O zjawisku redundancji mówimy wtedy, gdy komunikat zawiera więcej informacji, niż jest to niezbędne do przekazania jego treści. Przykładami takiej nadmiarowości są wyrażenia: "spadać w dół", "cofnąć się do tyłu" czy "miesiąc lipiec". Posługiwanie się tego typu sformułowaniami z reguły uważane jest za niezręczność językową. Istnieje jednak duża liczba przypadków, w których redundancja odgrywa bardzo ważną i pozytywną rolę.
- W języku mówionym często się powtarzamy, wracamy do tematu, mówimy to samo inaczej. Gdyby to zapisać, redundancja okazałaby się nieznośna. Jednak w sytuacji rozmowy zjawisko powtarzania tej samej treści umożliwia nam skuteczniejszą komunikację - zwracał uwagę prof. Radosław Pawelec.
Jako pozytywny przykład redundancji gość Małgorzaty Tułowieckiej podawał sytuację, w której policjant przekazuje numery rejestracyjne samochodu litera po literze, odwołując się do imion, np. „W jak Wiesław”. - Gdyby podał same litery, byłaby większa szansa na pomyłkę. Wyższa redundancja sprawia, że dany komunikat jest mniej narażony na zniekształcenie.
Czasem po redundancję sięgamy też, żeby podkreślić jakiś stan, lub określić jego stopień, np. "straszne nieszczęście" lub "ciężka harówka". Utarła się ona też w pewnych zwrotach. Choć wiadomo, że szczekają tylko psy, nie pomija się ich w zdaniu "psy szczekały we wsi". - Nikogo też nie drażni stwierdzenie, że "ptaki wykluwają się z jaj", podczas gdy wykluwać się można tylko z jaj - zwracała uwagę językoznawczyni Agata Hącia.
Więcej o urokach redundancji i kłopotach wynikających z tego zjawiska - w nagraniu audycji z cyklu "Nasz język współczesny" ("Sezon na Dwójkę")
Audycję przygotowała Małgorzata Tułowiecka.
bch