Joanna Żółkowska przyznała w audycji "W Dwójce raźniej”, że czterdzieści lat pracy artystycznej minęło jej bardzo szybko. Kiedy sięga pamięcią do swoich początków, to widzi, jak bardzo jej zawodowy świat różnił się od obecnego. Dlatego jest zadowolona ze świętowania jubileuszy, gdyż jest to dla niej pewien rodzaj ciągłości, którą dobrze jest podkreślić.
Od niemal czterdziestu lat aktorka pozostaje wierna Teatrowi Powszechnemu, w którym stworzyła wiele fascynujących ról. Miała szczęście do wybitnych reżyserów - pracowała m.in. z Zygmuntem Hübnerem, Aleksandrem Bardinim, Jerzym Grzegorzewskim (podczas krótkiej pracy w Teatrze Narodowym zagrała Mańkę w "Ślubie" Gombrowicza). Patrząc z dzisiejszej perspektywy, nie uważa już teatru, jak to było na początku jej kariery artystycznej, za drugi dom, wrażenie to zastąpiło poczucie pracy w firmie.
- To zajęcie, któremu się oddaję od czterdziestu lat, zbudowane jest na niepewności, na szczęściu, dużej pracowitości… Trzeba mieć też dosyć dużo talentu – tłumaczyła Joanna Żółkowska.
Aktorka zaznaczyła, że na początku swojej kariery często grała postacie młodych, zbuntowanych, pyskatych osób, które nie pozwalały sobie wejść na głowę. Patrząc wstecz, przyznała, że taka właśnie wtedy była. Jej zdaniem posiadanie wyraźnego charakteru pomaga w rozwoju kariery, gdyż w tym zawodzie ważne jest, żeby zwracać na siebie uwagę.
Tuż po dyplomie w 1972 roku Joanna Żółkowska trafiła do Teatru Starego w Krakowie, gdzie zadebiutowała rolą Zosi w Mickiewiczowskich "Dziadach" w reżyserii Konrada Swinarskiego. Następnie stworzyła kreacje aktorskie w spektaklach Jerzego Jarockiego ("Proces"), Andrzeja Wajdy ("Biesy") i ponownie Swinarskiego ("Wyzwolenie"), po czym postanowiła powrócić do Warszawy. Pierwszą jej rolą na stołecznej scenie była Louise w "Sprawie Dantona" Przybyszewskiej w reżyserii Andrzeja Wajdy.
Rozmawiała Magdalena Juszczyk.
pp