24 lipca obchodziliśmy 35. rocznicę śmierci Edwarda Stachury. Wacław Tkaczuk opowiadał, że ten letni miesiąc już na zawsze będzie mu się kojarzył z kultowym pisarzem. - Pierwszy wiersz, który od niego dostałem nosi datę 19 lipca 1959. Z kolei 20 lipca 1979 roku widziałem go po raz ostatni.
Wacław Tkaczuk poznał Edwarda Stachurę podczas egzaminów wstępnych na polonistykę na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. W tym czasie Sted, jak nazywali poetę przyjaciele, kończył repetować pierwszy rok filologii romańskiej.
- Nie bardzo było wiadomo dlaczego Stachura wybrał Lublin, usiłował dostać się do szkoły plastycznej w Sopocie, usiłował w Toruniu zahaczyć się o uniwersytet. Tymczasem znalazł się w Lublinie, daleko od domu, w trudnych warunkach materialnych. Na KUL-u nie było stypendiów finansowych, tylko żywnościowe i akademik, który był za grosze. Stachura nie dostał ani jednego, ani drugiego. Żył w skrajnej biedzie, waletował, nie miał się w co ubrać. Dopiero oświadczenie ojca, że Stachura nie może liczyć na żadną pomoc materialną z domu, sprawiło, że otrzymał akademik, z którego zresztą wkrótce go wyrzucono - wspominał Tkaczuk.
Gość "Ćwiczeń z myślenia" dodawał, że Stachura pozostawał w trudnych relacjach ze swoim tatą. - W jego rodzinnym domu panowała pewna surowość, praktyczność i pragmatyczność, co było przyczyną wielu konfliktów.
Więcej na temat młodości poety, ale też ważnych miejsc w jego życiu - w nagraniu audycji.
bch,pkur