Włochy są obecnie epicentrum pandemii koronawirusa. Rozprzestrzenia się ona tak bardzo, bo władze nie zareagowały właściwie na czas – mówi portalowi PolskieRadio24.pl Maciej Pawłowski, Polski Instytut Spraw Międzynarodowych.
Druga fala epidemii w Chinach? Ekspert: koronawirus zmieni cały świat, jesteśmy na początku drogi
Obecnie we Włoszech liczba zmarłych stale rośnie i jest już wyższa niż oficjalny bilans ofiar śmiertelnych koronawirusa w Chinach - wynosi obecnie około 4000 osób. Ostatniej doby we Włoszech zmarło 627 osób, poprzedniej 475.
Analityk PISM zauważa, że ogniska pandemii są przede wszystkim w tych rejonach, gdzie mieszka duża diaspora chińska, na północy Włoch, w rejonach uprzemysłowionych – m.in. w Lombardii, Wenecji Euganejskiej.
Więcej o środkach podjętych m.in. w odpowiedzi na rozprzestrzenianie się pandemii, a także o sytuacji w Hiszpanii - w tekście rozmowy.
Flaga z hasłem "Wszystko będzie dobrze" wywieszona podczas kwarantanny w Rzymie. Fot. PAP/EPA/MAURIZIO BRAMBATTI
***
PolskieRadio24.pl: Jak wygląda sytuacja w związku z wybuchem pandemii we Włoszech? Obecnie Włochy wydają się epicentrum pandemii.
Maciej Pawłowski, Polski Instytut Spraw Międzynarodowych: We Włoszech koronawirusem zaraziło się 47 tysięcy osób, a prawie 4 tys. spośród nich zmarło – to więcej niż w Chinach. Kryzys w Azji wygasa. Obecnie to we Włoszech sytuacja jest najbardziej dramatyczna.
Gdy epidemia wygaśnie, pozostaną problemy natury ekonomicznej. Same straty z tytułu wycofanych rezerwacji w hotelach i odwołanych wyjazdów do Włoch w drugim trymestrze tego roku wyniosą co najmniej 7,5 mld euro. Samo to jest potężnym uderzeniem w gospodarkę.
Od 19 lutego do 12 marca indeks giełdowy w Mediolanie obniżył się o 40 procent. Różnica kosztów obligacji włoskich wobec niemieckich, co jest uważane za wskaźnik zaufania do rynku, od 21 lutego do 18 marca wzrósł ze 130 do 276 punktów bazowych.
Włochy stoją po pierwsze przed zadaniem powstrzymania pandemii, która coraz bardziej się rozprzestrzenia, a po drugie, po jej opanowaniu, trzeba będzie mierzyć się z jej konsekwencjami ekonomicznymi.
Widać już duże załamanie w sferze gospodarki? Jakie są zagrożenia? Jakie są scenariusze, jeśli chodzi o sytuację gospodarczą we Włoszech?
Po pierwsze, turystyka stanowi 13 procent włoskiego PKB. Po drugie wielu przedsiębiorców nie prowadzi obecnie działalności gospodarczej, bo nie może, jest ona zawieszona. Ci pracownicy, którzy mają niestabilne umowy, a takie we Włoszech też występują, nie otrzymują wynagrodzenia.
Rząd w odpowiedzi na to wydał dekret ”Cura Italia” - ”Uleczmy Włochy”. Zakłada on przeznaczenie 25 mld euro na walkę z koronawirusem, z tego przynajmniej 10 mld euro ma być przeznaczone na wsparcie pracowników i rodzin, w tym dla osób, które nie otrzymują wynagrodzenia, bo pracowały na kontraktach tymczasowych, cywilno-prawnych, gdzie wynagrodzenie uzależnione jest od liczby przepracowanych godzin. Będą one otrzymywać zasiłek w wysokości 500 euro miesięcznie.
