To było ostatnie pytanie w naszej zabawie. Najciekawszej odpowiedzi udzieliła Pani Maria z Wrocławia:
Chopinowskie interpretacje Witolda Małcużyńskiego odbieram jako z gruntu romantyczne. Romantyczne w historycznym znaczeniu tego słowa, czyli własne, indywidualne, wywiedzione z emocji artysty, a nie z obiektywnej analizy zapisu nutowego i na jej podstawie "wymyślone".
Jeśli miałabym spróbować znaleźć jakieś zwięzłe opisanie jego gry to - przywołując słowa romantycznego manifestu Adama Mickiewicza - płynie ona z "czucia i wiary" pianisty, a nie ze "szkiełka i oka". Choć porównanie to przywołuję mając świadomość, że w każdym uogólnieniu kryje się niebezpieczeństwo uproszczenia.
Mam wrażenie, że w drugiej połowie XX wieku i w wieku XXI boimy się określać interpretacje jako "romantyczne", bo słowo to zaczęło być kojarzone z egzaltacją, czyli emocjonalnością nadmiernie rozbuchaną (w utworach dramatycznych) lub czułostkową (we fragmentacji lirycznych). Tych skrajności nie ma w grze Witolda Małcużyńskiego. Jego interpretacje, mimo dominującego w nich przekazu indywidualnych emocji, są pełne dostojeństwa i - pozornie sprzecznego z emocjami - spokoju. To wrażenie spokoju, w moim odczuciu, płynie z pewności gry, skupienia pianisty, jego pewnego, mocnego dźwięku (ale nigdy nie forsowanego). Interpretacje te odbieram jako szczery przekaz bardzo indywidualnych wizji muzyki przez artystę mądrego i wrażliwego. Małcużyński był jednym z tych pianistów, którzy udowodnili, że emocje i inteligencja wzajemnie się nie wykluczają, ale uzupełniają, a ich współistnienie w sztuce rodzi kreacje wybitne, w których nie mają znaczenia nawet drobne niedoskonałości techniczne.
Witold Małcużyński sam kiedyś podobno powiedział, że obiektywizm w muzyce nie istnieje - i jego gra jest, w najlepszym znaczeniu tego słowa, subiektywna. Wydaje mi się, że jeśli nawet obiektywizm w muzyce istnieje, to obiektywna gra dzieł Fryderyka Chopina nie porwie słuchacza.
Do moich ulubionych interpretacji Witolda Małcużyńskiego, potwierdzających to, co nieudolnie usiłowałam opisać, należą Polonezy (za dostojeństwo, idealne, naturalne wyczucie rytmu, unikanie przesady), Sonata h-moll (wspaniale zbudowana całość formy, trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej nuty) i Koncert f-moll (słynne nagranie pod dyrekcją Waltera Susskinda; jedno z najpiękniejszych wykonań Larghetta - subtelne, wzruszające, ale nie sentymentalne).
>>>Zapraszamy do serwisu poświęconego Festiwalowi w Dusznikach>>>
Pani Maria wygrywa płyty-kroniki Festiwalu wydawane przez firmę DUX oraz Fundację Międzynarodowego Festiwalu Muzycznego w Dusznikach Zdroju. A my dziękujemy Państwu za wspólną zabawę.
>>>Regulamin konkursu dusznickiego>>>
mm, ac