Muzyka Lasowiaków na Festiwalu "Nowa Tradycja"
Wskazywał Bystroń na mało dostępne, miejscami dzikie niemal terytoria w widłach Wisły i Sanu, gdzie w rozproszeniu osiadł lud twardy i zahartowany. Gdyby szukać korzeni jego etnosu, cofnąć by nam się trzeba do czasów zapewne wczesnopiastowskich, czasów łowców i karczowników. Przez wieki element osadniczy, początkowo słowiański, płynący głównie z Małopolski i Mazowsza zasilili pasterze wołoscy, Tatarzy, Turcy, Szwedzi i Niemcy. Prawdziwy tygiel ludności, która jak się wydaje ulega całkowitej kulturowej asymilacji i polonizacji w II połowie XIX wieku.
A czym przewinili etnografowie ? Wedle mojej wiedzy i tych, którzy dzisiaj zajmują się tym terenem naukowo, to za przyczyną etnografów jeszcze przed II wojną światową urobiono dla tej puszczańskiej grupy nazwę „Lasowiacy”. Ponoć miejscowa ludność sama o sobie mówiła z rzadka: „Lesioki”. Czy kto słyszał – nie wiadomo. Nazwanie to jednak wyjątkowo trafne, biorąc pod uwagę warunki naturalne w jakich przyszło temu ludowi żyć.
Kiedy w latach po II wojnie światowej na kanwie szeroko zakrojonych m.in. przez pracownie Instytutu Sztuki PAN badań etnograficznych w poszczególnych regionach kraju przystąpiono również do przetrząsania kulturowego zasobu ludu puszczańskiego, nazwa „Lasowiacy”, porządkująca występowanie określonej tradycyjnej kultury ludowej na konkretnym terenie funkcjonowała na dobre (wielką rolę w pracach nad poznaniem Lasowiaków odegrali w tym okresie Roman Reinfuss i Franciszek Kotula). Problem jedynie w tym, że o ile etnografowie posługiwali się nazwą grupy powszechnie, to nie została ona przyjęta przez miejscowych. Ci odbierali ją jako pejoratywną, wstydliwą i mając ją za rodzaj pogardliwej, najchętniej przerzucali ją na sąsiadów. Wyniki ostatnich, prowadzonych na terytorium dawnej Puszczy badań, potwierdzają fakt, że nazwa „Lasowiak” brzmi dla miejscowej ludności obco, dziwnie, anachronicznie, kwitowana jest wzruszeniem ramion i śmiechem. Słowem – nie funkcjonuje i wygląda na to, że nie przyjęła się wśród tych, o których piszemy. Co więcej, wcale od nich samych nie pochodzi. Istnieje za to w topografii kultury regionalnej, w pracach etnograficznych i przyjęła się – może nawet po części jest utożsamiana – w nazwach zespołów, regionalnych stowarzyszeń, że nie wspomnę o nazwach „Lasowiak”, „Lasowianka” nadawanych w czasach PRL-u kiepskim barom piwnym i mordowniom we wsiach dawnej Puszczy.
Puszcza - dziewicze lasy, mokradła, szeroko rozlane rzeki i kiepskie piaszczyste gleby, nie dawały szans na prowadzenie przyzwoitej gospodarki rolnej. Warunki naturalne stwarzały za to niepowtarzalną możliwość dla innych zajęć i rzemiosł które wśród Lasowiaków przetrwały wieki – karczunek lasów, wypalanie węgla i produkcja mazi (smarowidło do osi wozów, znane choćby na Łemkowszczyźnie Zachodniej), bartnictwo, garncarstwo, plecionkarstwo, bednarstwo. Jeśli to zawód, to dodajmy jeszcze powszechne na całym terenie kłusownictwo. Te ostatnie zajęcia przetrwały w dobrej kondycji do dnia dzisiejszego. W dobrach królewskich i majątkach szlacheckich powstawały huty żelaza i szkła (jak w Niwiskach), co pociągało za sobą poważną trzebież połaci puszczańskich.