Zawieszone będą kredyty dla osób fizycznych i dla przedsiębiorców, którzy nie są w stanie ich spłacić. 3 mld euro będą zaś przeznaczone na służbę zdrowia i obronę cywilną.
Wiadomo też, że w związku z kłopotami gospodarczymi, utraconymi dochodami i zwiększonymi wydatkami, deficyt budżetowy w przyszłym roku wzrośnie przynajmniej do 2,5 procenta PKB, a być może więcej, nie wiadomo bowiem, jak długo pandemia będzie się rozprzestrzeniać. To istotne, ze względu na włoski dług publiczny, który wynosi 138 procent PKB.
Czy już teraz podejmowane są działania w związku z zadłużeniem i pogorszeniem sytuacji?
Tak. W pierwszych dniach wydawało się, że instytucje unijne nie zajmują się kwestią koronawirusa, jednak w ostatnim czasie widzimy dynamiczną zmianę w tej kwestii. Komisja Europejska zaproponowała najpierw 37 mld euro na walkę z koronawirusem ad hoc z niewykorzystanych środków z funduszu spójności. Z tej puli 853 miliony euro mają być przeznaczone dla Włoch. To kwota niesatysfakcjonująca, zbyt mała. Następnie jednak państwa eurogrupy zdecydowały 16 marca o przeznaczeniu 120 mld euro na pokrycie kosztów epidemii w ramach strefy euro.
Nie wiemy dokładnie, ile z tej puli zostanie przeznaczone dla Włoch. Jednak tutaj jest więcej środków do dyspozycji, a grupa odbiorców jest zawężona do państw, które są w strefie euro.
Ważną decyzję podjęto 18 marca. Szefowa Europejskiego Banku Centralnego Christine Lagarde, która jeszcze parę dni temu deklarowała, że nie będzie podejmować działań na rzecz walki z kosztami obsługi włoskiego zadłużenia, teraz ogłosiła, że na cel wykupywania obligacji państw zadłużonych i obrony przed niekontrolowanym wzrostem długu, przeznaczone będzie aż 750 mld euro.
Z dnia na dzień zaczynają pojawiać się informacje o coraz większych środkach angażowanych w walkę z kryzysem. Daje to nadzieję, że zostanie on opanowany.
Jeśli nie potrwa długo. Na razie bowiem nikt chyba nie jest w stanie oszacować kosztów tego kryzysu. Czy możemy prześledzić, dlaczego ten kryzys we Włoszech przybrał tak ostrą formę?
W mojej ocenie włoski rząd był zaskoczony sytuacją. Nie wprowadzał środków zapobiegających, tylko reagował. A ta reakcja często była niewspółmierna.
Po wykryciu pierwszego przypadku 30 stycznia na drugi dzień wprowadzono stan wyjątkowy. Wbrew nazwie nie wiąże się on jednak z takimi działaniami, jakie przewidziane są w polskim prawodawstwie.
Tak naprawdę chodziło o to, by państwo przejęło od władz regionalnych kompetencje do kierowania służbą zdrowia. Na stanowisko rządowego komisarza do spraw kryzysu powołany został szef Obrony Cywilnej, Angelo Borrelli.
Przez długi czas nic się nie działo. Potem 18 lutego w Codogno w Lombardii pojawił się drugi pacjent, który spożywał posiłek z osobą zakażoną koronawirusem, która nie przeszła badań na obecność patogenu, choć powinna była to zrobić wedle obowiązujących procedur. Sam pacjent z Codogno znikąd nie podróżował. Od tego momentu w ciągu pięciu dni liczba zakażonych wzrosła do ponad stu osób.
24 lutego podjęto pierwsze poważniejsze kroki. Zakazano opuszczania pojedynczych miejscowości w Lombardii i Wenecji Euganejskej, w których zdiagnozowano pojawienie się koronawirusa i nazwano te tereny strefami czerwonymi.
