"Nadszedł czas i teraz jest dogodna sytuacja, aby Kurdowie podjęli decyzję w sprawie swego losu na drodze referendum" - napisał Barzani na swojej stronie internetowej.
W ostatnich latach iracki Kurdystan dążył do maksymalizacji swej autonomii, budując własny rurociąg do Turcji i niezależnie eksportując ropę naftową w sytuacji, gdy stosunki z rządem centralnym w Bagdadzie zostały nadszarpnięte m.in. w związku z podziałem dochodów z ropy - odnotowuje agencja Reutera. Jednak spadek cen na światowych rynkach ropy spotęgował istniejące problemy gospodarcze Kurdystanu, doprowadzając ten region do niewypłacalności.
W przeszłości kurdyjskim aspiracjom niepodległościowym sprzeciwiały się mocarstwa regionalne, zwłaszcza graniczące z Irakiem państwa z licznymi mniejszościami kurdyjskimi. Stany Zjednoczone również mówią, że chcą, by Kurdystan pozostał częścią Iraku. Siły kurdyjskie są partnerem Waszyngtonu, który koordynuje działania międzynarodowej koalicji prowadzącej walkę przeciwko Państwu Islamskiemu nie tylko w Iraku, lecz także na terenie Syrii.
Część obserwatorów sceny politycznej postrzega apel Barzaniego jako próbę odwrócenia uwagi od problemów wewnętrznych regionu oraz zjednoczenia Kurdów wokół Barzaniego, którego mandat jako prezydenta autonomicznego regionu irackiego Kurdystanu wygasł już w zeszłym roku, ale nadal pozostaje on na tym stanowisku.
FILM: Panorama Irbilu naszpikowana jest zapowiedziami tego, co mogło tu być. Zamiast wysokich wieżowców mieszczących biura i luksusowe apartamenty, jakie stoją w Doha czy Abu Zabi, wszędzie pełno tu na wpół ukończonych budowli i wstrzymanych budów. To najlepiej widoczny symbol kryzysu ekonomicznego w irackim Kurdystanie. To pokłosie zagrożenia ze strony ISIS oraz sporu z Bagdadem o podział wpływów z handlu ropą. Jednak wielu uważa, że nadszedł punkt zwrotny. ISIS jest - póki co - w odwrocie, a wpływy ze sprzedaży ropy rosną. Rewizja umów z Bagdadem będzie oznaczać miliard dolarów miesięcznie na ożywienie branży budowlanej w Irbilu.
Na razie inwestują tu jednak przede wszystkim Irakijczycy i obcokrajowcy, którzy nie boją się ryzyka.
Bloomberg/x-news
pp/PAP