Teren zamieszkały przez Lasowiaków to wspomniany obszar w widłach Wisły i Sanu z miastami: Stalowa Wola, Tarnobrzeg, Mielec, Nisko, Leżajsk, Kolbuszowa, Nowa Dęba, Baranów Sandomierski. Pod względem kulturowym odnajdujemy tu takie cechy, które – zwłaszcza w nieodległej jeszcze przeszłości – dobitnie świadczyły o izolacjonizmie i zachowawczości Lasowiaków, tak w obrębie materii jak i kultury duchowej. Roman Reinfuss uznał, że to co wyróżnia Lasowiaków to cechy stroju, gwary i budownictwa. Po kilkunastu latach ostatnio prowadzonych badań uzupełniających dorzucić śmiało można bogatą sferę obrzędowości i wierzeń oraz związaną z nimi ciekawą religijność ludową w charakterystyczny sposób podkreślaną też wyjątkowo malowniczą sakralizacją przestrzeni (krzyże przydrożne i kapliczki). Wszystko to tworzy interesujący obraz tradycyjnej ludowej kultury lasowiackiej, dodajmy obraz przeszły w czasie, bo ledwie w szczątkach zachowany w swej pierwotnej, oryginalnej postaci do dnia dzisiejszego. Szkoda, że to, co uznać możemy współcześnie jako przejaw autentycznych zachowań kulturowych, kojarzone być musi już tylko z grupą najstarszych żyjących mieszkańców Puszczy.
Niegdyś powszechne w gwarze lasowiackiej „mazurzenie” stanowi dzisiaj formę znaną jedynie pokoleniom wiekowych mieszkańców. Szereg innych cech językowych (np. powszechna niegdyś wymowa „lypa” zamiast „lipa”, czy labializowanie samogłosek –„kuot” zamiast „kot”), ulega szybkiemu zanikowi na rzecz posługiwania się językiem literackim, bo z takim stykają się potomkowie dawnych Lasowiaków w szkole czy w miejscach pracy i taki przenoszą na grunt domowy (wszystkich zainteresowanych jakością starej mowy Lasowiaków odsyłam do świetnej pracy Janiny Wójtowicz, zatytułowanej „Atlas gwarowy dawnej Puszczy Sandomierskiej”). Szczęśliwie, jak wspomniałem, prowadzi się stale badania, również nad językiem, czego owocem jest interesująca praca wydana niedawno staraniem Samorządowego Ośrodka Kultury w Nowej Dębie: „Słownik gwary lasowiackiej” autorstwa Romualda Gondka. Gorąco polecam.
Cechy budownictwa drewnianego u Lasowiaków nie zaznaczają się w szczególny wyraźnie sposób swoją formą. Ale interesujący jest z pewnością układ zagrody na obszarze puszczańskim w widoczny sposób uzależniony od typu wsi, układu gruntów, zamożności. Można przyjąć, że typową formą układu jest w widłach Wisły i Sanu zagroda puszczańska – chałupa wraz z budynkami gospodarczymi, czasem z nieco oddalonymi ulami kłodowymi. Zwykle położona w otoczeniu lasów, w znacznym oddaleniu od zagród sąsiednich, charakteryzująca się dużą przestrzenią do życia. By poznać specyfikę budownictwa wsi lasowiackiej trzeba odwiedzić kolbuszowski skansen – Muzeum Kultury Ludowej, gdzie na przestrzeni kilku hektarów rozlokowano kilkanaście zagród i chałup lasowiackich, zebranych w latach 70-tych ubiegłego stulecia z pełnego w miarę terytorium zamieszkałego przez Lasowiaków. Dodać warto, że obiekty w tym muzeum są w pełni wyposażone w sprzęty codziennego użytku, a wystrój odpowiada zwykle początkowi XX wieku i jak w każdym takim przypadku, obrazuje przez swoją formę i wnętrze status społeczny mieszkańca. W tym miejscu polecam i namawiam również do zapoznania się z absolutną nowością na rynku wydawnictw etnograficznych, poświęconą w całości zagadnieniom lasowiackiego budownictwa tradycyjnego. To wydana przez mieleckie Samorządowe Centrum Kultury monografia pt. „Lasowiacy. Wiejski dom mieszkalny w widłach Wisły i Sanu (1850- 1965)”. Publikacja zawiera wyjątkowy, przebogaty materiał