Byli to wielcy nauczyciele Europy, których dzieła ustaliły wysoki poziom profesjonalizmu, nie dla wszystkich dostępny, ale obowiązujący choćby jako idealny punkt odniesienia. W ich twórczości pojawiły się właściwie wszystkie środki techniczne, należące do repertuaru renesansowej polifonii, i to w postaci wyszukanej, skomplikowanej. Stąd potem pojawiła się potrzeba pewnego uproszczenia, selekcji środków, tworzenia sytuacji typowych, zamiast dalszego komplikowania materii dźwiękowej. A więc - Antoine Brumel, dla jednych akademicki, dla innych - ekscentryczny - i jego monumentalna msza na 12 głosów Et ecce terrae motus, pełna symbolicznych podtekstów, i kapitalnych jakości czysto brzmieniowych. Alexander Agricola - ze swą dziwną arabeskową, akrobatyczną melodyką, i językiem harmonicznym chwilami wręcz szokującym. Heinrich Isaac - kosmopolityczny twórca uroczych pieśni karnawałowych dla Wawrzyńca de Medici, niemieckich pieśni o nieledwie ludowej prostocie, i barwnych, efektownych, zwracających swoją pełnią brzmienia motetów. I wreszcie najbardziej może znakomikty - Pierre de la Rue, wielki liryk, a zarazem mistrz podwójnych i potrójnych kanonów, którego melizmatyczna, giętka, fantazyjna i wyrafinowana melodyka pełna jest głębokiej ekspresji. Każdy z nich jest inny, a wszyscy razem tworzą to niesłychane bogactwo rozwiązań, opierające się na fundamencie ścisłego kontrapunktu. Wszyscy trzej poza Isaakiem, uważani byli za uczniów Ockeghema. Wszyscy pochodzili z Flandrii lub północnej Francji, gdzie - co też jest ewenementem - przez dwa stulecia rodzili się najwięksi geniusze polifonii.