- Stał się dysydentem dopiero wtedy, kiedy zaczął organizować społeczności lokalne, kiedy był artystą, kiedy łamał kanony, kiedy pisał swój często nieprawomyślny blog to nie było wokół niego szumu - mówił sinolog prof. Bogdan Góralczyk w Dwójce.
Ai Wei Wei naraził się komunistycznym władzom działając na rzecz praw człowieka. Zaangażował się m.in. w zbieranie nazwisk dzieci, które zginęły podczas trzęsienia ziemi w Syczuanie. Jak twierdził, władze unikały ujawnienia liczby ofiar.
Artysta obecnie znajduje się w areszcie domowym. Orzeczenie sądu pierwszej instancji dało mu ciężką karę pieniężną, odosobnienie i praktycznie zabrało mu głos. - Widziałem niedawno tylko jeden tekst Ai Wei Weia o brzydkiej architekturze współczesnego Pekinu. Pisał, że jest to miasto bez ducha, pozbawione wszelkich ludzkich uczuć. To jest jego leitmotiv, że Chiny są cyniczne, brutalne i zimne - mówi prof. Góralczyk.
Wiedzę o tym, jak działa Państwo Środka artyście przekazał ojciec, najsłynniejszy poety chiński XX wieku Ai Qing. Jako dziecko kilka lat spędził z rodziną w obozie pracy, wyjechał później do Stanów Zjednoczonych. - Dopiero powrót do Chin sprawia, że jak diabeł z pudełka nagle wyskakują prace, o których nikt nie wiedział. Jedna z pierwszych: butelka Johnny Walkera a w środku antyczna chińska figurka - opowiada teoretyk sztuki Marek Goździewski.
Pięć lat trwała praca nad instalacją Sunflower Seeds (Ziarna słonecznika). Składa się ona z ponad stu milionów wykonywanych ręcznie porcelanowych ziaren słonecznika, które przygotowywało ponad 1600 mieszkańców słynącego z produkcji porcelany miasta Jingdezhen. Ziarna rozsypano m.in. w Beijing londyńskiej Tate Modern.
- W filmie towarzyszącym wystawie w Tate jest taka jedna scena. Kończy się malowanie, czyszczenie, opłukiwanie ziaren. Nagle znika całe ubóstwo ludzi, niehigieniczne warunki życia. Ziarna pakowane są do białych toreb i zostają wyładowane w czystej hali zachodniego muzeum. Ai Wei Wei pokazuje transformację pracy - opowiada Marek Goździewski.
usc/fot.tate modern