Od 2010 roku minęło już sporo czasu, a Paweł Wakarecy skończył studia, wydał pierwszą solową płytę i rozpoczął poważną muzyczną karierę. O jej początkach muzyk gawędził z Agatą Kwiecińską w Studiu PR im. Władysława Szpilmana.
- Na pytanie, kiedy zacząłem grać, odpowiadam, że nie pamiętam czasów, gdy nie grałem - wspominał. - Będąc małym chłopcem, wygrywałem pierwsze melodie ze słuchu. Potem, równolegle z umiejętnością czytania, udało mi się opanować czytanie nut. To mi dało możliwość grania dla własnej przyjemności. W tym czasie mój tata zabierał mnie na koncerty w Toruniu do Sali Wielkiej Dworu Artusa. Zawsze po powrocie prosiłem go, żeby znalazł mi nuty tego, co było grane.
Naturalną muzykalność i łatwość, z jaką Pawłowi Wakarecemu przychodziła gra na fortepianie, pamięta także Ewa Skarżewska, pianistka, nauczycielka z Zespołu Szkół Muzycznych w Toruniu: - Paweł był malutkim chłopcem. Jego drobna sylwetka w zestawieniu z fortepianem robiła na publiczności ogromne wrażenie. Nie był tytanem pracy. Miał wiele pasji. Robił linoryty, namiętnie grał w piłkę nożną, wędkował i zajmował się innymi sprawami, nie tylko graniem, przez co musiałam go trochę mobilizować - wspominała.
Ta wielość zainteresowań została pianiście do dziś. Sam Paweł Wakarecy zdradzał, że ma czasem poczucie winy wynikające z zaniedbywania codziennych ćwiczeń. - Myślę sobie, co by było, gdybym te 6-8 godzin dziennie poświęcał pracy. Z drugiej strony zastanawiam się, czy nie straciłbym przez to świeżości i ochoty do grania...
W audycji "Five o'clock" słuchaliśmy interpretacji pianisty - nie tylko chopinowskich. Zachęcamy do obejrzenia wideo.
Audycja powstała we współpracy z Narodowym Instytutem Audiowizualnym.
bch/mc