PGR-y zajmowały się rozmaitą produkcją rolną, hodowlą ryb i koni, ogrodnictwem, drobiarstwem... Pracownicy dostawali pensje, mieszkania, opiekę socjalną. Dzieci dostawały dwa posiłki dziennie ze stołówki zakładowej. Do tego deputaty: mleko, kartofle i węgiel.
Niektóre PGR-y były rentowne, część produkowała na eksport i to do krajów kapitalistycznych. Niektóre produkty docierały na Cejlon.
Większość jednak była przeżarta typowo PRL-owskim "czy się stoi, czy się leży, tysiąc złotych się należy". Efektywność pracy była niska, a zarządzanie fatalne. Dla utrzymania PGR-ów konieczne były dotacje, a te obniżały i tak już niską wydajność pracy.
Zajrzyj na strony serwisu "Radia Wolności">>>
Ewelina Szpak, autorka publikacji "Między osiedlem a zagrodą. Życie codzienne mieszkańców PGR-ów” tłumaczyła w radiowej Dwójce, że PGR-y powstały w 1949 roku i działały na zasadach kolektywizacji, opartej na wzorach sowieckich – na sowchozach. Jej zdaniem były one czymś pomiędzy miastem i wsią.
Jej zdaniem były bardzo specyficzną przestrzenią społeczną, geograficzną, łączącą pewne elementy miast prowincjonalnych i wsi. Przejawiało się to też w tym, że miejsce pracy i miejsce życia było zwykle to samo. Mieszkano albo w pomieszczeniach pofolwarcznych, albo w specjalnych małych dwukondygnacyjnych blokach.
Ewelina Szpak przypominała w audycji "Za kurtyną PRL-u", że bardzo często mieszkańcami PGR-ów byli ludzie z różnych rejonów Polski. Dopiero w latach 70. i 80. zauważana była większa stałość w zatrudnieniu, wcześniej była to dla wielu ludzi praca płynna, przenosili się oni z jednego gospodarstwa na drugie, tym bardziej że wciąż potrzebowano rąk do pracy.
Zdaniem autorki książki w PGR-y poddane były intensywnej propagandzie partii komunistycznej, która była nastawiona na oderwanie tych ludzi od ich korzeni i przekonań. Chciano w ten sposób stworzyć "nowego człowieka”. Należy też pamiętać o bardzo złym traktowaniu przez PZPR rolnictwa.
Gość radiowej Dwójki przekonywała, że bardzo znikoma część pracowników PGR-ów miała możliwość skorzystania z wyjazdów i wczasów pracowniczych organizowanych przez zakłady pracy.
- Skończyła się możliwość pracy, która pozwala na wykonywanie czynności bardzo prostych. Jeden z moich rozmówców opowiadał, że jego praca polegała na tym, że jednego dnia kopali doły w tym miejscu, drugiego dnia w następnym, a trzeciego dnia je zakopywali. Bo coś trzeba było wykonywać. Ten system był nieefektywny – tłumaczyła Ewelina Szpak.
W okresie transformacji ustrojowej wielu pracujących w PGR-ach nie poradziło sobie ze zmianami. Dlatego wiele z tych społeczności się marginalizowało i zamykało.
Audycję przygotowali Agata Kwiecińska i Michał Nowak.