Zostały one poddane kwarantannie. Miało to jednak charakter punktowy – dotyczyło, zdaje się, pięciu miejscowości, których mieszkańcy nie mogli ich opuszczać.
Rząd na początku nie chciał powiększać tej strefy, podejmować radykalnych decyzji na terenie całego kraju. Zakazał tylko manifestacji i zgromadzeń publicznych, w tym mszy świętych. Nie podjął jednak innych środków w trosce o kondycję włoskiej gospodarki. Obawiano się, że zamknięcie restauracji, dyskotek sprawi, że przedsiębiorcy nie będą mieli możliwości uzyskiwania dochodów i przyniesie to kryzys. Dziś wiemy, że gdyby bardziej radykalne środki podjęto wcześniej, kryzys trwałby krócej i mniej się rozprzestrzeniał. Zaś koszty pandemii dla gospodarki z każdym dniem rosną.
8 marca zdecydowano się objąć czerwoną strefą całą Lombardię i 14 gmin Wenecji Euganejskiej. Dzień wcześniej nastąpił jednak przeciek medialny, w wyniku którego spora część ludności z północy zaczęła uciekać na południe. Często były to osoby będące nieświadomymi nosicielami wirusa. W związku z tym dzień później objęto cały kraj czerwoną strefą. Zawieszono imprezy sportowe, zamknięto szkoły, placówki oświatowe. Natomiast restauracje i dyskoteki zamknięto dopiero 11 marca.
Do czego doprowadziło zwlekanie z wprowadzeniem tych ograniczeń?
Po pierwsze, miał miejsce exodus na południe. Po drugie, duża część Włochów nie zmieniła swojego trybu życia – nadal przebywała godzinami w restauracjach, chodziła do fryzjera. Nie zamknięto się w domu. Wirus dalej się rozprzestrzeniał.
I nawet teraz szacunki wskazują, że mniej niż 60 procent osób stosuje się do restrykcji. Ludzie nadal organizują sobie pikniki rowerowe, wycieczki. Nie traktują sprawy wystarczająco poważnie – mimo że w sondażach deklarują, że restrykcje powinny być jeszcze silniejsze.
Rząd rozważa, w porozumieniu z sieciami komórkowymi, inwigilowanie obywateli poprzez GPS, by określić liczbę osób, które łamią zakazy i by w jakiś sposób zniwelować ten problem.
Obecnie restrykcje są dość poważne: nie można wychodzić z domu, wyjątkiem są wizyty u lekarza, w sklepie.
Na ulicach prowadzone są policyjne kontrole. Można wychodzić do lekarza, do sklepu, do bliskich, którzy sami nie mogą sobie poradzić. Policja zbiera deklaracje, kontroluje sytuację. Mimo tego w niektórych rejonach nadal widoczne są tłumy.
Burmistrzowie, lokalni radni, tworzą obywatelskie patrole, które zachęcają ludzi do powrotu do domów z miejsc, gdzie wielu ich się gromadzi. Jednak w dalszym ciągu te działania są nieskuteczne.
Agencja prasowa podała, że z danych operatorów wynika podobno, że 40 procent mieszkańców Mediolanu wychodzi z domu mimo zakazu. Mamy ciągły przyrost przypadków zakażeń i także ofiar śmiertelnych. W ciągu poprzedniej doby zmarło aż 475 osób, w ciągu ostatniej doby 427, poprzedniej zakażonych było 35 tysięcy, teraz mowa już o ponad 41 tysiącach.
EPA: konwój samochodów wojskowych, przewożących trumny z ciałami osób zmarłych w wyniku koronawirusa. PAP/EPA/FABIO CONTI
Największe ogniska pandemii to obecnie Bergamo… Zmarło tam w ostatnich dniach ponad 500 osób. To trudne do wyobrażenia. Stąd przychodzą m.in. informacje o tym, że ciała zmarłych w trumnach przewożone są do innych miast, bo nie jest możliwe przeprowadzenie kremacji z powodu tak dużej liczby zgonów. Wojsko musiało przetransportować ciała umarłych do innych rejonów Włoch.
