Gdy przez Polskę przetacza się fala inicjatyw związanych ze zwołaniem referendów w sprawie odwołania władz lokalnych, Kancelaria Prezydenta broni pomysłu zaostrzenia kryteriów ich przeprowadzania. Według projektu przygotowanego przez urzędników Bronisława Komorowskiego, do odwołania władz potrzebna byłaby przynajmniej taka frekwencja jak w czasie ich wyboru.
Pomysł pojawia się w momencie, kiedy w Warszawie zbierane są podpisy w sprawie referendum o odwołaniu Hanny Gronkiewicz-Waltz ze stanowiska prezydenta miasta, a w Elblągu trwa kampania polityczna przed przyspieszonymi wyborami.
Kazimierz Michał Ujazdowski z PiS przypomniał na antenie radiowej Jedynki, że w poniedziałek PiS zgłosił do laski marszałkowskiej projekt ustawy zmieniającej konstytucję właśnie w kwestii organizacji referendów. Według tego projektu, w przypadku jeśli pod wnioskiem o referendum zebrane będzie milion podpisów powinno być ono obligatoryjne. - Dzisiaj ta instytucja jest zablokowana, traktowana z wrogością wobec zaangażowania obywateli. Natomiast pomysł pana prezydenta idzie w odwrotnym kierunku, w kierunku antydemokratycznym - mówił Ujazdowski. Jego zdaniem władze lokalne potrzebują stabilności, ale nie takiej, która "jest za cenę niekompetencji i arogancji".
Według Piotra Zgorzelskiego z PSL określił ostatnią falę wniosków o referenda jako hucpę polityczną. - Nie ma potrzeby fundowania referendów tylko po to, żeby zrobić prawybory albo show na poziomie stolicy na koszt mieszkańców danych miast - mówił. - Nie wydawajmy pieniędzy tylko po to, żeby mogli zareklamować się kandydaci partii politycznych na prezydenta Warszawy - dodał.
Sebastian Wierzbicki z SLD skomentował, że prezydencki pomysł jest równoznaczny z likwidacją instytucji referendum. - Jest to instytucja po to wymyślona, żeby prezydentów, którzy źle rządzą naszymi miastami odwoływać - wyjaśnił. Dodał też, że SLD nie popiera referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz, ponieważ nie spowoduje to realnego odsunięcia PO od władzy w stolicy.
Andrzej Rozenek z Ruchu Palikota przyznał, że jest hipotetycznym kandydatem na prezydenta Warszawy z tej partii. Ostro skrytykował też prezydencki projekt zaostrzenia kryteriów zwoływania przedterminowych wyborów. - Z ogromnym żalem stwierdzam, że pan prezydent Komorowski już kompletnie oderwał się od wyborców i Polaków - skomentował. - Działa w sposób antyobywatelski. Nie wolno w ten sposób w ogóle podchodzić do demokracji. Jeżeli obywatele sobie życzą zmiany i jest to zapisane w odpowiednich ustawach, to ta zmiana się im należy - podkreślał Rozenek.
Na to, że coś niedobrego dzieje się z instytucją referendum uwagę zwrócił Marcin Kierwiński z PO. - Referendum takie jak w Warszawie jest typową hucpą polityczną. Pod szyldami apolityczności ustawiają się partie polityczne, które po cichu łożą środki na to, aby prowadzić walkę polityczną - stwierdził.
Odmiennego zdania był Andrzej Romanek z Solidarnej Polski. W jego opinii prezydencki projekt pojawił się tylko dlatego, że chodzi o odwołanie Hanny Gronkiewicz-Waltz. - Ja się dziwię, że człowiek, który walczył o demokrację, chce zabetonować układ polityczny. Powiedzmy sobie szczerze, że jeśli ta propozycja będzie przyjęta, to nigdy w żadnej gminie, powiecie czy województwie nie odbędzie się żadne referendum - zauważył Romanek. Zwrócił też uwagę, że jego zdaniem nieudolny burmistrz kosztuje więcej niż samo referendum.
Rozmowę prowadził Przemysław Szubartowicz.
bk
>>>Tekst całej debaty