Krzysztof Zanussi przyjaźnił się z Witoldem Lutosławskim przez długie lata. Dwukrotnie współpracował z nim, tworząc filmy dokumentalne z udziałem kompozytora. Jeden z nich miał być koprodukcją polsko-angielską. Nie udało się: film z przyczyn politycznych został nakręcony w wersji angielskiej i po angielsku. - Telewizja polska nie chciała wejść w koprodukcję, kupiła gotowy obraz od BBC - opowiada Krzysztof Zanussi. - Po polsku byśmy rozmawiali dużo swobodniej. A rozmawialiśmy w obcym języku nieprzystającym do rzeczywistości, którą przeżyliśmy w Polsce - dodaje.
Reżysera i kompozytora łączyły długie rozmowy. - Pozostało mi wrażenie, że go znałem od zawsze, chociaż młodszy byłem od niego o pokolenie. Widywałem go na koncertach "Warszawskiej Jesieni", na podium. Ale, w którym momencie ta znajomość stała się prywatna, nie pamiętam - opowiada reżyser.
Nigdy nie doszło do współpracy Lutosławskiego z Zanussim przy jakimkolwiek obrazie. W filmie muzyka schodzi na drugi plan, obraz wypycha ją ze świadomości widza. Zanussi uważa, że do muzyki filmowej tak bardzo przykładać się nie warto, bo ona nie służy do koncertowego słuchania. Lutosławski natomiast każdą nutę, każdy takt budował w spsób głęboko przemyślany, nie chciał pisać rzeczy, do których musiałby się przyłożyć.
Więcej, m.in. o tradycjach ziemiańskich Lutosławskiego i małżeństwie kompozytora z Marią Danutą Bogusławską, w nagraniu audycji Grzegorza Michalskiego.