Z Bergamo wojsko transportuje także pacjentów do innych miejscowości, bo nie ma wystarczającej ilości miejsc dla nich w lokalnych szpitalach.
Jest tutaj pewna prawidłowość, wskazująca na to, dlaczego kryzys zaczął się właśnie w Lombardii i w Wenecji Euganejskiej. Są to regiony, w których jest największa diaspora chińska. W Lombardii mieszka 70 tysięcy Chińczyków. Najprawdopodobniej ktoś z nich przywiózł ze sobą zakażenie koronawirusem, wracając z podróży do Chin.
Najwięcej spośród 300 tys. Chińczyków we Włoszech mieszka na północy, w Lombardii i w Wenecji Euganejskiej, Toskanii, Emilii Romanii. To są bowiem regiony najsilniejsze ekonomicznie.
I istnieje możliwość znalezienia tam pracy. Ponieważ w Chinach zatajono fakt pojawienia się nowego wirusa i Chińczycy mogli przemieszczać się tradycyjnie po całym kraju i często po całym świecie w związku z uroczystościami chińskiego Nowego Roku, zapewne część z włoskiej diaspory mogła zakazić się tym patogenem podczas podróży do Chin czy później podczas spotkań wewnątrz tej diaspory.
Także karnawał wenecki był miejscem dużych skupisk ludzkich – wówczas 12 osób od razu trafiło do szpitala, imprezę odwołano.
Sytuacja jest dramatyczna. W mediach możemy czytać m.in. rozmowy z lekarzem, który mówi, że nie ma wystarczającej liczby respiratorów. Inni lekarze przypominają, że wiele osób nie może się pożegnać z bliskimi, potrzebne są tablety. Leczenie choroby wymaga respiratorów, miejsc na intensywnej terapii. Wszystko to jest trudne do wyobrażenia.
Do tego jest to choroba, której jeszcze całkowicie nie znamy. Nie znamy jej możliwych konsekwencji.
Czego na przykładzie Włoch uczy nas ten kryzys?
Uczy nas, że daleko idąca decentralizacja państwa, w tym przypadku służby zdrowia, w sytuacjach kryzysowych może spowodować opóźnione reagowanie. Widać, że przenoszenie produkcji przemysłowej zbyt daleko od kraju pochodzenia w przypadku sytuacji kryzysowej może prowadzić do poważnych problemów gospodarczych i powodować poważne braki zaopatrzenia, także w zakresie produktów strategicznych.
Kryzys pokazuje, że ludzie w tego rodzaju sytuacjach są bardzo podatni na panikę. Pojawia się wiele łańcuszków internetowych, dezinformacji, nieprawdziwych doniesień o tym, że stolice miast zostaną odcięte, nie będzie pożywienia i tak dalej. To miało miejsce w Hiszpanii, prawdopodobnie także we Włoszech, też w Polsce. Ludzie zaczęli wykupywać artykuły takie jak makaron, ryż, papier toaletowy. Z drugiej strony we włoskiej telewizji pokazuje się sprzedawców na targach warzywnych, którzy nie znajdują nabywców na swoje produkty.
Jak się wydaje, społeczeństwa są bardzo podatne na takie działania emocjonalne. One zaś mogą być wynikiem dezinformacji z zewnątrz. Po drugie takie postawy nie prowadzą do rozwiązania sytuacji, mogą szkodzić, np. zwiększając ceny poszczególnych artykułów.
Zatem panika jest szkodliwa dla całości społeczeństwa, sama w sobie wywołuje problemy.
Jest też przejawem egoizmu.
Jeśli chodzi o scenariusze rozwoju pandemii: uważa się, że Włochy przechodzą obecnie przez szczyt pandemii, ale niestety apogeum będziemy obserwować w Hiszpanii, Francji.