fotograficzny, rysunkowy oraz tekstowy powstały podczas badań na początku lat 60. XX wieku, a zebrany przez Józefa Furdynę - rodowitego Lasowiaka (czy raczej Lesioka) z Tuszowa Narodowego pod Mielcem. Co się zaś tyczy sytuacji współczesnej i kondycji drewnianego budownictwa na wsi lasowiackiej – to w szybkim tempie znika z krajobrazu . Owszem, są jeszcze wioski, wcale nie małe jak Wilcza Wola, gdzie chałup drewnianych, ba - całych zagród jeszcze kilkadziesiąt! Ale spieszyć się należy by je odwiedzić. A jeszcze w połowie XX wieku budownictwo drewniane na dawnych terenach Puszczy Sandomierskiej miało nad murowanym przewagę…
Mówi się o stroju lasowiackim, że ten wyróżnia się osobliwością na tle innych regionów. Zwraca uwagę bogate zdobnictwo – czerwone i czarne wyszycia, misternie kładzione na białe koszule, fartuchy i spódnice lasowiackich kobiet. To zdobnictwo różni się także na całym obszarze zamieszkiwanym przez tę grupę regionalną (wyróżnia się trzy podstawowe odmiany stroju u Lasowiaków: grębowsko – tarnobrzeską, raniżowsko –kolbuszowską i leżajską). Wspomniane aplikacje i wyszycia świetnie widać na stroju Lasowiaczek skupionych w zespole z Baranowa Sandomierskiego. I warto spotkać się i porozmawiać z Anną Rzeszut – Lasowiaczką rezolutną i dobrze zorientowaną w tradycji tego ludu w okolicach Baranowa. Równie ciekawie prezentują się kobiece stroje zespołu „Cyganianki” z Cyganów, nad którymi opiekę sprawuje Ośrodek Kultury w Nowej Dębie. Dodać trzeba, że strój kobiecy podkreślała lniana, wiązana nad czołem w charakterystyczny supeł chusta, a od święta sznur korali. Mężczyźni zwykle nosili lniane portki i koszule, także płótnianki. Nie stosowano w tym odzieniu żadnych ozdób, choć jak widać, współczesne grupy lasowiackie - nazwijmy je ludowe - stosują rodzaj wstążki przy tzw. oszewce pod szyją (Bojanów, Cygany). Męski strój paradny uzupełniała sukmana, zwykle brązowa i czapka z „kocotami” – pomponami z czerwonej lub granatowej włóczki. Sukmany, a jak widać w trakcie współczesnych prezentacji również koszule, przepasywano pasami. Czasami były one na tyle szerokie by pomieścić mogły tzw. trzos – miejsce na pieniądze.
Wspomniano wcześniej o interesującej, bo wykazującej wiele cech pierwotnych dla tej grupy obrzędowości, zwyczajów rodzinnych (narodziny, wesele, śmierć). Trzeba pamiętać, że w wielu przypadkach oryginalność i przebieg obrzędów stawał się dla zewnętrznych obserwatorów ciekawy z racji osadzania go w konkretnych warunkach kulturowych – naturalnych warunków puszczańskich, sprzyjających w znacznej mierze izolacji grupowej, ale też nabierał specyfiki wynikającej często choćby z pochodzenia osadników. W lasowiackiej obrzędowości, w bogatym folklorze słownym i towarzyszących temu zabiegach występuje sporo starych zwyczajów kultowych na styku z magią. Ta dziedzina przeważać się zdaje w prezentacjach wystawianych przez wspomniane grupy regionalne. Z jednej strony potrzeba takich działań bierze się ze zdrowo pojętej tzw. potrzeby społecznej, z drugiej zaś to zasługa instytucji promujących działania zmierzające do zachowania najciekawszych przejawów kulturowych zachowań Lasowiaków. I chociaż zwykle to formy mocno przestylizowane i teatralne, bo prezentowane dla widza, nie spierajmy się o potrzebę doszukiwania się autentyczności kontekstu kulturowego, bo tego na scenie nigdy nie odnajdujemy. Warto jednak polecić kalendarz imprez w regionie z udziałem grup regionalnych z Cyganów, Baranowa Sandomierskiego, Mazurów, Domatkowa, Kolbuszowej Górnej, Kolbuszowej, Nowej Dęby.
