Etgar Keret podkreśla, że prawdziwą inspiracją jest dla niego, kiedy po lekturze jego książek odbiorcy chcą napisać piosenkę, stworzyć taniec, sztukę teatralną czy nakręcić film. - Wtedy moje teksty zostają w czytelnikach dłużej, żyją w nich - zaznacza.
- Kiedy moje opowiadania zaczęły ukazywać się w Stanach Zjednoczonych nazywano mnie "pisarzem pisarzy" albo "artystą artystów". Większość moich czytelników to byli ludzie sztuki i różnorodne instytucje kulturalne organizowały spotkania ze mną. Wtedy po raz pierwszy zainteresowano się adaptacjami moich tekstów - zdradza pisarz i dodaje, że "nie znosi wiernych adaptacji tekstu".
Zaznacza, że często spotyka się z przekonaniem, że adaptacja powinna służyć tekstowi, natomiast w jego przekonaniu powinna służyć osobie, która dany tekst adaptuje. - Kiedy piszę opowiadanie i jest w nim nóż, to autor adaptacji sam powinien wybrać, czy tego noża użyje do tego, żeby bohater posmarował nim kanapkę, kogoś zamordował, czy zoperował i uratował nim ludzkie życie - podkreśla.
Etgar Keret: najważniejsza jest esencja, a nie fakty
Adaptacja niczym zawiązanie przyjaźni
- Stworzenie adaptacji na podstawie tekstu traktuję jako zawiązanie przyjaźni. Łączą się bowiem wtedy nasze wewnętrzne światy. To jak zakochanie czy znalezienie nowego przyjaciela. Czasami te adaptacje oczywiście się nie udają, ale nie czuję się za nie odpowiedzialny. Jest jednak wiele adaptacji, które we mnie zostały i pokazały mi moje historie w inny sposób - zaznacza Etgar Keret.
Gość Dwójki mówi, że pisze coraz mniej tekstów publicystycznych. - Jeżeli już zabieram się za literaturę non-fiction, to raczej dotykam zagadnień związanych z moją relacją z rodziną. Wcześniej bardzo lubiłem wypowiadać się na tematy polityczne, ale piszę coraz mniej, bo czuję, że świat się zmienia. Ludzie są coraz mniej otwarci na innych, na odmienne poglądy - ocenia.
Zdradza także, że pisząc fikcję jest zdecydowanie bardziej uczciwy niż przy literaturze non-fiction. - Opowiadając na przykład o losach krewnych nie mogę w uczciwy sposób opisać swojego stosunku do nich, ponieważ mógłbym ich zranić. W opowiadaniu z pewną dozą fikcji, moi bliscy nie identyfikują się z bohaterami, więc mogę z łatwością przekazać łączące nas relacje - mówi pisarz. - Napisanie opowiadania jest dla mnie jak spowiedź w Kościele katolickim. Literatura non-fiction to jak pogawędka z sąsiadem. Lubię obydwie te formy, ale z całą pewnością bardziej szczery jestem wybierając formę fikcyjnego opowiadania.
Polskie korzenie
Etgar Keler w "Rozmowach po zmroku" mówił także o swoim silnym związku z Polską. - Moi rodzice byli Polakami. Nasiąkałem Polską od wczesnego dzieciństwa. Od zawsze była ona krainą z baśni i opowiadań moich rodziców. Mama czytała mi bajki polskich poetów. Wielokrotnie opowiadała mi też o losach polskich twórców i intelektualistów.
- Mama zawsze powtarzała mi, że w Polsce można nawiązać kontakty z ludźmi, o które trudno gdziekolwiek indziej na świecie. I nie wiem, czy z powodu tego, że opowieściami o Polsce nasiąkałem od dzieciństwa, czy też z tego powodu, że rzeczywiście spotykam tu wspaniałych ludzi, ale jest jakiś rodzaj głębokiego porozumienia i dialogu między mną a Polakami - podkreśla.
***
Tytuł audycji: Rozmowy po zmroku
Przygotowała: Monika Pilch
Data emisji: 4.02.2020
Godzina emisji: 21.30
kh/am