Komisarz Borelli w połowie tego tygodnia ocenił, że kluczowy będzie przyszły tydzień. Wtedy ma nastąpić spadek liczby zachorowań. Miejmy nadzieję, że tak się stanie.
Tymczasem we Francji, Hiszpanii, spodziewany jest wzrost liczby zachorowań.
W Hiszpanii jest już około 17 tysięcy zakażonych. Hiszpania między innymi będzie weryfikacją tezy, że wyższe temperatury mają doprowadzić do zmniejszenia zachorowalności na tego wirusa. Tam obecnie temperatury sięgają 20 stopni Celsjusza.
Zdarzają się też przypadki koronawirusa w krajach, gdzie temperatura jest wysoka.
Być może niższe temperatury sprawiłyby, że byłoby ich więcej. Tego jeszcze nie wiemy.
Tymczasem już teraz rząd w Hiszpanii zdecydował się na poważne kroki natury ekonomicznej. Premier Pedro Sánchez zadeklarował ogłoszenie pakietu w wysokości 200 mld euro na walkę z kryzysem. Z tego 117 mld euro ma pochodzić ze środków publicznych, reszta ze zmobilizowanych środków prywatnych. Mają to być przede wszystkim zasiłki dla bezrobotnych, tracących pracę. Wiele osób w Hiszpanii pracuje na kontraktach tymczasowych, umowach, które w Polsce nazwalibyśmy śmieciowymi. Dostaną zasiłki, zwolnienie z opłat za media, zawieszenie spłat kredytów. Planowane jest wsparcie dla przedsiębiorców. To na razie najbardziej zdecydowane działania wśród państw członkowskich, jakie widziano do tej pory.
Jak zaś sytuacja pandemii wpłynęła na sytuację polityczną we Włoszech?
Ze względu na to, że rząd stopniował restrykcje, zaufanie do jego działań gwałtownie spadło. Na początku lutego 80 procent Włochów oceniało, że rząd działa właściwie. Ale w tym momencie tylko 34 procent tak twierdzi, a 51 procent ocenia, że działa źle.
Ten kryzys próbuje wykorzystać opozycja, czyli Liga i Bracia Włosi, a Naprzód Włochy – w mniejszym stopniu. Te dwie pierwsze partie mówią jednym głosem – o tym, że wsparcie państwa jest niedostateczne, że powinno wynosić co najmniej 70 mld euro. Cały kraj powinien już od końca lutego stanowić czerwoną strefę, być poddanym kwarantannie.
Obie te partie, Liga i Bracia Włoch, zarzucają Unii Europejskiej pozostawienie Włochów samych. Są to, dodajmy, partie eurosceptyczne, w których programie jest wystąpienie ze strefy euro i ograniczenie integracji europejskiej.
Liga i Bracia Włoch domagają się też przeprowadzenia wcześniejszych wyborów parlamentarnych, które zapewne by wygrały. Liga ma bowiem obecnie 31 procent poparcia. Prowadzi w sondażach. A Bracia Włoch mają około 13 procent. Od pół roku poparcie dla nich stale rośnie. Przejmują wyborców Ruchu Pięciu Gwiazd. Razem te partie zapewne stworzyłyby koalicję, ewentualnie jeszcze, choć nie jest to pewne, z partią Naprzód Włochy. Nie wiadomo, czy ta partia byłaby im w ogóle do tego potrzebna.
Lider partii Naprzód Włochy Silvio Berlusconi też krytykuje działania rządu. Twierdzi, że są niedostateczne, popiera szybsze wprowadzanie restrykcji. Deklaruje jednak, że jeśli rząd przyjmie jego postulaty, to może go poprzeć. To pewnego rodzaju oferta. 83-letni Berlusconi osobiście nie przepada za Salvinim, mimo że teraz współpracują. Może więc być skłonny do tego, żeby po tym kryzysie wejść do koalicji rządowej. Może to być dla niego korzystniejsze niż czekanie do wyborów, które mogą się odbyć się w 2023 roku i po których wcale nie musi być potrzebny.
