Pretekstem do rozmowy na ten temat w audycji z cyklu "Rozmowy po zmroku" - "Między prawdą a kreacją” - była książka Joanny Oparek "Loża”, opowiadająca dzieje rywalizacji dwóch wielkich gwiazd XIX-wiecznego teatru.
Biografię Modrzejewskiej przedstawia jej były kochanek i impresario Gustaw Zimajer. - Nakreśliłam portret człowieka opętanego obsesją. Bo on był najpierw kochankiem matki Modrzejewskiej, potem uwiódł nieletnią Helenę, a kiedy ta go zostawiła, znalazł sobie jej młodszą kopię - Adolfinę Zimajer, którą nazywano nawet Modrzejewską operetki. Kiedy Helena podbiła Amerykę, został "najsłynniejszym żywym trupem w Warszawie", bo ona zabiła go w wywiadach. Dlatego Zimajer był opętany zawiścią i zazdrością, pogrążył się w alkoholu i szaleństwie. Żeby odzyskać kontrolę nad kochanką, chce jej zaproponować wiedzę o tym, jak swoją karierę prowadzi jej największa konkurentka Sarah Bernhardt. I to punkt wyjścia książki – opowiada autorka.
Kontakty Zimajera wystarczyły Modrzejewskiej tylko na sceny prowincjonalne, a ona chciała więcej. Dlatego wyjechała do USA i uruchomiła wielką machinę marketingową.
Jednym z jej sposobów była plotka. – Wdzięcznym tematem było jej tajemnicze pochodzenie. W dzieciństwie nazywana była przez rodzeństwo "księżniczką z morskiej piany”, bo wyróżniała się spośród rówieśników. Plotkowało się, że jej ojcem był książę Władysław Sanguszko. Później Modrzejewska kreowała się na arystokratę, w czym pomógł jej ślub z hrabią Chłapowskim – mówił dr Patryk Kencki, historyk teatru, adiunkt w Instytucie Sztuki PAN i w Akademii Teatralnej im. A. Zelwerowicza.
Wielkim mitem była też rywalizacja między Modrzejewską i Bernhardt. Jak naprawdę układały się relacje między nimi? – To były zupełnie inne kobiety. Nie mogły rywalizować chociażby dlatego, że grały w różnych językach. Bernhardt nie mogła zostać wybitną szekspirystką, bo nie grała po angielsku. A Modrzejewska nie grała po francusku. Poza sceną wymieniały złośliwości, ale szanowały się jako aktorki – tłumaczyła dr Alicja Kędziora z Pracowni Badań nad Życiem i Twórczością Heleny Modrzejewskiej przy katedrze Zarządzania Kulturą Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie.
Modrzejewska była aktorką raczej romantyczną, przedstawicielką odchodzącej klasy aktorskiej. A Bernhardt była ekspresjonistyczna, bardziej współczesna. - Modrzejewska szybko uznała, że w skandalach nie ma szans z Bernhardt, bo nie będzie sypiać w trumnie i mieć tabuna kochanków. Bernhardt publiczność intrygowała, a o Modrzejewskiej mówiono z szacunkiem – dodaje Alicja Kędziora.
Ewa Rączy reprezentująca Agencję Aktorską Skene podkreśla natomiast różnice fizyczne aktorek. Bernhardt była "chuda, rudowłosa, trochę dzika, miała dość duży nos". - To żadne klasyczne rysy twarzy. Nikt nie mógł jej wtedy uważać za piękną. Trudno je porównywać też dlatego, że nawet te same role grywała zupełnie inaczej. Każdy spektakl Bernhardt był na granicy improwizacji, za to miała fantastyczny głos. Natomiast Modrzejewska była piękna, a do tego bardzo dbała o kondycję fizyczną, pływała, jeździła konno, doskonaliła się cały czas. Ale głos miała słaby – opowiadała Rączy.
Także Joanna Oparek podkreśla, że Bernhardt była raczej "bestią z Apokalipsy", a Modrzejewska boginią, ale oba wizerunki były starannie wyreżyserowane. - Jak Modrzejewska miała aligatory, to je nazwała Jaś i Małgosia. A Bernhard, jak miała kameleona, to go nosiła jako broszkę. Modrzejewska miała misję, wypowiadała się na kongresach o sytuacji kobiet. A Bernhard przygotowując się do sztuki, oglądała twarze samobójców wyłowionych z Sekwany, oglądała też twarze histeryczek ze szpitala psychiatrycznego – opowiadała autorka "Loży".
Dlaczego to strategia Modrzejewskiej okazała się lepsza? Jak obie kobiety zrewolucjonizowały teatr i jaką role w ich karierach odegrali mężczyźni? O tym wszystkim w nagraniu audycji.
Rozmawiała Iwona Malinowska.
ei