W ostatnim czasie do grona takich tuzów jak Stańko czy Urbaniak dołączył Leszek Możdżer, głównie dzięki współpracy z Larsem Danielssonem, a ostatnio i Marcin Wasilewski, który niedawno nagrał pierwszą płytę pod swoim nazwiskiem dla ECM. Teraz Europa ma szansę zasłuchać się w trzech znakomitych polskich pianistach, gdyż ostatnio do tego elitarnego grona dołączył Paweł Kaczmarczyk. Można mieć tylko nadzieję, że przetrą oni swoją gra szlaki dla kolejnych rodaków.
Aż jedenastu muzyków zaprosił na "Complexity in simplicity" 25 - letni pianista, część z nich poznaliśmy przy okazji wydania zeszłorocznego albumu "Audiofeeling". Nie znaczy to, że na płycie przez cały czas będziemy mieli do czynienia z miniaturową orkiestrą, w zależności od kompozycji skład dryfuje pomiędzy triem a septetem. Obok samego leadera usłyszymy aż czterech saksofonistów: Nowickiego, Grzegorskiego (także charakterystyczny klarnet bassowy), Piotrowskiego, Poprawskiego, na trąbce Małka, na gitarze Sarneckiego, a obok nich wymiennie dwóch basistów Pulcyna i Barańskiego, na bębnach Żytę, a na perkusji Wekka. Ta cała konstelacja w połączeniu z ciekawymi, zróżnicowanymi kompozycjami leadera (wszystkie jego autorstwa, oprócz "Blue Eye" Eltona Johna i tytułowego utworu będącego zapisem improwizacji kwartetu), dają nadzieję na to, że płyta Kaczmarczyka spotka się zagranicą z pozytywnym odzewem.
Paweł Kaczmarczyk od lat cieszy się pozycją złotego dziecka polskiego jazzu co przełożyło się m.in na "Jazzowego Oskara", a w corocznym rankingu jazz Forum: cztery tytuły "Nadziei Jazzu" i nagrodę Jazzowy Album Roku za "Audiofeeling". Najnowsza płyta stanowi zwieńczenie kolejnych lat pracy artysty nad swoją wizją jazzu. Cieszy fakt, że jej autor robi muzykę z głową, przemyślaną, tworzy album, na którym mamy wyraźny wstęp, wielobarwne rozszerzenie i pozostawiające w zamyśleniu zakończenie. Zakończenie, które nęci by zacząć przygodę z "Complexity in simplicity" raz jeszcze. Kaczmarczyk sam uruchamiający szerokie spektrum dźwięków oddaje wielokrotnie pola swoim kolegom, jak to ma miejsce choćby w "Homage to Freddie". Sam leader najwięcej udziela się w utworach gdy przychodzi czas na wyciszającą grę w trio, jak ma to miejsce choćby w "Loganie", "Elegy for E.S", czy "Blue Eses", który to utwór momentami przypomina mi atmosferę panującą na "Pasodoble" Możdżera i Danielssona. To cały Kaczmarczyk. Mocno opiera się na tradycji, czerpiąc garściami z Billa Evansa, Keitha Jarretta i Leniego Tristano lecz daleko mu do naśladownictwa. Słychać u niego wiele stylów, choć jak do tej pory radykalnie odrzuca zarówno awangardowe wymysły, jak wpływy muzyki rozrywkowej. Na płycie znalazł miejsce na uczczenie pamięci dwóch niedawno zmarłych wybitnych muzyków jazzowych: trębacza Freddiego Hubbarda i pianisty Esbjorna Svenssona.
Skromny chłopak, twardo stąpający po ziemi, takim go zapamiętałem podczas przeprowadzania wywiadu. Mam wielką nadzieję, że od tylu sukcesów nie uderzy mu woda sodowa do głowy. O resztę nie powinniśmy się martwić. Jestem przekonany, że jeszcze nie jedna równie piękna jak "Complexity in simplicity" płyta wyjdzie spod jego utalentowanych palców.
Petar Petrović