"Dziewczyny z powstania" czyta na naszej antenie Sławomira Łozińska>>>
Pani Halina nie wierzyła w zapewnienia męża. Gdy 1 sierpnia rozpoczęła się strzelanina, zeszła wraz z dzieckiem, ojcem i siostrą do piwnicy położonej na warszawskim Śródmieściu. - Od razu straciła pokarm. Nie miała co jeść. Trawiła ją gorączka. Przyklejała się do zimnej ściany piwnicy, żeby troszkę ochłonąć. Darła stare prześcieradła i ubrania, żeby dziecko przewijać - opowiadała Anna Herbich.
Ta młoda autorka (rocznik '86) w swojej książce przygląda się Powstaniu Warszawskiemu z perspektywy kobiet. Różnice w spojrzeniu między żołnierzami prowadzącymi walkę, a dziewczynami, ratującymi siebie i swoich bliskich przed śmiercią, dobrze widać na przykładzie historii Haliny Wiśniewskiej, która pierwszą połowę powstania spędziła w piwnicy swojego domu. Gdy w końcu przedarła się z synkiem do męża, ten był zaskoczony, że jest taka brudna i wycieńczona. Podczas gdy ona modliła się już tylko o to, by walki się zakończyły, jej małżonek chciał się bić do ostatniej kropli krwi. - Ona wygrała to powstanie, bo swoje dziecko ocaliła. On czuł się przegrany, bo powstanie upadło - opowiadała Anna Herbich.
Z książki "Dziewczyny z Powstania" wynika, że stosunek do tego zrywu w dużej mierze zależał od tego, czy walczyło się okupantem, czy też toczyło się walkę o przetrwanie. - Część moich bohaterek, zwłaszcza tych, które były w konspiracji, uważa, że dobrze się stało, że wybuchło powstanie. Dla nich to było wyzwolenie się spod niemieckiej okupacji i próba odzyskania honoru. Z drugiej strony dziewczyny z cywila często uważają, że można było tego uniknąć, ponieważ ofiara była za duża...
Do wysłuchania nagrania rozmowy z Anną Herbich zaprasza Joanna Szwedowska.
bch/mc