Feliks Jasieński - dziś postać w dużym stopniu zapomniana. Ale w środowisku młodopolskiego Krakowa - legenda! - Świadczą o tym jego liczne portrety oraz dotyczące go wzmianki w listach z epoki - mówiła w Dwójce prof. UJ Maria Korytowska. - Choć sam nie był twórcą, należał do wybitnych znawców literatury, malarstwa i myśli filozoficznej, choć zarazem pozostawał wrogiem wszelkich systemów, patosu i zadęcia. I właśnie taki charakter ma niezwykła kolekcja sztuki japońskiej, którą po sobie pozostawił. Zawiera ona bardzo różne obiekty, od przedmiotów codziennego użytku po osobliwości - wyjaśniała.
Manggha przekazał swoje zbiory Muzeum Narodowemu w Krakowie. Przez kolejne dziesięciolecia nie udawało się jednak stworzyć stałej ekspozycji prezentującej kolekcję Jasieńskiego. Wszystko zmieniło się w 1987 roku, gdy Andrzej Wajda postanowił przeznaczyć na tę sprawę - gigantyczną jak na owe czasy - kwotę 340 tysięcy dolarów, którą otrzymał jako laureat Nagrody Kioto. Deklaracja tak wzruszyła słynnego japońskiego architekta Aratę Isozakiego, że zdecydował się sprezentować nowo powstałej fundacji swój projekt. Dla strony japońskiej to był gwarant, że pomysł Wajdy nie jest mrzonką.
- To Isozaki, patrząc z Wawelu, wybrał miejsce na siedzibę muzeum - wspominał w Dwójce polski reżyser. - Uznał, że rzeczą niezwykłą jest fakt, iż w XX-wiecznym mieście udało się znaleźć pustą działkę nad rzeką - wyjaśnił. A Krystyna Zachwatowicz dodała: - Wszyscy się dziwili, że budujemy muzeum na Dębnikach. Już Pani Dulska u Zapolskiej mówiła, że to bardzo niedobre miejsce. A przecież to zaledwie kwadrans piechotą z centrum miasta - zwróciła uwagę. Po latach decyzja Isozakiego okazała się nie tylko doskonałym wyborem dla muzeum, lecz także przyczynił się do ożywienia zaniedbanego brzegu Wisły.
A dlaczego Manggha nie lubił kultury francuskiej i obraził się na warszawską "Zachętę"? Zapraszamy do słuchania nagrania "Notatnika Dwójki", który przygotował Dawid Dziedziczak.
mc/mm/asz