Kiedy umrę, zobaczę podszewkę świata.
Drugą stronę, za ptakiem, górą i zachodem słońca.
Wzywające odczytania prawdziwe znaczenie.
Co nie zgadzało się, będzie się zgadzało.
Co było niepojęte, będzie pojęte.
A jeżeli nie ma podszewki świata?
(Cz. Miłosz, "Sens", fragm.)
- Fascynujące u Miłosza jest jego zmaganie z problematyką istnienia - mówił w Dwójce ks. prof. Jan Andrzej Kłoczowski. Według wybitnego teologa i filozofa zwraca uwagę u Miłosza obecność dwóch ścierających się postaw: z jednej strony zachwyt istnieniem, z drugiej natomiast - obecny cały czas wątek przerażenia grozą świata.
Z kolei Zofia Król przypomniała, za Janem Błońskim, że Miłosz "nie kochał duszy świata, ale jego skórę" - interesowało go to, co konkretne, cielesne. Badaczka, interpretując "Esse", wyjaśniała, dlaczego ten utwór jest zapisem "epifanii nieudanej", przywołała również innego poetę, dla którego podróż paryskim metrem stała się źródłem poetyckiego natchnienia.
Jeśli miłość rozumieć tak, jak chciała to ważna dla Miłosza Simone Weil ("miłość to wiara w istnienie innych istot ludzkich jako takich"; "kochać to czynić swoje wzajemne istnienie coraz bardziej konkretnym"), poeta był przez tę krótką, intensywnie przeżywaną chwilę zakochany.
Piotr Matywiecki natomiast mówił między innymi o Miłoszowej transcendencji oraz o swoistym, odnajdywanym u autora "Traktatu teologicznego", ludzkim miłosierdziu (współczuciu), które jest wezwaniem do nieobecnego Boga, jest podszytym rozpaczą wołaniem do tego, który musi istnieć, gdyż jest dawcą wszelkiego sensu.
Zapraszamy do wysłuchania audycji o aspekcie metafizycznym twórczośći Czesława Miłosza, którą przygotowały Dorota Gacek i Elżbieta Łukomska.
***
Twórczość Miłosza powinna cieszyć tych wszystkich, dla których religia jest wartością nadrzędną, sprawą, o którą warto toczyć spory, fundamentem życia i rękojmią jego sensu. Nie była to, oczywiście, religijność łatwa i jednowymiarowa. Miłosz często szukał, zdarzało mu się zawędrować na obrzeża herezji, czasem wyrażał skrajnie zwątpienie – zawsze jednak kwestia religii znajdowała się w centrum jego zainteresowań. Więcej: obrona wiary, osłabionej w ostatnich dwóch wiekach jak chyba nigdy wcześniej, była jedną z jego największych trosk.
Walka o przetrwanie
"Zamiast zostawić teologom ich kłopoty, ciągle rozmyślam o religii" - pisał. Skąd ta niecodzienna jak na literata pasja? Za mojego życia, tłumaczył poeta, uległy rozpadowi idee, które stały przez stulecia u podstaw zachodniej cywilizacji: wiara w wyjątkowe miejsce człowieka w naturze (wskutek teorii ewolucji rozmyła się granica między ludźmi a zwierzętami), wiara w życie pozagrobowe (jak wierzyć w niebo i piekło, skoro już nie potrafimy sobie tych miejsc wyobrazić?), wiara w Opatrzność (historia jest przede wszystkim opowieścią o ludzkiej nieprawości, zapisem cierpień milionów niewinnych istnień). W obliczu tego kryzysu poeta podejmuje niełatwą walkę o przetrwanie - nie tylko religii, ale także samego siebie. Według Miłosza bowiem tylko religia potrafi nadać ostateczny sens ludzkiemu życiu. Tylko ona może ocalić.
Najgorsza z prawd
A zagraża nam "nieprzebłagana, stalowoszara nicość". Niepamięć, która pochłonie nasze "jednodniowe", przypadkowe istnienie. Przeraża nas zimny, nie-ludzki kosmos, puste "międzygwiezdne pola", "kołowrót galaktyk". I obojętna natura, jej nieskończony ruch narodzin i śmierci. "Nie jestem zdolny zrozumieć, pisał Miłosz, jak życie może zmienić się w śmierć i podnoszące się w oddechu płuca znieruchomieć".
Najstraszliwsza z pokus: przyjąć, że nie ma upragnionej "drugiej przestrzeni", że to, "co głosi chrześcijaństwo jest fikcją", "kłamali sobie święci i prorocy, budowniczowie świątyń i mędrcy". Nie ma Boga.
Niezgoda na nieistnienie
Chyba nigdy, nawet w tych kilku najciemniejszych lirykach pisanych pod koniec życia, poeta nie uległ tej pokusie. Stawka była bowiem zbyt wysoka. Bliższe mu było dramatyczne trwanie przy religii, wynoszenie chrześcijaństwa ponad inne wyznania za jego antropocentryczny charakter (Bóg, który staje się człowiekiem dla nas ludzi i dla naszego zbawienia). Sprzeciwiał się strategii "głoszenia rozpaczy" (stąd niechętny Beckettowi czy Larkinowi). Wolał - jak przyznał w tomiku "To" - milczeć albo, co robił wcześniej, terminować u takich mistrzów jak William Blake, Simone Weil czy Lew Szestow. Zaliczał się do "ludzi Księgi", zajmował się tłumaczeniem najtrudniejszych ksiąg Biblii (m.in. Koheleta, Hioba, Pieśni nad Pieśniami). Powtarzał, że religia jest jednym z najpiękniejszych dzieł ludzkiej kultury i ludzkiej wyobraźni. Ludzkiej, co nie znaczy, że niezakorzenionej w tym, co boskie.
Broniąc religii, zdaje się mówić Miłosz, bronimy ludzkiej tęsknoty do tego, co wykracza poza naszą skończoność, tworzymy wspólnotę złączoną szczególnym współczuciem – bo zbyt wiele jest śmierci, zbyt wiele cierpienia, by zostawić ten świat bez Boga. Tak, to jeden z Miłoszowych paradoksów: obecność zła z jednej strony podważa wiarę, z drugiej zaś - ją nakazuje.
A jeżeli Pascal nie został zbawiony, (...)
A jeżeli oni wszyscy, klękający ze złożonymi dłońmi,
miliony ich, miliardy ich, tam kończyli się gdzie ich złudzenie?
Nie zgodzę się nigdy.
W powyższym tekście przywołano następujące utwory Czesława Miłosza: "Zamiast zostawić" ("Piesek przydrożny"), "Na plaży" ("Dalsze okolice"), "Sens" ("Dalsze okolice"), "Nie rozumiem" ("To"), Druga przestrzeń (Druga przestrzeń), Niebo (Wiersze ostatnie), "Zdania", "Po ziemi naszej" ("Król Popiel i inne wiersze").
(jp)