Zamieszczona na krążku muzyka w wykonaniu Janusza Wawrowskiego i towarzyszącego mu argentyńskiego pianisty – Jose Gallardo nawiązuje do znanych nam z malarstwa tendencji impresjonistycznych oraz do modernizmu. Znajdziemy tam pełne ekspresji, inspirowane mitologią i magią “Mity” Karola Szymanowskiego. W kolejnych jego fragmentach odkrywamy tajemnice pożądania ("Źródło Aretuzy"), samouwielbienia ("Narcyz"), a nawet lęku przed brzydotą i odrzuceniem ("Driady" i "Pan"). Zanurzona w magicznej symbolice i mitologicznej atmosferze jest także sonata skrzypcowa Eugene Ysaye’a, której płyta zawdzięcza swój tytuł. “Aurora”, to fajerwerk wirtuozerii, wymagający od skrzypka niesamowitej techniki, a także wyjątkowej muzykalności. Z tego powodu jest nagrywana i wykonywana nadzwyczaj rzadko.
W radiowej Dwójce Janusz Wawrowski przyznał, że jest obecnie bardzo zapracowany, ale gdy już gra, to nie czuje, że jest to praca, tylko odpoczynek. Dwa tygodnie temu obronił doktorat, jeździ po całym kraju z koncertami, dużo pracy kosztowało go też nagranie płyty.
Jak doszedł do tych sukcesów? Pierwszy utwór, który wykonał na scenie to "Poszły w pole kurki trzy" na Dzień Kobiet. Z opowiadań rodziców wynika, że mając trzy lata postanowił grać na skrzypcach, a że od zawsze był człowiekiem upartym to w końcu dopiął swego. Jego początki naznaczone są fascynacją muzyką ludową. Nie pochodzi jednak z domu, w którym rodzice zajmowaliby się zawodowo muzyką, choć muzyka zawsze była tam obecna. Co prawda grają na fortepianie, ale są lekarzami, tak jak reszta jego bliskich. Dziadek, też lekarz, postanowił w pewnym momencie nauczyć się grać na fortepianie, kupił instrument i korzystał z prywatnych lekcji. - Grał utwory Chopina, Beethovena, musiał mieć talent – wspominał młody skrzypek.
Czy od zawsze chciał zostać muzykiem? Rodzice motywowali go do tego całe życie, ale dawali mu do zrozumienia, że musi być też otwarty na inne możliwości. W końcu zawsze może coś się stać, co przerwie nawet najlepiej zapowiadającą się karierę. Koncerty, sukcesy – to spowodowało, że zaczął myśleć o tym, by zająć się muzyką zawodowo. Podjął się też pracy dydaktycznej, jest pracownikiem Uniwersytetu im. Fryderyka Chopina w Warszawie, który sam niedawno skończył. Daje mu ona radość, gdyż uwielbia współpracę z młodymi ludźmi. - Profesor też bardzo dużo uczy się od swoich uczniów – przyznał.
Janusz Wawrowski zwracał uwagę, że często uczelnie muzyczne zapominają o tym, że studenci kończą u nich swoją edukację i zostają pozostawieni sami sobie.
- To jest dla mnie priorytet, żeby przygotowywać ludzi do samodzielności, do rozwiązywania problemów samemu – podsumował.
Audycję prowadziła Agata Kwiecińska.