Więcej o protestach w Hongkongu czytaj tutaj>>>
W przeciwnym wypadku zagrożono nowymi demonstracjami. W krótkim komunikacie wystosowanym do szefa lokalnej chińskiej administracji w tej byłej brytyjskiej kolonii Leunga Chun-yinga, Occupy Central oświadczył, że do środy ma on czas na odpowiedź na ich postulaty i ustąpienie ze stanowiska.
Grupa napisała na jednym z portali społecznościowych, że jeżeli ich żądania nie zostaną spełnione, to "pewnego dnia ogłoszą nowe formy obywatelskiego nieposłuszeństwa".
"Proszę o spełnienie obietnicy"
Tymczasem Leunga Chun-ying domaga się natychmiastowego zakończenia protestów. Zdaniem szefa administracji Hong Kongu, inicjatorzy prodemokratycznych protestów wielokrotnie deklarowali, że wezwą do ich zaprzestania, jeśli sytuacja wymknie się spod kontroli. - Teraz proszę ich o spełnienie tej obietnicy danej społeczeństwu i natychmiastowe wstrzymanie wieców - podkreślił w pierwszym przemówieniu od wybuchu kryzysu.
Jednocześnie zapewnił, że władze centralne Chin nie wycofają się z wprowadzonych w sierpniu reform dotyczących m.in. zaostrzenia prawa wyborczego, na mocy którego w 2017 roku będzie wybierany jego następca.
USA: popieramy mieszkańców Hongkongu
Biały Dom poinformował, że z uwagą śledzi prodemokratyczne protesty w Hongkongu i wspiera aspiracje mieszkańców tej byłej brytyjskiej kolonii, która należy do Chin - oświadczył rzecznik Białego Domu Josh Earnest. Tysiące ludzi nadal blokuje hongkońskie ulice.
- Stany Zjednoczone wspierają zgodne z ustawą zasadniczą wybory powszechne w Hongkongu i wspierają aspiracje mieszkańców Hongkongu - powiedział Josh Earnest, apelując do obu stron o powściągliwość.
- Legitymacja szefa rządu w Hongkongu będzie większa, jeśli spełniony zostanie główny cel ustawy zasadniczej polegający na wyborze lidera w powszechnych wyborach - dodał rzecznik Białego Domu. W 2017 r. mieszkańcy Hongkongu po raz pierwszy w historii będą mogli wyłonić szefa administracji w wyborach powszechnych. Jednak prodemokratyczni działacze wskazują, że wybór będzie zawężony do dwóch-trzech kandydatów zatwierdzonych uprzednio przez wierny władzom w Pekinie komitet nominacyjny. Earnest podkreślił, że władze w Waszyngtonie "wielokrotnie przestawiały swe stanowisko Pekinowi i nadal będą to robić".
Cenzura internetu
Rzecznik skrytykował też próby powstrzymywania demonstrantów i dziennikarzy przed informowaniem o przebiegu protestów. - Przeczytałem dzisiaj o blokowaniu portalu Instagram i próbach cenzurowania niektórych stron, które usiłują informować o sytuacji - powiedział.
Cenzura nie dotyczy wyłącznie serwisu Instagram. Niektóre zdjęcia ukazujące się na stronach Weibo, chińskiego portalu podobnego do Twittera, także są ukrywane - wynika z doniesień z Chin. Korespondenci mówią także, że blokowane są wyniki internetowych wyszukiwań takich haseł jak „Studenci z Hongkongu” czy „Occupy Central” - to nazwa ruchu prodemokratycznych demonstrantów.
Według szacunków, dziesiątki tysięcy osób w Hongkongu uruchomiło na telefonach komunikator Firechat, który nie potrzebuje internetu, bo oparty jest na technologii Bluetooth, umożliwia więc szybkie komunikowanie się nawet dziesięciu tysiącom ludzi na raz, pod warunkiem, że są oni w niedużej odległości od siebie.
Ruch obywatelski?
Tymczasem dziesiątki tysięcy demonstrantów nadal blokują ulice Hongkongu. Przez trzy noce dochodziło tam do starć, ale w poniedziałek większość oddziałów policji do rozpędzania protestów została wycofana. Niektórzy protestujący śpią na chodnikach, a inni śpiewają piosenki lub wykrzykują prodemokratyczne hasła.
CNN Newsource/x-news
W poniedziałek i we wtorek rano protestujący gromadzili się w co najmniej czterech najbardziej ruchliwych dzielnicach, w tym w Admiralty, gdzie mieści się siedziba władz, oraz w gęsto zaludnionym obszarze Mong Kok. - Muszę podkreślić, że obecnych wydarzeń nie można przypisać studentom lub grupie Occupy Central. Mamy już do czynienia z ruchem obywatelskim - powiedział lider hongkońskiego stowarzyszenia studentów Alex Chow.
Czytaj też<<<Kolejny dzień protestów w Hongkongu. Gwałtowne starcia z policją>>>
Oczekuje się, że do eskalacji protestów dojdzie 1 października, gdy w Chinach obchodzone jest święto narodowe. Demonstracje planują na ten dzień mieszkańcy pobliskiego Makau, należącej do Chin dawnej portugalskiej kolonii.
Banki w Hongkongu, w tym HSBC, Citigroup czy Bank of China, zamknęły niektóre oddziały i zwróciły się do pracowników, by pozostali w domach lub tymczasowo przenieśli się do innych oddziałów. Protesty odstraszają też turystów; przed świętem państwowym drastycznie spadła liczba odwiedzających z Chin kontynentalnych. W poniedziałek odwołano też planowany w związku z obchodami pokaz sztucznych ogni nad hongkońskim portem. USA, Australia i Singapur wydały ostrzeżenia przed podróżami do Hongkongu.
Domagają się demokratycznych reform
Akcje protestacyjne, głównie studentów i wykładowców akademickich, rozpoczęły się tydzień temu. Demonstranci domagają się demokratycznych reform. Protestują także przeciwko narzuconym przez Pekin zasadom wyboru szefa lokalnej administracji.
Hongkongowi, który w 1997 roku został zwrócony Chinom przez Wielką Brytanię, obiecano szeroki zakres autonomii, w tym politycznej, w ramach ukutej przez byłego przywódcę ChRL Deng Xiaopinga zasady "jeden kraj, dwa systemy". Tymczasem hongkońscy zwolennicy demokracji ostrzegają, że Pekin stara się stopniowo zacieśniać kontrolę polityczną nad regionem. Jednym z tego przejawów ma być - ich zdaniem - sposób wybierania szefa lokalnej administracji w 2017 r.
IAR,PAP,kh