Oto przepis bardzo dobry na scenariusz nowej "Kobry":
Bierze się więc badylarza, co widokiem swym przeraża
Ów badylarz ma miliony, osiem aut i cztery żony
Ten fragment wierszyka "Przepis" z roku 1973 znakomicie oddaje nastrój, jaki panował wokół badylarzy w czasach PRL-u. Byli oni grupą społeczną potępianą zarówno przez oficjalną propagandę, jak i przez inteligentów. Zarzucano im kombinatorstwo, spekulację, chciwość oraz brak ogłady i niski kapitał kulturowy.
- Badylarze przez klasę robotniczą byli postrzegani jako ci, którzy wyzyskują - zwracał uwagę dr Patryk Wasiak. - Z kolei inteligencja uważała ich za tych, którzy zarabiają pieniądze, co kłóciło się z etosem polskiego inteligenta, interesującego się kulturą, a nie biznesem - dodał.
Badylarze, począwszy od lat 70., byli jedną z najlepiej zarabiających grup społecznych w Polsce. Z wykazu dochodów, opublikowanym w roku 1986, wynika, że w tej hierachii plasowali się na drugim miejscu, zaraz po szefach firm polonijnych.
- Ich interes zaczął być bardzo dochodowy ze względu na subsydiowany przez państwo tani węgiel, wykorzystywany do ogrzewania szklarni. Produkty, czyli warzywa i kwiaty, mogli sprzedawać na różnych straganach w warunkach wolnorynkowych. Mogli sobie ustatalać ceny. To była niezwykle lukratywna gałąź gospodarki - wyjaśniał gość audycji "Za kurtyną PRL-u".
Szemrany wizerunek badylarza, który robi pokątne interesy, znalazł swoje odbicie w kulturze. Prywatni agenci kiosków warzywnych w negatywnych rolach pojawiają się w kilku odcinkach serialu "07 zgłoś się", a także w filmie "Nie ma róży bez ognia". - Ilekroć pojawia się szklarnia w PRL-owskim kinie, to oznacza, że zaraz będą kłopoty. Poza tym badylarz w filmach nosi zawsze turecki sweter, który był symbolem złego gustu... - podsumował dr Patryk Wasiak.
A jacy naprawdę byli badylarze? O tym w nagraniu audycji, w której znalazły się też fragmenty wywiadów z dawnymi badylarzami.
Audycję przygotowali Agata Kwiecińska i Michał Nowak.
bch