I na koniec słów kilka o muzyce, bo to za sprawą obecności Programu 2 Polskiego Radia na lasowiackiej ziemi i na potrzeby radia powstał ten krótki szkic.
Bez wątpliwości, kończy się czas wielkich samorodnych kapel, lasowiackich muzykantów i śpiewaków. Przemija bezpowrotnie czas samouków tworzących anonimowe melodie i uczących metodą przekazu bezpośredniego. Pierwotnie kapele lasowiackie tworzyły skrzypce (prym i sekund) i basy, z czasem skład poszerzono o klarnet, trabkę, a jeszcze później o wszędobylski akordeon (jego brzmienie zawsze się na wsi podobało i w latach 60. ubiegłego stulecia w modzie było posyłanie do szkół i ognisk muzycznych adeptów nauki na tym instrumencie). Taki, a nie inny skład nie powinien stanowić problemu i podstaw do zarzutu dla znawców, jeśli tylko przekazuje i prezentuje – a tak w większości przypadków jest – ciekawy muzyczny folklor. To zjawisko normalne w kulturze, a zapożyczenia instrumentarium niekoniecznie niosą ze sobą zagrożenie dla zachowania „in crudo” regionalnej formy muzycznego przekazu. Tak zatem, z pewnym dystansem, należało by moim zdaniem odbierać muzykowanie ze znanymi kapelami Władysława Pogody z Kolbuszowej czy „Widelan” z Widełki. Słów kilka należy się Władysławowi Pogodzie. Ten 96-letni dziś skrzypek to żywy obraz szalonej i dobrej lasowiackiej duszy. Gdy gra, zapomina o świecie (i o codziennych obowiązkach). Niewielkie znaczenie według jego filozofii mają dla człowieka wartości materialne, co oddaje znakomicie śpiewany przez niego tekst :
„Ten szcęsliwy co nic nimo
Bo się wyśpi i wydzymo.
Przyjdzie złodziej i pomaco
Nic nie weźnie , bo ni ma co!”
Wiek robi swoje, skrzypce leżą za piecem, ale Pogoda często bierze je w dłonie i z miłością przypatruje się im. „Cłowieku, co jo bym ci opowiedzioł!” – powtarza, zwracając się do mnie. Porywał wszystkich wesołym zachowaniem i charakterystycznymi okrzykami – „ale chodzi!”, „hopasia!”, „żywo chłopcy!”. Rozpoznawalny i oklaskiwany na wszystkich estradach folklorystycznych w Polsce. Gawędziarz, a nawet aktor, który w swoje 90-te urodziny odbył ze wsi do wsi lot… balonem. To w jego pamięci przetrwało wiele tekstów, wiele melodii typowych dla tej części lasowiackiego regionu i niewątpliwie jego muzykowanie w dużej mierze zdecydowało o współczesnym pojęciu „lasowiackie muzykowanie”. Pogoda już nie zagra, ale czynią to z powodzeniem inni starzy muzykanci - Jan Cebula z Kolbuszowej czy Jan Marzec z Kosów. I doskonale, że Wiesław Sitko – ważny urzędnik , bo dyrektor Miejskiego Domu Kultury w Kolbuszowej, wpadł na pomysł i zadbał , by utrwalić granie Pogody (trzy płyty CD). Zdecydował też o nagraniach i wydaniu w pięknej edytorskiej formie serii fonograficznej „Muzykanci z Puszczy Sandomierskiej”. Gdyby to ode mnie zależało dałbym mu nagrodę. A najbliższe spotkanie z lasowiacką muzyką już 29 maja w kolbuszowskim Domu Kultury podczas trzeciego już „Festiwalu Żywej Muzyki na Strun Dwanaście i Trzy Smyki” oraz 4 czerwca w kolbuszowskim skansenie. MYŚLE WIDAĆ WOS BEDZIE !
Jacek Tejchma, Samorządowe Centrum Kultury w Mielcu