- Żeby się utrzymać musimy zarobić 1 milion złotych miesięcznie z biletów - zdradzała kulisy funkcjonowania prowadzonych przez siebie warszawskich scen: teatru Polonia i Och-Teatru Krystyna Janda. - Takie są koszty stałe utrzymania budynków i ich infrastruktury. Dlatego musimy grać dobrze takie sztuki, które ludzie będą chcieli oglądać - dodawała aktorka.
Pomimo początkowych trudności ekonomicznych dziś oba teatry radzą sobie z powodzeniem. Przyczynę ich sukcesu Krystyna Janda upatruje w zbieżności jej gustów z gustami warszawskich widzów: - Całkowicie świadomie adresuję swój teatr do całkiem mieszczańskiej publiczności. Przy czym nie robię żadnego spektaklu, którego nie chciałabym sama obejrzeć. Po prostu mam gust jak przeciętny Kowalski - wyjaśniała.
Wobec stresów związanych z prowadzeniem i utrzymaniem swoich teatrów, występowanie na scenie stało się dziś dla Krystyny Jandy, jak wyjawia w rozmowie z Jackiem Wakarem, rodzajem "deseru po dniu wypełnionym ciężką pracą". Choć i tu zdarzają się momenty, kiedy aktorkę ogarnia paraliżujący strach.
Jednym z takich trudnych przeżyć było granie monodramu "Danuta W.", opartego na życiorysie Danuty Wałęsy, w obecności bohaterki tekstu i jej męża Lecha Wałęsy. - Para prezydencka siedziała na mojej linii wzroku. W pewnym momencie dostałam takiego ataku paniki, że myślałam, że już tego nie dokończę. Na szczęście uratował mnie Pan Prezydent, który krzyknął, żebym się nie przejmowała, bo on też nie pamięta dat urodzin swoich dzieci. Sala wybuchnęła śmiechem. Ja się w tym czasie szybko pozbierałam - opowiadała.
Więcej o przygotowaniach do tego spektaklu i obietnicy, jaką Krystynie Jandzie złożyła Danuta Wałęsa, ale też o przyjaźni z Agnieszką Osiecką i swoim internetowym dzienniku w nagraniu audycji.
Krystyna Janda
bch