45-letnia Suki Kim to koreańska pisarka, urodzona w Seulu, a od 13. roku życia mieszkająca w Stanach Zjednoczonych. Przez sześć miesięcy w 2011 roku wykładała język angielski na Pjongjańskim Uniwersytecie Naukowo-Technicznym (PUST) - uczelni ufundowanej i zbudowanej dzięki pieniądzom przekazanym przez kościoły ewangelickie na całym świecie. Jej studentami byli młodzi mężczyźni w wieku od 18 do dwudziestu kilku lat, urodzeni w rodzinach wysoko postawionych dygnitarzy partyjnych.
Jak podkreśliła autorka "Pozdrowień z Korei...", jej celem było napisanie książki, która pokaże Koreańczyków z północy w ludzkim świetle. - Chciałam wyjść poza utarte, niemal komiczne portrety Wielkiego Wodza - szaleńca z dziwną fryzurą i w śmiesznym stroju, który w wolnym czasie uwielbia straszyć resztę świata wojną atomową. Prawda jest dużo bardziej bolesna i przerażająca. Chciałam pomóc ludziom z zewnątrz dostrzec w Północnych Koreańczykach osoby z krwi i kości, z którymi można się zidentyfikować, bo dzięki temu zaczniemy naprawdę przejmować się ich sytuacją - wyjaśniła.
"Nie będziesz bezpieczna nawet we własnej kwaterze"
Zanim pisarka przyjechała do Korei Północnej otrzymała kilka rad. "W Pjongjangu żyje się jak w akwarium. Wszystko, co mówisz i robisz, będzie obserwowane. Nie będziesz bezpieczna nawet we własnej kwaterze. Na zajęcia ubieramy się jak na spotkanie służbowe: marynarka, a do niej dla pań spódnica, dla panów spodnie. Dżinsy są zakazane. Kim Dzong Il nie lubi niebieskich dżinsów, bo kojarzą mu się z Ameryką. Do Pjongjangu nie można wwieźć żadnych zagranicznych czasopism ani książek, z wyjątkiem wcześniej zadeklarowanych i zatwierdzonych".
Jak wspomina Suki Kim, wykładowcom i studentom bardzo rzadko wolno było opuszczać teren uczelni. Kampus był ogrodzony, na zewnątrz można się było wydostać jedynie w grupie, na zwiedzanie bądź zakupy. - Za każdym razem towarzyszyli nam wówczas strażnicy, których zadaniem było pilnowanie nas, byśmy nie zrobili niczego bez pozwolenia władz. Czasem odprowadzali nas nawet do łazienki - wytłumaczyła.
Na ścianach uczelni umieszone były portrety Kim Ir Sena oraz Kim Dzong Ila oraz hasła w rodzaju "Stąpaj twardo po ojczystej ziemi i nie spuszczaj świata z oczu" czy "Myślmy po naszemu i twórzmy po naszemu!". Wszystkie materiały dydaktyczne, których używali nauczycieli musiały być wcześniej zaaprobowane przez "odpowiedników", czyli północnokoreańskich pracowników dydaktycznych, którzy nadzorowali zajęcia.
Brak ogólnej wiedzy o świecie - to pierwsza cecha jaką zauważa Suki Kim u swoich uczniów. - To byli najbystrzejsi studenci w Korei Północnej, jednak na zdjęcia siedziby ONZ, Tadż Mahal czy piramid w Gizie patrzyli z niezbyt mądrymi minami, nie mając pojęcia, co przedstawiają. Prawie nikt nie wiedział, jaki kraj pierwszy wysłał ludzi na Księżyc, mimo że specjalizowali się w naukach ścisłych. Większość nie miała pojęcia, w którym roku wynaleziono komputery. Dopiero po długich naradach jedna z drużyn zaryzykowała odpowiedź: 1870 - opisuje.
Studenci nie mieli pojęcia o istnieniu internetu, mediów społecznościowych takich jak Facebook czy Skype. Kiedyś jeden z nich zapytał pisarkę, czy to prawda, że wszyscy na świecie mówią po koreańsku, bo słyszał, że język ten tak bardzo przewyższa inne, że używa się go w Anglii, Chinach i Ameryce. "Uparcie twierdzili, że Wieża Dżucze jest najwyższa na świecie, że ich Łuk Triumfalny jest największy, że ich park rozrywki jest najlepszy na ziemi" - pisze w książce Koreanka.
"Brońcie kwatery głównej rewolucji"
W Korei Północnej - według Suki Kim - nic nie działało tak, jak powinno. Awarie prądu zdarzały się prawie codzienne i były uważane za normę. Ogrzewanie w akademikach włączano dopiero w pełni zimy, więc nauczyciele musieli sami się dogrzewać, zakładając kolejne warstwy ubrań.
Pisarka opisała też sposób funkcjonowania państwowej Centralnej Telewizji Chosun. "O godz. 7 wieczorem emitowano 25-minutowy program informacyjny poświęcony prawie wyłącznie Kim Dzong Ilowi. Nie było żadnych materiałów filmowych, tylko stare fotografie, przedstawiające go podczas wizyt w fabrykach, a spiker odczytywał słowo w słowo to, co podobno przy tych okazjach powiedział".
"Następnie nadawano półgodzinny program muzyczny, w którym na ekranie wyświetlano słowa piosenek, tak jak karaoke. Prezentowano utwory o takich tytułach jak "Brońcie kwatery głównej rewolucji" i tekstach, w których porównywano mieszkańców Korei Północnej do bomb i pocisków.Co wieczór spiker wygłaszał monolog, w którym gromił Koreę Południową i Stany Zjednoczone, używając dziwnie kolokwialnych zwrotów w rodzaju świrować czy nie chrzanić".
Książka ukazała się 17 czerwca nakładem wydawnictwa Znak.
PAP, kk