tuż przy brzegu. W efekcie, przód statku wisiał kilkanaście centymetrów nad powierzchnią plaży.
Zniszczenia spowodowane hugaranem wywołały wśród Amerykanów silne poczucie solidarności z ofiarami. Na tyle silne, że gdy tylko dało się dotrzeć na Staten Island z Manhattanu czy Brooklynu, na wyspie pojawili się wolontariusze. Nick jest właścicielem pizzerii w Pensylwanii i przywiózł sto kawałków świeżej pizzy. Josephine mieszka na Mahnattanie i przyjechała, by pomóc poszkodowanym przewozić wszystko, co potrzeba. Oferuje do pomocy siebie i swojego vana, bo jak mówi, wielu ludzi straciło samochody i dla nich przebycie jednej mili to teraz wieczność.
Na jednej z ulic spędziłem niecałe pół godziny. W tym czasie przyjechały tam dwie grupy wolontariuszy oferujące żywność i wodę, trzy grupy ze środkami czystości, dwie kolejne z łopatami i dwie kolejne oferujące dodatkowe ręce do pracy. Mieszkańcy wyspy mówili nawet, że tacy właśnie wolontariusze spisali się znacznie lepiej niż nowojorskie miejskie służby. Choć wszyscy zgodnie chwalili wspaniałą pracę służb sanitarnych.
Widok Staten Island po przejściu huraganu Sandy jest trudny do opisania. Miejsce, które jeszcze do niedawna było dla wielu mieszkańców ucieczką od głośnego i pędzącego Manhattanu zamieniło się w scenę olbrzymiej tragedii. Chyba tym większej, że niespodziewanej. Z jedną ze swoich koleżanek spierałem się, czy Sandy wyrządził większe niematerialne szkody na Kubie czy w Nowym Jorku. Dotąd obstaję, że na poziomie psychologicznym znacznie bardziej poszkodowani są Amerykanie, którzy żyjąc w spokojnym i bezpiecznym Nowym Jorku (11 września to jednak całkiem inna historia), nie spodziewali się aż takiej tragedii. Kubańczykom podobne historie się już zdarzały, a to zazwyczaj czyni człowieka bardziej odpornym psychicznie.
Jest chyba jeszcze jeden powód dla którego Amerykanie nie spodziewali się aż takich strat. Ubiegłoroczny huragan Irene, który zapowiadany był jako katastrofa, okazał się niegroźny. Być może wiele osób podświadomie spodziewało się, że i tym razem będzie spokojnie.
Nowojorskie władze podały, że na Staten Island w czasie huraganu zginęły 23 osoby. Cześć ofiar to osoby, które utopiły się we własnym domu.
Wojciech Cegielski