Jeśli zaś chodzi o koalicję, to składa się ona z Partii Demokratycznej, Ruchu Pięciu Gwiazd i małej partii lewicowej Wolni i Równi. Winą za kryzys może zostać obarczony minister zdrowia Roberto Speranza, który jest liderem partii Wolni i Równi. Jego ugrupowanie ma obecnie mniej niż 2 procent poparcia. Poparcie zaś dla Partii Demokratycznej, Ruchu Pięciu Gwiazd jest stałe – kolejno 21% i 15%. Jest jednak jeszcze ugrupowanie Italia Viva byłego premiera Matteo Renziego – które nie jest w rządzie, ale jest w koalicji parlamentarnej. Partia ta obecnie krytykuje rząd – próbuje z jednej strony przejąć wyborców PD, z drugiej – wyborców partii Berlusconiego. To niepewny partner w układzie koalicyjnym.
Przewiduję w związku z tym, że po zakończeniu pandemii może dojść do dymisji rządu - we Włoszech dzieje się to średnio co roku i sytuacja by temu sprzyjała. Może zmienić się koalicja: przypuszczam, że pozostaną w niej Ruch Pięciu Gwiazd i Partia Demokratyczna. Jednak Naprzód Włochy może zastąpić Italię Vivę oraz Wolnych i Równych. Może zatem powstać stabilniejszy rząd trzypartyjny. To pierwszy scenariusz. Premierem mógłby być były prezes EBC Mario Draghi albo obecny minister gospodarki Roberto Gualtieri, ponieważ po pandemii rząd będą czekać przede wszystkim wyzwania ekonomiczne.
Może także utrzymać się obecna koalicja, kosztem wejścia partii Italia Viva do rządu. Wtedy być może Renzi uzyska stanowisko ministerialne. Byłoby to jednak działanie nie gwarantujące stabilności, gdyż Renzi jest politykiem z dużymi ambicjami i rozbudowanym ego. To mogłoby przynieść efekt taki jak z Matteo Salvinim z czasu koalicji Ruchu 5 Gwiazd i Ligi – mógłby to być polityk, który podejmuje samodzielnie decyzje i często stawia rząd przed faktem dokonanym. To by prowadziło do głębszego kryzysu.
Mimo wszystko spodziewam się modyfikacji koalicji. Moim zdaniem nie dojdzie do przedterminowych wyborów, ponieważ oprócz Ligi i Braci Włoch – żadnej partii to się nie opłaca.
A jaki byłby horyzont czasowy?
Prawdopodobne stałoby się to późną wiosną lub latem. Ponadto w moim przekonaniu, w związku z tym, że zbliża się decydująca faza negocjacji w sprawie budżetu unijnego na lata 2021-2027, po ciosach zadanych przez koronawirusa, Włochy będą zdecydowanie bardziej nieustępliwe w kwestii negocjowania środków na politykę spójności, wspólną politykę rolną.
Polski rząd mógłby to wykorzystać. Można by w ten sposób ograniczyć zakusy państw tzw. skąpej piątki, które chcą ten budżet okroić – o ile one już same sobie nie zdają sprawy, że ich argumenty w tej sytuacji straciły rację bytu.
Środki z polityki spójności i wspólnej polityki rolnej dadzą możliwość inwestowania, co wpłynie na kondycję gospodarek państw UE, zwłaszcza tych dotkniętych przez pandemię. Pozwolą one na walkę z gospodarczymi skutkami koronawirusa. W końcu często w sytuacji kryzysów gospodarczych szuka się rozwiązań interwencjonistycznych które mogą dać zastrzyk gospodarce.
***
Z Maciejem Pawłowskim z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl.
Jak się chronić przed koronawirusem (PAP)