Historia życia literackiego notuje niejeden przypadek, kiedy to uwaga czytelników skierowana była nie tylko na twórczość, lecz także na osobę samego piszącego. Czy dziś jednak proporcje tego czytelniczego zainteresowania nie są zakłócone? Chętniej (bo szybciej, łatwiej) poznaje się twórcę, nie zaś to, co napisał. Chętniej (bo taka konieczność) pisarz pokazuje się też nie jako autor opowieści, ale – jako wyrazista, wzbudzająca emocje, mająca wiele do powiedzenia na dyżurne tematy publicystyczne postać.
– Bycie celebrytą przekłada się na sprzedaż książki, jednak to psucie marki – mówił w Dwójce Jacek Dehnel o skrajnej wersji romansu pisarza z mediami. – Zagrożeniem jest tu między innymi to, że zostanie się pożartym przez wizerunek. Pisarz tak bardzo odchodzi od swojej głównej roli, że w pewnym momencie zostaje mu czas tylko na reprezentowanie samego siebie – tłumaczył Dehnel.
Jakaś forma funkcjonowania pisarza jako osoby publicznej jest oczywiście konieczna (wynika to z mechanizmów życia literackiego) i chyba dziś już niezbędna. Właśnie: jakie są granice owej pracy pisarza nad własnym wizerunkiem? Jak zmieniało się to w czasie (wiek XIX a czasy współczesne)? Czy jest możliwe odnieść sukces literacki bez, rozumianego najszerzej, "pokazywania się"? Zapraszamy do wysłuchania audycji, w której przedstawiliśmy opinie Kai Malanowskiej, Beaty Stasińskiej i Jacka Dehnela. Z teoretycznego dystansu zjawisku przyglądał się dr Roman Chymkowski z Instytut Kultury Polskiej UW.
"Strefę literatury" prowadziła Katarzyna Hagmajer-Kwiatek.
jp/mm