W centrum świata wielkie biurko
Najważniejszy w krakowskim mieszkaniu był jego gabinet - Tu stoi drewniane, ogromne biurko - opowiadała w Dwójce opiekunka mieszkania Agnieszka Kosińska - Biurko posiada dwie części, lewą i prawą. To ważne, bo Miłosz w lewej części trzymał rękopisy, kajety, gdzie zapisywał pomysły, a w prawej części chowaliśmy pióra i naboje.
Używał atramentu w kolorze ciemnogranatowym. Korekty nanosił ołówkiem. Między kartkami i butelkami atramentu Czesław Miłosz chował sobie... marcepany. Kolekcjonował lupy, bo do końca życia czytał ogromne ilości książek. Jako pan już prawie 90-letni zaczął korzystać ze specjalnej maszyny do czytania, która powiększała tekst.
Chciał być aktywny do końca życia. - Na swój sposób był silny i zarazem bardzo słaby - wspomina poetka Julia Hartwig - Jak przychodziły naprawdę ciężkie chwile, okazywał się mocny. W swoich ostatnich dniach kilkakrotnie leżał w Krakowie w szpitalu. Gdy przychodził do niego syn, poeta pytał go, czy ma ze sobą notebook, i recytował mu wiersz, który w nocy obmyślił.
Łagodny przyjaciel
Krakowskie lata poety nie były przepełnione tylko pisaniem - dom Miłosza był pełen ludzi. Drzwi się nie zamykały. Rytm życia poety był taki, że po godzinach pracy twórczej (a pracował zwykle do obiadu) życzył sobie spotkań towarzyskich.
- Siadaliśmy na kanapie i on zawsze mówił: "Siadaj z tej strony, bo ja na drugie ucho nie słyszę". To mnie strasznie wzruszyło - mówiła Hartwig. - Rozmawiał bardzo żywo. Nie lubił tylko wspominać, żył zawsze teraźniejszością. Do tego stopnia, co mnie zawsze zadziwiało, że chętnie wygłaszał pochwałę techniki - wspominała poetka.
- Zawsze był zachłanny i chciwy wszystkich artystycznych nowości - dodawał Jerzy Illg z Wydawnictwa Znak. - Czytał wszystko szybciej od nas. Przychodzący byli egzaminowani już od drzwi: "A czytał Pan to? A co Pan myśli o tym?". My nie byliśmy w stanie być dla niego pełnowartościowymi partnerami w rozmowie. To była taka nierówna relacja - podkreślił.
Jednocześnie w swoich tekstach z tego okresu Czesław Miłosz często wracał do ludzi, których kiedyś spotkał. - To był w jego życiu okres wielkiego łagodnienia - mówił w Dwójce autor jego pierwszej biografii, Andrzej Franaszek - Starał się oddać tym ludziom sprawiedliwość, na którą wcześniej nie miał dostatecznej uwagi. Wracał do nich pamięcią, przywoływał ich z przeszłości. To wtedy, pod koniec życia, napisał takie piękne zdanie, że gdyby miał zaczynać od nowa swoją drogę poetycką, to każdy wiersz byłby historią konkretnego ludzkiego losu - przypomniał.
Audycję przygotowały Elżbieta Łukomska i Dorota Gacek.
usc/mm