- Płyta ma świetnie skomponowany program. Tyle tylko, że brzmi on trochę "pożegnalnie"... - zastanawia się w dwójkowej "Płytomanii" Marcin Gmys. Jeden z najwybitniejszych polskich pianistów ogłosił właśnie zawieszenie swojej koncertowej kariery na conajmniej półtora roku. Takie "wakacje" nie należą w świecie wirtuozów do rzadkości, a służyć mogą szlifowaniu formy albo pracy nad nowym repertuarem. Rzecz w tym, że Anderszewski wielokrotnie udowodnił już swój sceptyczny stosunek do kariery koncertowego wirtuoza.
Chociażby podczas słynnego międzynarodowego debiutu na Konkursie pianistycznym w Leeds w 1990 roku. 21-letni student warszawskiej Akademii Muzycznej był wówczas murowanym kandydatem do zwycięstwa. Przerwał jednak swój półfinałowy recital, opuszczając estradę, bo... nie spodziewał się, że zajdzie tak wysoko i po prostu nie przygotował się na to psychicznie.
Natura bezkompromisowego perfekcjonisty nie zaprzepaściła jednak kariery Anderszewskiego. Wręcz przeciwnie: złożyła się ona na mit jednego z najbardziej nietuzinkowych i nieprzewidywalnych muzyków naszych czasów. Młodego Anderszewskiego ceniono w szczególności za tyleż oryginalne co głęboko analityczne interpretacje Bacha, Mozarta oraz Beethovena. Gdy utrwalił się już jego antyromantyczny i do pewnego stopnia "antynarodowy" wizerunek, artysta znowu zaskoczył - fenomenalnymi nagraniami dzieł Chopina i Szymanowskiego. Kolejnym wyzwaniem podjętym przez Anderszewskiego stała się idiomatyczna i wyjątkowo trudna interpretacyjnie muzyka fortepianowa Roberta Schumanna. To nią oczarował artysta warszawską pubiczność podczas zeszłorocznych obchodów "chopinowskiego tygodnia urodzinowego", podczas których nie przedstawił ani jednej nuty polskiego kompozytora.
Ten schumannowski program trafił na najnowszą płytę Anderszewskiego. Obok popularnej wczesnej Humoreski op. 20 pianista sięgnął po dwa późne i nieco zapomnianie arcydzieła: Etiudy op.56 oraz Gesänge Der Frühe op. 133. Wszystkie naznaczone są silną melancholią i mrokiem, zapowiadającym być może szaleństwo, które dotknęło Schumanna wkrótce po ukończeniu "Pieśni porannych". Jak zauważa Marcin Gmys, Anderszewski pokazuje mistrzostwo w budowaniu nastrojów oraz ich kontrastowaniu, nie tracąc zarazem nic ze swojego słynnego analityczno-intelektualnego temperamentu.
Podobną, syntetyczną doskonałość usłyszeć można dziś głównie w nagraniach dawnych mistrzów, jak Richter czy Horovitz. Jeśli chodzi o współczesnych pianistów, to Marcin Gmys zauważa tylko dwóch "schumannistów", zdolnych dotrzymać kroku Anderszewskiemu: Arkadija Volodosa i Grigorija Sokolova.
Czy melancholijne dzieła Schumanna okażą się tylko kolejnym przystankiem w karierze Anderszewskiego, czy staną się prawdziwym pożegnaniem? Czas pokaże.
Aby posłuchać recenzji schumannowskiego albumu Piotra Anderszewskiego, wystarczy kliknąć ikonę dźwięku w ramce "Posłuchaj" po prawej stronie.