Rudnik to stolica polskiego wikliniarstwa. Kiedyś piszczała tu przysłowiowa galicyjska bieda póki austriacki hrabia Ferdynand Hompesch w połowie XIX wieku nie zwrócił uwagi na okoliczną wiklinę. Wysłał pięciu chłopców na naukę wyplatania do Wiednia, założył szkołę w której uczyli potem innych, a następnie firmę. Interes się rozwinął i nędza skończyła.
-To była barwna postać. Założył się, że przepłynie wiosną na koniu San, kiedy woda jest najgłębsza, a innym razem, że konno prześcignie pociąg. Wybudował drogę i kolej. Wdzięczni Rudniczanie wystawili mu po śmierci pomnik – opowiadała Anna Straup.
Po śmierci dobroczyńcy, jego działalność przejął hrabia Tarnowski. I dziś w Rudniku kwitnie wikliniarstwo, bo innej pracy mało. Prócz koszy wyrabia się tu meble, a także ptaki, smoki, samoloty, koziołki matołki…. Wszystko czego dusza zapragnie.
- To ciężka praca, wiklina wymaga starannej pielęgnacji. Co roku się ją ścina, sortuje, gotuje, koruje, suszy, to długi proces. A wyplatać trzeba w wodzie i ręce bolą. Trzeba być cierpliwym, nerwowi nie dają rady - tłumaczyli miejscowi rzemieślnicy.
Dumą Rudnika jest prężnie działające za unijne pieniądze Centrum Wikliniarstwa. Organizuje warsztaty, a pracownicy i współpracownicy zdobywają nagrody w międzynarodowych konkursach.
- Galeria monumentalnych rzeźb zdobi skwery i wjazd do miasta. Mamy też 13 unikatowych kolekcji, około 80 kreacji, które łączą wiklinę z bawełną, lnem, jutą, tiulem, satyną i zasuszoną korą. Suknie podróżują po świecie – chwaliły dyrektor Krystyna Wójcik i Agata Soroka.
- Z naszej wikliny powstała też biała fasada polskiego pawilonu na japońskie EXPO autorstwa Krzysztofa Ingardena. Upleciona z różowej wikliny jest też jedna z elewacji zbudowanego ze stali i szkła centrum informacji turystycznej w Abu Dhabi i pięknie wpisuje się w pustynię - dorzucił Maciej Skiba.
Rudnickie Centrum Wikliniarstwa jest jedyne na świecie i przez cały rok czeka na zwiedzających.
kw