"Carrie" – początek panowania Stephena Kinga

Ostatnia aktualizacja: 18.10.2013 17:12
– Ten malutki film okazał się wielkim hitem. Jego sukces znacząco wpłynął na karierę Stephena Kinga – opowiadał w Dwójce Robert Ziębiński o pierwszej adaptacji debiutanckiej powieść słynnego amerykańskiego pisarza.
Audio
  • O twórczości Stephena Kinga rozmawiali: Zygmunt Miłoszewski, Ireneusz Grin, Robert Ziębiński i Tomasz Stawiszyński (Dwójka/Życie na miarę literatury)
Kadr z najnowszej ekranizacji powieści Stephena Kinga Carrie
Kadr z najnowszej ekranizacji powieści Stephena Kinga "Carrie"Foto: Sony Pictures / mat. prasowe

Stephen King już od urodzenia skazany był na wielkość. Jeśli nie wielkość literacką, to na pewno wielkość nakładów jego książek. Na świecie wydano już ponad 350 milionów egzemplarzy powieści opatrzonych jego nazwiskiem. Sam autor zapytany kiedyś czy zgadza się z przypisywaną mu opinią "mistrza horroru i grozy" odpowiedział żartując: „Osobiście spotkałem się tylko z opinią niekoronowanego króla grozy”.

To pisarz, który lubi nas straszyć od prawie czterdziestu lat, ponieważ jak pisze w posłowiu do swojej najnowszej książki "Doktor sen": "Nic nie może się równać ze wspomnieniem chwili, w której coś człowieka solidnie wystraszy". Straszą nas jego książki, straszą nas filmy na podstawie jego powieści, a od 18 października możemy obejrzeć w kinach kolejną ekranizację jego debiutanckiej powieści "Carrie". – Na karierę literacka Stephena Kinga składają się z dwa czynniki. Pierwszy to bardzo powolne i mozolne budowanie swojej marki. Przez dziesięć lat wysyłał swoje dzieła do wszystkich pism, które publikowały opowiadania – od pism pornograficznych po groszowe pisemka SF, grozy i kryminalne. Natomiast to co sprawiło, że Stephen King wybuchł i potencjał, który był w tych książkach został zauważony, to za sprawą takiego malutkiego filmu, traktowanego po macoszemu przez wytwórnię, nazywał się "Carrie", a wyreżyserował go Brian de Palma. W Stanach nagle zapanowuje szaleństwo, film okazuje się wielkim hitem i przechodzi do historii kina jako jeden z najlepiej zarabiających filmów niezależnych – opowiadał Robert Ziębiński.

Goście Dwójki opowiedzieli również anegdotę, że podobno swoją debiutancką książkę, King wyrzucił na śmietnik, ponieważ sądził, że jest bardzo słaba i nic z niej nie będzie. Na szczęście jego żona Tabitha Spruce wyciągnęła "Carrie" ze śmietnika i skłoniła go, żeby jednak wysłał ją do wydawnictwa.

Sam fenomen Stephena Kinga nasi goście tłumaczyli konwencją horroru i literatury grozy, którą obrał autor i dlaczego jego pisarstwo padło na tak podatny grunt. – King przenosi horror z zamczysk, lochów i innych egzotycznych dekoracji do codzienności. Wampiry to nie są monstra zamieszkujące zamkowe lochy, ale zwykli, sympatyczni  ludzie, którzy nagle wprowadzają się do naszego miasteczka i otwierają jakiś zakład – podkreślał Tomasz Stawiszyński – Kluczowym dla zrozumienia fenomenu Kinga w Polsce jest nadmiar jego książek na rynku. W trakcie boomu wydawniczego w latach 90. musieliśmy nadrobić całą literaturę popularną Stanów Zjednoczonych, które King w swojej literaturze skupiał jak w soczewce – stwierdził Ireneusz Grin, dyrektor Festiwalu Kryminału Wrocław 2013.

Tradycyjnie jak w każdej audycji poproszono jednego z polskich twórców, aby odpowiedział na Kwestionariusz Prousta. Tym razem zaproszenie przyjął Łukasz Orbitowski.

Gośćmi Doroty Gacek i Andrzeja Franaszka byli: Ireneusz Grin, Robert Ziębiński i Tomasz Stawiszyński.

Zobacz więcej na temat: FILM literatura Stephen King
Czytaj także

Marcin Świetlicki: bez kryminałów byłbym nikim

Ostatnia aktualizacja: 10.10.2013 18:05
– Jako poeta uczę się bardzo dużo od autorów kryminałów. Kim ja bym był, gdyby nie Chandler albo Dashiell Hammett. Byłbym nikim bez tych autorów – mówił w Dwójce Marcin Świetlicki, trener warsztatów kryminalnych odbywających się w ramach Międzynarodowego Festiwalu Kryminału Wrocław 2013.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Warszawa patrzy na filmowy wschód

Ostatnia aktualizacja: 18.10.2013 13:00
– Po to, by wybrać 207 filmów, nasz zespół liczący kilkanaście osób musiał obejrzeć kilka tysięcy dzieł z ponad 80 krajów świata – mówił dyrektor Warszawskiego Festiwalu Filmowego Stefan Laudyn o programie tegorocznego przeglądu.
rozwiń zwiń