- Żaden podatek nie zasługuje na to, by ryzykować jedność narodu - powiedział premier w telewizyjnym przemówieniu, w którym przedstawił planowane kroki. - Trzeba być głuchym, by nie usłyszeć gniewu Francuzów - dodał Philippe. Zapewnił też, że w czasie zimy nie będzie wzrostu cen gazu ani energii elektrycznej.
Decyzja władz ma na celu uspokojenie nastrojów, spowodowana jest także brakiem możliwości nawiązania dialogu z "żółtymi kamizelkami". Planowane na wtorek po południu spotkanie protestujących z premierem Edouardem Philippem zostało odwołane przez stronę rządową ze względów bezpieczeństwa. Ta część "żółtych kamizelek", która chciała szukać kompromisowego wyjścia z sytuacji otrzymywała pogróżki ze strony radykalnych członków ruchu. Grożono im nawet śmiercią.
Ogłoszenie o zamrożeniu rządowych planów podwyżki cen paliw może nie wystarczyć do uspokojenia nastrojów gdyż pojawiły się nowe żądania - podwyżek minimalnych płac, rewaloryzacji emerytur, które nie mogą być niższe niż 1200 euro oraz zwiększenia siły nabywczej pieniądza.
Protesty oddolnego ruchu "żółtych kamizelek", który sprzeciwia się m.in. podwyżkom akcyzy na paliwa i wzrastającym kosztom utrzymania trwają od 17 listopada.
W poniedziałek na francusko-hiszpańskiej granicy, w okolicy katalońskiej miejscowości La Jonquera, w wyniku blokad dróg utworzył się co najmniej 19-kilometrowy korek. Utknęło tam 3-4 tys. pojazdów.
W całym kraju trwają również blokady składów paliwa, m.in. w Mans (północ) czy Fos-sur-Mer (południe). Niektóre z tych blokad krytykowane są nawet przez same "żółte kamizelki". Po interwencji służb bezpieczeństwa niektóre blokady zostały przerwane.
Protest rozpoczęli też licealiści, którzy całkowicie lub częściowo blokowali około 100 szkół w całym kraju. Był to wyraz sprzeciwu wobec reform systemu edukacji, w tym wobec wprowadzenia nowego systemu rekrutacji na studia. W wielu przypadkach uczniowie wyrażali również poparcie dla "żółtych kamizelek".
Do protestów licealistów w niektórych miejscach przyłączyły się grupy chuliganów. W podparyskim Aubervilliers podczas blokady szkoły doszło do zamieszek i pożaru, a grupa zakapturzonych mężczyzn odcięła dostęp do budynku policjantom i strażakom.
Minister edukacji narodowej i młodzieży Jean-Michel Blanquer podkreślił jednak, że odsetek protestujących (uczniowie 100 z około czterech tysięcy szkół) jest niewielki. - Wielu ludzi usiłuje prześlizgnąć się przez furtkę protestów "żółtych kamizelek" - ocenił.
W sobotę manifestacje w stolicy Francji przerodziły się w akty przemocy i wandalizmu. Mer Paryża Anne Hidalgo w telewizji France 3 mówiła w poniedziałek, że szkody spowodowane przez sobotnie rozruchy szacowane są na 3-4 miliony euro. Ekonomiści ostrzegają, że protesty "żółtych kamizelek" mogą kosztować francuską gospodarkę nawet miliardy euro.
fc