- Była żoną znakomitego aktora, Dobiesława Damięckiego, który swoje najwybitniejsze role zagrał w spektaklach Leona Schillera - opowiadała prof. Barbara Osterloff. - Damięcki był nie tylko długoletnim towarzyszem życia Ireny Górskiej, lecz także jej mentorem. Wprowadzał ją w teatr. Na kartach swoich wspomnień Wygrałam życie oddała sprawiedliwość jego pamięci, pisząc, że u jego boku w teatrze bardzo wiele się nauczyła - powiedziała.
Irena i Dobiesław Damięccy zapoczątkowali aktorską tradycję w rodzinie. - To pierwsze pokolenie aktorskie w rodzie Damięckich - mówiła prof. Barbara Osterloff. - Z ich związku narodzili się synowie: Damian i Maciej, aktorzy związani od lat ze scenami warszawskimi. Trzeba też przywołać Grażynę Brodzińską, żonę Damiana. Teraz mamy jeszcze pokolenie najmłodsze, czyli wnuki Ireny Górskiej-Damięckiej. Mateusza, którego kojarzymy przede wszystkim z roli w "Przedwiośniu", uczyłam w warszawskiej Akademii Teatralnej. Na jedno z zaliczeń młody student aktorstwa opisał historię swoich dziadków. Powstała piękna praca, oddająca fascynację i wielką miłość, którą Mateusz ich darzył - dodała.
- Myślę, że rozwój aktorski Ireny nastąpił dopiero po wojnie - stwierdziła prof. Barbara Osterloff. - Była już wtedy aktorką dojrzałą i można powiedzieć, że był pewien rodzaj ról, do którego jej uroda, interesujący głos i temperament szczególnie ją predestynowały. Była m.in. świetną interpretatorką jednej roli, którą grała na różnych scenach. Mam na myśli Judytę Anderson ze sztuki Shawa "Uczeń diabła". Policzyłam, że w sumie powstało 10 wersji tej roli w jej wykonaniu, od 1946 do 1956 r. Bardzo lubiła grać tę postać, chętnie do niej wracała, bo dawała jej ona bardzo wiele aktorskiej satysfakcji - mówiła.
W "Portretach" usłyszeliśmy również głos Ireny Górskiej-Damięckiej z fragmentów nagrań archiwalnych.
Audycję prowadził Tomasz Mościcki.